Wołając ciszą.
Cykl zatacza swoje koło. Zacząłem ten rok od zorganizowania pierwszego w Polsce koncertu belgijsko-litewskiego projektu Merope w ramach 14. Dni Muzyki Nowej w Gdańsku, gdzie wystąpili z genialnym francuskim perkusistą, improwizatorem Toma Goubandem. Dodam dla zainteresowanych, iż to była ostatnia edycja gdańskiego festiwalu.
Merope na poprzedniej swojej płycie „Salos” (2021) grali jeszcze w trio z flecistą Jeanem Christophe’em Bonnafousem. Niezmiennie trzonem przedsięwzięcia pozostaje duet: Indrė Jurgelevičiūtė (śpiew, kanklės, elektronika) i Bert Cools (gitary, syntezatory, elektronika). Na pewno mocnym i trwałym łącznikiem spajającym ostatnie albumy Merope są stare tradycyjne pieśni litewskie jakie wykorzystuje Jurgelevičiūtė, co pamiętamy też z „Naktės” (2018).
O tym najnowszym wydawnictwie „Vėjula” członkowie Merope mówią, iż to jak dotąd najbardziej eksperymentalny ich materiał. Choć odnoszę wrażenie, iż to bardzo minimalistyczny album jak na Merope i silnie medytacyjny. Ten eksperymentalny rys dobrze się pokazał w dwóch pierwszych nagraniach. W „Koumu Lil” gęste elektroniczne zwoje melodii Indrė i Berta oraz brzmienie tradycyjnego litewskiego chordofonu zostały dopełnione delikatną linią basu Driesa Laheye’ego i równie eterycznym pasmem syntezatora Juno-60 obsługiwanego przez Craiga Taborna. W tym drugim fragmencie „Namopi” poza duetem Merope słyszymy też znakomite postaci takie jak Laraaji (cytra, syntezator) i Shahzad Ismaily (Moog, bas, głos, perkusja). Ismaily’ego powróci też w innych kompozycjach.
„Lopšinė” w języku litewskim oznacza kołysankę i właśnie taki jest ten utwór – kołyszący i otulający dzięki niezwykłej barwie oraz ekspresji głosu Jurgelevičiūtė, a także dialogowi rozmarzonych gitar Billa Frisella i Coolsa. Odpływają razem na pogranicza, rozdroża snów. Słowa i muzyka pochodzą z tradycyjnej folkowej pieśni litewskiej.
Instrumentalny „Vija” ma charakter spokojnego potoku, strumienia dźwiękowego transmitującego szepty mknące między strunami kanklės a migoczącą elektroniką. W magicznym „Spindulė” słychać kamienie Goubanda – totalnie zjawiskowego i oryginalnego muzyka. Kto słyszał i widział go na żywo to wie, o czym mówię. Gra na różnych kamieniach, obiektach uderzając w nie np. kawałkiem gałęzi czy łodygą wysuszonej rośliny. Oczywiście też sięga po tradycyjne pałeczki i na skromnym zestawie czyni cuda. Na Dni Muzyki Nowej przyleciał m.in. z wielkim bębnem.
W nagraniu „Agala” wspomagają Merope Gabija i Milda Adomonytės, tworząc wciągające serpentyny wokalne „tańczące” i zapadające się w głąb leśnego echa elektroniki. „O Underhill” to jeszcze większy eksperyment na poziomie sonicznym i duchowym, powoli rozczepiany na wiele warstw wyścielonych cienistą wrażliwością. Dochodzą do nas zarówno basowo-moogowe częstotliwości generowane przez Ismaily’ego, znakomite współbrzmienie głosów Gabija, Adomonytės oraz Jurgelevičiūtė, jak też szemrzący w oddali field recording.
Na finał kompozycja „Rana” będąca również tradycyjną folkową pieśnią litewską, ale w jakże niezwykłym i uwspółcześnionym ujęciu. W pierwszych chwilach ten fragment budzi skojarzenia z wpatrywaniem się w krajobrazy sfilmowane na taśmę 8mm, gdzie skale szarości próbują podkoloryzować widok zieleni na dzikiej, ale tętniącej życiem leśnej polany. Tutaj czuć cały kunszt wokalny Indrė z jej pięknym długim „okrzykiem”, który wykonuje przykładając obie dłonie do ust. W pewnym momencie jej głos unosi się wysoko nad koronami drzew, milknie i zostaje sama dryfująca elektronika.
Szczęśliwie o Merope jest coraz głośniej w Polsce i nie tkwię już sam w oczarowaniu ich muzyką. Nie tak dawno Ula Nowak pisała o „Vėjula” na łamach Radiowego Centrum Kultury Ludowej, m.in. tak: „Vėjula” pomimo pokładów delikatności, ma bardzo mocne przesłanie. Co najważniejsze i najciekawsze, nie jest to manifest zawarty w słowach ani żaden nahalny storytelling. To raczej podskórnie wyczuwalny szept. Z kolei Hanna Szczęśniak z RCKL i Radiowej Dwójki kilka tygodni temu grała na antenie kompozycje z „Vėjula”. Do sprawdzenia tutaj. Indrė możemy usłyszeć także na tegorocznej płycie Raphaela Rogińskiego „Žaltys”.
Ja obcuję z muzyką Merope od wielu lat i nie tylko pod tą jedną nazwą, wystarczy wymienić inne świetne projekty tych muzyków: Book of Air, Fieldtone czy Hoera. „Vėjula” pozostało śmielszym poszerzeniem terenu dla muzyki tradycyjnej, okadzenie ją abstrakcyjnością i poprowadzenie nas w głębsze zakamarki odczuwania. Merope otaczają się nie tylko pewną dozą tajemnicy i magicznym realizmem natury, ale też wybitnymi muzykami, co tylko pokazuje, iż Indrė i Bert prezentują nietuzinkową jakość, wizję i ogromną wrażliwość do łączenia się z wszechświatem. Podszeptują sugestywnie, iż będąc autentycznie zakorzenionymi w przeszłości jesteśmy w stanie szczerze przejrzeć się w źrenicach nie tak odleglej załzawionej przyszłości. Merope nie mówią tego wprost, ale wołają o szacunek do natury.
STROOM.tv / Granvat | listopad 2024
Strona Merope »
Profil na Facebooku »
Strona granvat »
Profil na Facebooku »