Matka wołała: „Zdradziłeś mnie!”, a ojciec zniknął bez śladu

newsempire24.com 2 tygodni temu

Matka krzyczała: „Zdradziłeś mnie!”, a ojciec po prostu zniknął.

Kinga spała głęboko, gdy ciszę rozerwał dźwięk telefonu. Chwyciła słuchawkę, serce już waliło jak młot.

— Kinga! — głos matki drżał od rozpaczy. — Przyjeżdżaj! Natychmiast!

— Mamo, co się stało? — Kinga ocknęła się całkowicie, próbując opanować niepokój. — Znów pokłóciliście się z tatą? Całe życie tak macie, radźcie sobie sami!

— Nie mam z kim się kłócić! — wykrztusiła matka, a jej głos załamał się. — Nie masz już ojca!

— Mamo… Taty nie ma? — Kinga zastygła, czując, jak krew stygnie w żyłach.

— Przyjeżdżaj, sama zobaczysz! — rzuciła matka. — Tego nie da się powiedzieć przez telefon!

— Co mam zobaczyć? — Kinga prawie krzyczała z dezorientacji.

— Przyjeżdżaj! — matka rozłączyła się.

Kinga, drżąc, zaczęła się pakować. Pędziła do rodzicielskiego domu na przedmieściach Poznania, niezdolna choćby wyobrazić sobie, co ją tam czeka.

— Kinga! Przyjeżdżaj! — głos matki w słuchawce brzmiał jak syrena alarmowa.

— Znowu coś? — niewyraźnie mruknęła Kinga, przecierając oczy.

— „Znowu coś”? Ja tu na krawędzi, a ona pyta! — matka niemal ryczała.

— Mamo, sobota, siódma rano — Kinga próbowała mówić spokojnie, ale w środku narastał lęk. — Mam plany, dzieci, męża. Wytłumacz, o co chodzi, albo nie przyjadę.

— Nie przyjedziesz? — matka złapała powietrze z oburzeniem. — Nic cię nie obchodzę! Nie obchodzi cię moje cierpienie!

— Mamo, wy z tatą całe życie się kłócicie — odcięła Kinga. — Mam dość bycia waszym mediatorem.

— Nie masz już ojca! — wrzasnęła matka, a w słuchawce rozległ się sygnał zajętości.

— Co tam? — burknął niezadowolony mąż Kingi, Marek, odwracając się na drugi bok.

— Chyba coś poważnego — cicho odparła Kinga, wciąż słysząc echo słów matki. — Muszę jechać.

— To nie do zniesienia! — wybuchnął Marek. — Twoja matka nie rozumie, iż masz własną rodzinę?

— Marku, nie zaczynaj. Rodziców się nie wybiera — Kinga westchnęła. — Muszę pojechać. Wybacz, ale z dziećmi będziesz musiał sobie poradzić sam.

— Jakbym pierwszy raz — zamruczał. — Powiedz swojej matce: jeszcze raz tak zadzwoni, a wniosę o rozwód.

Kinga uniosła zdziwione brwi:

— Naprawdę?

— Nie, oczywiście — uśmiechnął się Marek. — Ale warto ją nastraszyć. Może dotrze.

— Nie dotrze — pokręciła głową Kinga i zaczęła się szykować.

Odkąd Kinga pamiętała, w rodzinnym domu nigdy nie było spokoju. Matka, Eliza Janowska, wciąż krzyczała, a ojciec, Jan Kowalski, milczał, zaciskając usta w cienką linię. Wydawało się, iż ignoruje jej tyrady, ale Kinga wiedziała: w środku wrzał.

Kłótnie zaczęły się, gdy Kinga była jeszcze w szkole. Najpierw sporadyczne, z czasem stały się codziennością. Matka, z głosem donośnym jak dzwon, urządzała awantury słyszczane przez całą kamienicę. choćby sąsiedzi, grzejący się na ławce pod blokiem, kiwali głowami: „Jak on z nią wytrzymuje? Biedaczysko”.

Nikt nie pytał, jak się czuje Kinga, ich córka, w tym piekle. Na zewnątrz rodzina wydawała się idealna: ojciec kierował wydziałem na uniwersytecie, dobrze zarabiał, matka nie pracowała, zajmując się domem i córką. Ale „zajmować” to za dużo powiedziane. Eliza rządziła wszystkimi: mężem, Kingą, choćby sprzątaczką, którą ojciec zatrudnił, byle tylko żona przestała go ujadać. Miał nadzieję, iż pomocnica ją uspokoi. Nadzieja płonna.

Matka kłóciła się dalej, nie zważając na obecność innych. Kinga była dla niej jak element wystroju — jej uczucia nikogo nie obchodziły. Dziewczyna marzyła: „Jak dorosnę, ucieknę”. Tak też zrobiła. Wyjechała studiować do Poznania, odwiedzała rzadko, a każdy przyjazd kończył się awanturą rodziców.

Pewnego razu ojciec, zmęczony kolejną tyradą, huknął: „Czego ci brakuje, Elizo? Gwiazdy z nieba?” Matka zaniemówiła – on śmiał ją przerwać! – ale po chwili wybuchnęła śmiechem i… zamilkła. Na krótko.

Na weselu Kingi matka przebiła samą siebie. Szarpała ojca, komentowała wszystko, a gdy wodzirej poprosił Jana o toast, Eliza poderwała się: „Ja powiem! Jemu nie można powierzyć ważnych słów!” Goście spuścili wzrok, a Kinga płonęła ze wstydu.

Po ślubie ojciec w tajemnicy podarował Kingi mieszkanie w Poznaniu, przykazując milczenie matce. Kinga dochowała sekretu, zdradzając go tylko Markowi. „No proszę! — zdziwił się. — Mam nadzieję, iż między nami nie będzie takich tajemnic?”. „Nie będzie — uśmiechnęła się Kinga. — Jestem jak tata: nie umiem znosić kłótni”.

Wspomnienia nasunęły się Kingi podczas drogi do rodziców. Gotowała się na skargi matki, wyobrażała sobie zmęczone oczy ojca. ale rzeczywistość przerosła jej najgorsze oczekiwania.

Matka otworzyła drzwi i zawodziła: „Wszystko mu oddałam — młodość, życie! A on, niewdzięcznik!”

— Mamo, co z tatą? — Kinga chwyciła ją za ramiona.

— Twój ojciec w nocy uciekł! — wykrzyknęła Eliza, a łzy spływały po jej twarzy.

— Jak uciekł? — Kinga poczuła, jak ziemia usuwa się spod nóg.

— Położył się spać, a rano go nie ma! Zabrał część rzeczy i zniknął!

— Dzwoniłaś do niego?

— Oczywiście! Nie odbiera! Zadzwoń ty, ze mną nie chce rozmawiać!

Kinga wykręciła numer ojca. Odezwał się natychmiast, a jego głos brzmiał dziwnie spokojnie: „Wiem, o co chcesz spytać. Zasłużyłem, by nie widzieć twojej matki do końca życia. Mieszkam u kolegi na działce. W razie czego — jestem w kontakcie. Z tobą”.

— Tato, gdzie jesteś? — spytała Kinga, czując na sobie palący wzrok matki.

— Na działce. Na razie. Zobaczymy, co d”Od tamtej pory minęło dziesięć lat, a ja wciąż stawiam kwiaty na dwóch grobach, które dzieli cały cmentarń.”

Idź do oryginalnego materiału