Maxxxine

aleksandra.jursza.net 5 dni temu

– Zakład, iż scenariusz częściowo pisało AI? – zapytała widzka zza moich pleców. Przez ostatnie pół godziny filmu para namiętnie komentowała fabułę, ale dzięki rozwalonemu aparatowi z lewego ucha ich rozmowa niezbyt mnie przeszkadzała, bo bardziej słyszałam głośniki, niż ich. – To jest ładne wizualnie, ale nic ze sobą nie reprezentuje…

Przypomnę: jeżeli chcecie komentować film, to róbcie to w domu. Bardzo Was o to proszę, bo ludzi jednak trochę było i ja rozumiem, iż paczką przychodzicie, ale są osoby, które jednak samotnie spędzają seans i chcą w pełni z niego korzystać. DZIĘKUJĘ.

„Maxxxine” to film średni. Taki 6/10.

Dlaczego nie wyżej?

Wpłynęło na to kilka rzeczy.

Po pierwsze: film nie wiedział, czym dokładnie chce być. Tak, zgadzam się z niektórymi kolegami/koleżankami po fachu recenzenckim, iż „Maxxxine” chciałaby być burzą, takim PIERDOLNIĘCIEM, ale brakuje jej konkretnie obranej strony. Teoretycznie, jeżeli film może być bardzo długi, to może znaleźć kilka motywów, jednakże… główna awantura musi być wyniosła, odczuwalna, bo mam wrażenie, iż jeżeli film chce łapać wiele srok za ogon, to staje się miałki, nijaki. Tu trochę tak było. Nie zrozumcie mnie źle, „Maxxxine” nie jest paździerzem, ale do tego przejdę na końcu.

Nasza koffana Maxxx… znaczy, Maxine zaczyna karierę w Hollywood. Jednakże ma mały problem. A adekwatnie to wielki, ponieważ po mieście grasuje seryjny morderca, a ona jest szantażowana przez pewnego bydlaka…

Od kryminału do slashera zdaje się droga krótka, ale tu coś nie pykło. Miałam wrażenie, iż film bardziej jest detektywistyczny, niż slasherowy. Owszem, padły jakieś trupy, no ale… thriller też często ma masę trupów i jakoś nie nazywamy go slasherem. Ja, przychodząc na seans byłam przygotowana na gęste posłanie truposzy, ale oschłe komentarze wobec filmu nieco mój zapał ostudziły i jakoś niespecjalnie się zawiodłam. Serio, nie chciałam ich czytać, no ale wypełniony wall fanpejami filmowymi…

Wracając do tematu.

To się przyjemnie oglądało, a jedną z przyczyn jest muzyka. Zadbano o to, by film posiadał bardzo przyjemną, odprężającą ścieżkę dźwiękową. I zostałam na napisach końcowych, no i w pierwszej chwili chciałam się z nich od razu poderwać, ale widzę, iż mało kto się podnosi, po prostu lud dyskutuje o „Maxxxine”. No to i ja sobie czekam i widzę, iż jeden z pracowników wchodzi na salę i sobie siedzi, słuchając muzyki. Ojej, niby nic wielkiego, ale w tamtym momencie poczułam ogromną miłość do kina, coś pięknego . Chyba jedna z piękniejszych chwil w moim życiu xD.

Mówi się, iż „Maxxxine” to list miłosny do lat 80′. Być może, ale ja się doszukiwałam w tych wszystkich dekoracjach, ujęciach i charakteryzacjach czegoś więcej. Widać, iż Ti West chce się bawić z widzem i w sumie daje mu niezłe wyzwanie. Z perspektywy foliarza treść zawarta w „Maxxxine” jest ciekawa, bo jasno ona opisuje, czym Hollywood jest i jaka jest jego stylistyka. Ba, pod koniec pada komentarz ekranowej reżyserki „wyglądasz jak z filmu Hitchcocka”. I niby można temu przyklasnąć, w końcu to ładne i zgrabne nawiązanie do klasyki horroru, w końcu Maxine zaczyna karierę od tego gatunku. Ale… sama bohaterka bardziej mi przypominała nieszczęsną Marilyn Monroe i się zastanawiałam, jaki był rzeczywisty zamysł twórców. Bo mogło być tak, iż to jakiś sygnał dla tych, co chcą zrobić karierę w branży: ej, a może za sławę i pieniądze staniesz się naszą niewolnicą? To oczywiście byłby ukryty program (więcej jutro o ukrytych programach), bo oficjalnie mówiono „trzeba ciężko pracować”.

Pod koniec zabrakło mi takiego pierdolnięcia, w którym Maxine wszystkich hurtem rozwala, i to, co martwe, i to, co żywe. Niestety, zawiodłam się, bo niczego takiego nie było. Rozumiem, iż twórcy może chcieli nas – widzów – trochę zaskoczyć, ale… ja przyszłam na slasher. Nie przyszłam na ambitne kino, i tak, wiem, „Pearl” to niesamowita perełka, ale Jezu, po dwójce chcę po prostu zwykłego, dobrego slashera, przy którym mogę się odprężyć.

Trochę zabrakło do slashera, ale nie zabrakło do odprężenia.

Tak – wyszłam z seansu bardzo odprężona. „Maxxxine” naprawdę przyjemnie mi się oglądało, bo to jest taki ciepły odmóżdżacz. Ja myślę, iż Mia Goth (główna producentka) polubiła swoją postać, dlatego Maxine została potraktowana w taki, a nie w inny sposób. Cóż… jak się kogoś kocha, to raczej się go nie krzywdzi.

——-

DZIĘKUJĘ WAM ZA WASZE KOMENTARZE, LAJKI I UDOSTĘPNIENIA! ALE przede wszystkim

DZIĘKUJĘ PATRONOM, DZIĘKI KTÓRYM DZISIEJSZY DZIEŃ BYŁ MOŻLIWY. DZIĘKUJĘ, ŻE MOGŁAM OBEJRZEĆ W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI 2, LONGLES I MAXXXINE. JEŚLI CZUJESZ, ŻE TEKSTY SĄ WARTOŚCIOWE, MOŻESZ DOŁĄCZYĆ DO PATRONÓW TUTAJ: https://zrzutka.pl/yxa7fp

DZIĘKUJĘ I PIĘKNEGO WIECZORU! Idę odpoczywać, mając nadzieję, iż dostarczyłam Wam zajebistych tekstów

Idź do oryginalnego materiału