Mariusz Szczygieł dostał wiadomość od Kamali Harris. Wspomniała o dolarach

gazeta.pl 9 godzin temu
Zdjęcie: Mariusz Szczygieł zaskoczony Harris fot. Reuters/AgencjaWyborcza; instagram.com/szczygiel_mariusz


Mariusz Szczygieł dostał wiadomości od sztabu wyborczego Kamali Harris. W mediach społecznościowych przyznał, iż "z takim sposobem docierania przez polityków do pojedynczych wyborców" jeszcze się nie spotkał.
W USA trwa wojna. Ale nie w dosłownym tego słowa znaczeniu - chodzi po prostu o to, iż zarówno Donald Trump, jak i Kamala Harris wytaczają najcięższe działa, by wygrać w wyścigu o fotel wyborczy. Co ciekawe, kontrkandydatka Trumpa, który już raz zasiadał na fotelu głowy Stanów Zjednoczonych, ma specyficzny sposób docierania do swoich wyborców, o czym przekonywał w mediach społecznościowych... Mariusz Szczygieł.


REKLAMA


Zobacz wideo Donald Trump serwuje frytki. Kampania w USA robi się coraz dziwniejsza


Mariusz Szczygieł był zaskoczony. Kamala Harris wysyłała mu wiadomości?
Pisarz wyznał, iż brał udział w transmisji, jaką prowadził sztab wyborczy Harris na Instagramie, do której, jak sam przyznał w poście na Instagramie, dołączył jako widz. Następnie zostawił komentarz, składający się z emotikon bijących brawo dłoni i wyszedł z live'a. Jakie było jego zaskoczenie, gdy niedługo później dostał wiadomość, wysłaną z konta potencjalnej prezydent USA. "Witaj, przyjacielu. Zostało nam tylko kilka dni do podjęcia decyzji o przyszłości naszego kraju. Możemy wybrać mroczną ścieżkę Projektu 2025, z mniejszą wolnością i większymi podziałami. Albo możemy zdecydować się połączyć siły i wytyczyć nową drogę naprzód. Jesteś ze mną?". Pod spodem znajdowały się dwa przyciski: "NIE" i "TAK".


Wcisnąłem ten oczywisty


- zaznaczył Szczygieł.
Następnie dostał kolejną wiadomość. "Jestem zaszczycona, iż mam cię po swojej stronie" - pisała "Kamala", a raczej bot z konta Kamali Harris. "Musimy to osiągnąć, aby sfinansować nasze inwestycje na końcowym etapie i konkurować z wydatkami Donalda Trumpa w stanach, w których toczą się bitwy. Prosimy więc o wpłatę 25 dolarów już dziś" - brzmiała treść kolejnej wiadomości. Szczygieł postanowił nie płacić, bo przecież "nie bierze udziału w amerykańskich wyborach".


Mariusz Szczygieł postawił pytanie. Internauci podzieleni
Na końcu jednak postanowił sprawdzić polskich wyborców. "Przyznam, iż z takim sposobem docierania przez polityków do pojedynczych wyborców i zbierania funduszy przez media społecznościowe w Polsce się jeszcze nie spotkałem. Wpłacilibyście 25 zł swojemu kandydatowi na prezydenta?" - dopytywał. Pod jego postem zaroiło się od komentarzy. Zdania były podzielone. "Mnie przeraża ten model polityki. Pieniądze, pieniądze, wydatki, festyny, gadżety... A gdzie pogłębiona debata o ważnych rzeczach?"; "Naszemu Dudzie? A niech Matka Boska broni" - pisali jedni. "Tu jest to powszechne. Polska powinna wziąć przykład. W ogóle charity [ang. dobroczynność - red.] to adekwatnie obowiązek społeczny"; "Świetne podejscie, bo takie bezpośrednie CTA (call to action) czyli nawoływanie do działania z prosta instrukcja, co zrobić jest mega skuteczne" - uważali jednak drudzy.
Idź do oryginalnego materiału