Matka nazwała obcego

newsempire24.com 1 tydzień temu

— Co ty wygadujesz, mamo?! — wykrzyknęła Kasia, chwytając się oparcia krzesła. — Jaka obca? Przecież jestem twoją córką!

— Nie podnoś na mnie głosu! — Maria Ignatowa machnęła ręką, choćby nie odrywając wzroku od gazety. — Powiedziałam, co powiedziałam. A ty kim jesteś, żeby mi rozkazywać?

— Mamo, co się dzieje? — do pokoju wpadł Tadeusz, mąż Kasi. — Sąsiedzi już stukają w ścianę!

— Niech stukają — mruknęła starsza kobieta. — W swoim domu mówię, co myślę.

Kasia osunęła się na kanapę, czując, jak nogi stają się jak z waty. Wszystko zaczęło się od błahej sprawy — poprosiła matkę, żeby nie wyrzucała resztek zupy, bo chciała ją podgrzać następnego dnia. W odpowiedzi usłyszała coś, w co do tej pory nie mogła uwierzyć.

— Mamo, może ciśnienie? — zapytała ostrożnie. — Brałaś leki?

— Jakie ciśnienie? — Maria Ignatowa w końcu odłożyła gazetę i spojrzała na córkę zimnym wzrokiem. — Mówiłam jasno — jesteś mi obca. Zawsze byłaś obca.

Tadeusz wymienił z żoną spojrzenie. Przez trzydzieści lat znał teściową i widział ją w różnych humorach, ale takiego wybuchu jeszcze nie było.

— Mario Ignatowo, może wezwać lekarza? — zaproponował. — Dziś jest pani jakaś nieswoja.

— Jestem przy zdrowych zmysłach! — starsza kobieta uniosła głos. — Mam dość udawania! Koniec z tą grą w szczęśliwą rodzinę!

Kasia poczuła, jak brakuje jej tchu. W gardle stanął jej kłujący guzek, a w głowie kołatała jedna myśl: czy mama naprawdę tak myśli? Czy całe życie udawała, iż jej nie kocha?

— Mamo, co ty mówisz? — głos jej drżał. — Zawsze byłam przy tobie. Opiekowałam się tobą, gdy chorowałaś. Pomagałam finansowo, przynosiłam zakupy…

— Właśnie o to chodzi! — Maria Ignatowa zerwała się z miejsca, gazeta spadła na podłogę. — Robiłaś to z litości! Myślałaś, iż musisz! A po co mi taka opieka?

— Z litości? — Kasia nie wierzyła własnym uszom. — Mamo, ty serio? Ja cię kocham!

— Nie kłam! — starsza kobieta podeszła do okna i wpatrywała się w podwórze. — Nikt mnie nie kocha. Ty też nie.

Tadeusz delikatnie wziął żonę za rękę. Kasia była blada jak ściana i drżała.

— Chodźmy do kuchni — szepnął. — Niech się uspokoi.

— Nie — Kasia wstała. — Mamo, wytłumacz mi, o co chodzi. Dlaczego tak mówisz?

Maria Ignatowa odwróciła się powoli. Na jej twarzy pojawił się dziwny, gorzki uśmiech.

— Co mam tłumaczyć? Myślisz, iż nie wiem, co o mnie mówisz? Stara, chora, zawadza wszystkim?

— Nigdy tak nie mówiłam!

— Ach, przestań! — machnęła ręką. — Słyszałam was z mężem. Szeptaliście w kuchni, myśleliście, iż nie słyszę. A ja mam dobry słuch, wbrew pozorom.

Tadeusz zmarszczył brwi. Próbował sobie przypomnieć, o czym mogli mówić, iż tak dotknęło teściową.

— O czym rozmawialiśmy? — zapytał.

— Nie pamiętasz? — Maria Ignatowa zmrużyła oczy. — O tym, iż trzeba mnie wysłać do domu opieki. Że wam przeszkadzam.

Kasia aż się zachłysnęła. Rzeczywiście, miesiąc temu rozmawiali na ten temat z Tadeuszem. Ale nie dlatego, iż chcieli się jej pozbyć, tylko dlatego, iż się o nią bali. Maria Ignatowa coraz częściej zapominała o włączonym gazie, czasem nie rozpoznawała sąsiadki, z którą przyjaźniła się od lat.

— Mamo, nie chcieliśmy cię nigdzie wysyłać — próbowała wytłumaczyć. — Po prostu się martwiliśmy…

— Nie zawracaj mi głowy! — przerwała starsza kobieta. — Wszystko zrozumiałam! Mam dość od was tej udawanej troski!

— Mario Ignatowo, przecież pani wie, iż ją kochamy — włączył się Tadeusz. — Kasia nie odstępowała pani na krok, gdy pani chorowała. Nie spała po nocach.

— Z obowiązku! — odparła stanowczo. — Bo tak trzeba! Ale prawdziwej miłości od niej nie widziałam!

Kasia poczuła, iż oczy jej wilgotnieją. Jak można tak mówić? Całe życie starała się być dobrą córką. choćby gdy było ciężko, choćby gdy własne dzieci potrzebowały uwagi, zawsze znajdowała czas dla matki.

— Mamo, dlaczego tak mówisz? — głos jej się załamał. — Co ci złego zrobiłam?

— A co dobrego? — starsza kobieta wróciła do fotela. — Żyjesz swoim życiem, przychodzisz, kiedy trzeba, pytasz o zdrowie dla zasady. I myślisz, iż to wystarczy?

— Ale przecież codziennie dzwonię! Kupuję leki, załatwiam wizyty u lekarzy!

— Formalności! — pokręciła głową. — Ale gdzie była twoja dusza? Kiedy ostatnio przyszłaś tak po prostu, napiłyśmy się herbaty, pogadałyśmy od serca?

Kasia zamyśliła się. Rzeczywiście, ostatnio ich spotkania ograniczały się do spraw praktycznych. Leki, urzędowe papiery, naprawy w mieszkaniu.

— Mamo, mam przecież własną rodzinę, pracę…

— Właśnie! — przerwała. — Ty masz wszystko, a ja? Nikogo. Siedzę sama w czterech ścianach, czekam, aż córka raczy wpaść!

— To przeprowadź się do nas! Ile razy proponowaliśmy!

— Po co? Żebym była ciężarem? Żeby wnuki patrzyły krzywo, a zięć wzdychał?

Tadeusz chciał zaprotestować, ale Maria Ignatowa nie dała mu dojść do słowa.

— Myślisz, iż nie widzę? Jak przychodzisz, wszystko robisz w pośpiechu i uciekasz. Jakbyś odbijała pańszczyznę!

Kasia zakryła twarz dłońmi. W słowach matki była cząstka prawdy, i to bolało najbardziej. Rzeczywiście często się spieszyła, myśląc o swoich sprawach.

— Starałam się pomagać ci we wszystkim — szepnęła.

— Pomagać! — prychnęła. — A pogadać ze mną jak z człowiekiem? Zapytać, co u mnie, co czuję? Opowiedzieć o swoim życiu?

— Mówiłam przecież…

— Co mówiłaś? Że w pracy chaos, iż Zosia ma złe oceny, iż brakuje pieniędzy. A o sobie? O tym, co cię cieszy, martwi, denerwuje?

Kasia podniosła głowę. Matka patrzyła na nią z rozpaczą w oczach.

— Myśla— Myślałam, iż cię to nie interesuje… — zaczęła Kasia, gdy nagle w drzwiach stanęła mała Zosia z płaczem, a w tej jednej chwili Maria Ignatowa zerwała się z fotela, by przytulić wnuczkę, i wtedy zrozumiały obie, iż miłość nie potrzebuje słów, wystarczy zwykły gest.

Idź do oryginalnego materiału