Marina Kowalska była w pośpiechu.

newsempire24.com 6 dni temu

**Dziennik Zofii Nowak**

Zofia Nowak zawsze się spieszyła. Tego listopadowego popołudnia biegła ulicą Złotników, z niedbale zapiętym płaszczem i teczką pełną dokumentów, które za chwilę miały się wysypać. Lekka mżawka gwałtownie zamieniła się w ulewę, zacierając kontury chodników. W duchu przeklęła. Plan był prosty: wrócić do domu, wziąć prysznic i skończyć prezentację na jutro. Ale deszcz nie dawał wyboru musiała się schronić.

Wepchnęła drzwi do małej księgarni z kawiarnią, tej z meblami z poczciwego drewna i zapachem świeżo mielonej kawy. Otrząsnęła wodę z włosów i podeszła do lady.

Czarną herbatę, proszę rzuciła, choćby nie podnosząc wzroku.

Nie jesteś kawoszem? usłyszała męski głos, ciepły i lekko rozbawiony.

Spojrzała w górę. Za ladą stał wysoki mężczyzna, po trzydziestce, z ciemnobrązowymi włosami i dwudniowym zarostem. Uśmiechał się, jakby znał ją od zawsze.

Nie, gdy muszę myśleć odparła, lekko defensywnie. Kawą się tylko rozpraszam.

W takim razie herbata. Ale ostrzegam przy tym stoliku większość i tak przegrywa z kawą wskazał na prawie pusty lokal.

Po raz pierwszy tego dnia Zofia się uśmiechnęła.

A ty jesteś?

Jakub Wilk wyciągnął rękę przez ladę. Właściciel, barista i nałogowy czytelnik.

Przedstawiła się, wzięła herbatę i usiadła przy oknie. Deszcz tłukł w szyby, jakby chciał się dostać do środka. Gdy próbowała skupić się na notatkach, Jakub podszedł z książką w ręce.

jeżeli nie masz nic przeciwko myślę, iż ci się spodoba.

Była to stara powieść w niebieskiej okładce ze złotymi literami.

Skąd wiesz, co lubię?

Nie wiem. Ale gdy ktoś wpada tu pod deszczem, zamawia herbatę i ma taką minę, jakby nie chciał z nikim gadać zwykle potrzebuje dobrej historii bardziej niż czegokolwiek innego.

Zofia wzięła książkę, zaskoczona. Szelest kartek, stukot deszczu i aromat kawy tworzyły dziwnie przytulną atmosferę.

Zawsze tu pracujesz? spytała po chwili.

Tylko wtedy, gdy pada odpowiedział zagadkowo.

Roześmiała się, myśląc, iż żartuje. Nie żartował.

Kolejne dni wróciły do normalnego rytmu, a Zofia do swojego biegu. Ale pewnego wtorku burza znów zapędziła ją do księgarni. Jakub stał za ladą, jakby na nią czekał.

Znowu ty powiedział, nalewając herbatę, zanim zdążyła zamówić.

Znowu deszcz odparła.

Tego dnia rozmawiali dłużej. Zofia dowiedziała się, iż Jakub odziedziczył lokal po dziadku dawniej była to tylko księgarnia. On dodał kawiarnię, by “dać ludziom powód, żeby zostali dłużej”. Jakub zaś usłyszał, iż Zofia jest architektką w wymagającym biurze, gdzie dwunastogodzinne dni to norma.

Brzmi męcząco skomentował.

Jest przyznała. Ale nie umiem inaczej niż biec.

Spojrzał na nią z takim spokojem, iż aż się zawstydziła.

Czasem trzeba dać życiu szansę, żeby nas dogoniło powiedział.

Odtąd deszcz stał się ich sprzymierzeńcem. Za każdym razem, gdy zaczynało kropić, Zofia znajdowała pretekst, by zajrzeć na ulicę Złotników. Czasem czytała w ciszy, gdy Jakub obsługiwał klientów; innym razem rozmawiali o książkach, filmach lub podróżach, których żadne z nich nie odbyło.

Pewnego grudniowego czwartku Jakub zaproponował:

W sobotę zamykamy wcześniej. Przyjdą muzycy zagrać jazz. Masz ochotę?

Zofia zawahała się. Nie przywykła do spontanicznych zaproszeń. Ale się zgodziła.

Wieczorem lokal tonął w blasku świec, a półki rzucały długie cienie na ściany. Jakub zarezerwował dla niej miejsce w pierwszym rzędzie. Podczas koncertu ich kolana mimowolnie się stykały. A może nie tak mimowolnie

Po występie Jakub nalał jej wina i usiadł obok.

Widziałem cię wiele razy, jak wpadasz tu, uciekając przed deszczem powiedział. Ale chyba uciekałaś przed czymś innym.

Zofia milczała, zaskoczona trafnością jego słów.

Może tak przyznała w końcu. A może tutaj o tym zapominam.

Gdy wychodzili, znów padało. Jakub odprowadził ją do drzwi.

Nie mam parasola powiedziała.

Ja też. Ale jeżeli pobiegniemy, zdążymy na róg, zanim zmokniemy.

Nie pobiegli. Szli powoli, śmiejąc się, gdy woda spływała im po włosach i ubraniach. Na rogu, zanim się pożegnali, Jakub szepnął:

Nie czekaj, aż znów zacznie padać.

Zofia się uśmiechnęła.

Spróbuję.

Nie wróciła następnego dnia. An

Idź do oryginalnego materiału