Mężczyzna z internetu został miłością jej życia. Historia kultowej autorki porusza bardziej niż jej książki

viva.pl 8 godzin temu
Zdjęcie: KRZYSZTOF OpaliIński


Życie Małgorzaty Kalicińskiej jest jak powieści, które pisze. Jest w nim miejsce na dwóch mężów (byłego i aktualnego), ciężką chorobę, książki i zwierzęta. Autorka „Domu nad rozlewiskiem” i „Domu na głowie” opowiedziała Katarzynie Piątkowskiej o miłości, przebaczeniu, przeznaczeniu i zaciętej walce z przeciwnościami losu.

Trzynaście lat temu, po bankructwie, rozwodzie z pierwszym mężem Maciejem, Małgorzata Kalicińska, autorka „Domu nad rozlewiskiem”, a teraz „Domu na głowie”, zamieszkała 50 kilometrów od Warszawy. Na wywiad zaprosiła mnie do swojego domu, bo stara się nie wyjeżdżać stamtąd na długo ze względu na stan zdrowia jej ukochanego drugiego męża Włodzimierza. Podczas tego spotkania rozmawiałyśmy o miłości, mężczyznach, drugich szansach, przebaczeniu, chorobie, śmierci, ukochanych zwierzętach (raczej starych) i starości, czyli po prostu o życiu. I oczywiście o książkach, bo zarówno te, które sama pisze, jak i te, które czyta, dają jej wytchnienie. Nie znam nikogo innego, kto by tak pięknie, ale jednocześnie z dystansem i humorem o tych wszystkich rzeczach gawędził.

Małgorzata Kalicińska w wywiadzie VIVY!

– Całe Pani życie to jest naprawdę niezła historia na jakiś scenariusz.
Trochę tak. Fajnie jest mieć interesujące życie. Ja na przykład wydłubałam sobie pana inżyniera Włodka z internetu. Na początku wymieniliśmy chyba z tysiąc maili. Wie pani, ile prawdy można sobie wtedy napisać? W tysiącu maili nie da się udawać. Ponad rok pisaliśmy do siebie dwa razy dziennie. A potem przyleciał do Polski.

– Zakochała się Pani w mężczyźnie z internetu?
Jeszcze wtedy się nie zakochałam. On zresztą też nie, ale byliśmy sobą bardzo zainteresowani.

– Zdjęcia też sobie wysyłaliście?
Mieliśmy sobie dużo do powiedzenia o wszystkim, o kinie, o dzieciach, o życiu, ale nie wiedzieliśmy, jak wyglądamy. A potem Włodek przyleciał do Polski na urlop. Akurat byłam w Poznaniu na targach, gdzie miałam spotkanie z czytelnikami. Znalazł mnie tam. Pomyślałam: Kurczę, przystojny! Zjedliśmy jakiś obiad, poszwendaliśmy się po mieście, a potem on powiedział, iż jedzie. A we mnie wszystko zawołało: „Ale w życiu! Jak to jedzie?”. Został nie tylko do następnego dnia, ale już na całe życie. Spędziliśmy wówczas razem dwa tygodnie w miłej agroturystyce. Wyjechałam zakochana po uszy, a on szalenie zainteresowany i zaintrygowany. Nie wyobrażaliśmy sobie rozstania. On jednak musiał wrócić do Korei, a iż ja nie miałam nic do roboty w Polsce, poleciałam do niego.

– Ryzykantka?
Jak to w „Muminkach” mówiła Mała Mi, zrobiłam desperackiego susa na drugą krę. Po trzech latach Włodek się dowiedział, iż czas na emeryturę. Wiadomo było, iż wraca do Polski. To dlatego znalazłam to miejsce 50 kilometrów od Warszawy. Jego syn zaprojektował nam dom i mieszkamy tu już 13 lat. On nigdy nie mieszkał na wsi, ja za to mam wiochę w duszy.

TYLKO W VIVIE!: Miała wszystko, a u szczytu popularności zniknęła na 10 lat. Pietrucha ujawnia, co ją do tego zmusiło

– Pani jest przecież warszawianką.
Nawet jestem „saskokępianką”, czyli panienką z Saskiej Kępy. Ale moją małą ojczyzną z dzieciństwa jest wieś Szafranki nad Biebrzą. I te Szafranki po wielu latach się we mnie odezwały. Usłyszałam głos: „Chcesz mieszkać na wsi, Gośka”. Nie jestem przywiązana do jednego miejsca. Mieszkałam w Warszawie, mieszkałam na Mazurach, teraz jestem tu, na Mazowszu. Włodek mówi, iż nieważne gdzie, ważne z kim. Mój brat, który tu zadomowił się przed nami, znalazł dla nas działkę. Póki żył, mieliśmy dobre kontakty. Jak z byłym mężem. Zanim zakończyła się budowa, zamieszkaliśmy właśnie u niego.

– Pani jest niemożliwa (śmiech).
Moja koleżanka zapytała mnie, czy mamy do domu dwa oddzielne wejścia. Nie mogłam zrozumieć, o co jej chodzi. Jak to dwa wejścia?, myślałam. Przecież jak przechodzę obok byłego męża, to nie wygryzam mu aorty ani nie wbijam topora w łeb. Dobrze się rozstaliśmy, lubimy się, jest przyjemnie. Trudno jej było to pojąć, bo pamiętam, iż pytała mnie jeszcze, czy gotuję dla wszystkich. Powiedziałam, iż dla wszystkich, czyli dla siebie, byłego męża i przyszłego męża. Jak miałabym gotować dla Włodka, a Maćkowi nie dać?

– Długo to trwało?
Dwa miesiące. Obyło się bez kłótni, bez awantur. Panowie wieczorami odpalali mecze, a ja gotowałam.

– Może to Pani kiedyś opisze w kolejnej książce?
Może. Teraz robię to, co lubię. Troszczę się o męża. To jest teraz moja najważniejsza działalność życiowa.

TYLKO W VIVIE!: Jej wypowiedź wywołała burzę w sieci, teraz mówi dość. Tak odniosła się do krytyki. Zwraca uwagę na jedno

Najnowszy numer magazynu VIVA! z całym wywiadem dostępny od czwartku - 3 lipca 2025 roku. W sprzedaży do 23 lipca.

Idź do oryginalnego materiału