Marcin Daniec to artysta kabaretowy, komik, a także stand-uper występujący w telewizji. Jego poczucie humoru znane jest w całej Polsce. Do kolejnej roli można przypisać mu funkcję ratownika, a to ze względu na uratowanie kilku osób od tragedii. Daniec odniósł się do tej bohaterskiej sytuacji sprzed lat i nie kryje dumy.
REKLAMA
Zobacz wideo
Karolina Pisarek o wypadku w domu
Marcin Daniec to bohater. "Nie do zapomnienia"
Lata temu komik pomógł ośmiu osobom, o czym nie było za bardzo głośno w sieci. - Specjalnie nie latam z tym po mediach - podsumował Daniec. - Ktoś to kiedyś "wyłowił" i tak to ujrzało światło dzienne. Ale nie będę kokietował i udawał, iż "niech pan przestanie, to było dawno, dajmy spokój". Ogromna, niesamowita duma. Nie do zapomnienia. Nigdy! - wyznał artysta w rozmowie z Interią. Warto na początku zaznaczyć, iż Daniec ma uprawnienia ratownika wodnego, które w pewnej sytuacji były szczególnie przydatne. - Czterech chłopaków wymyśliło idiotyczny sposób na rozrywkę. Widziałem już, co się święci z odległości 50 metrów. Zamiast zaśpiewać, grając na gitarze przy ognisku, poopowiadać dobre żarty albo jeszcze inaczej zaimponować dziewczynom, wybrali zupełnie inny wariant. Zresztą ta moda panuje chyba do dzisiaj: łapiemy znienacka rozgrzaną na słońcu koleżankę, odliczamy do trzech i następuje wrzucenie do basenu. Taki "joke". Rozgrzane ciało ląduje w wodzie i następuje tzw. wstrząs termiczny - opowiedział komik sytuację sprzed lat. Co wówczas zrobił?
Uratowałem tę dziewczynę. Co wtedy czułem? W takich sytuacjach zawsze ma się "trzy metry" wzrostu i idzie się wolno jak... John Wayne - powiedział.
Marcin Daniec o tragedii KAPiF.pl
Marcin Daniec pomógł nie tylko nieznajomej. Na liście jest także jego mama i żona
W gronie ośmiu osób, które komik uratował przed dramatem, znalazły się dwie bardzo bliskie mu osoby. - Kolega do mnie przybiegł i mówi: "Twoja mama się topi". Moja mamusia pływała świetnie. Tylko wciągnął ją wir! Wisłok ma od ośmiu do dziesięciu metrów szerokości. Skoczyłem od razu. Akcja była niewiarygodna. Pamiętam każdy moment do dzisiaj - wspominał artysta. Co z kolei spotkało jego ukochaną? Kiedy byli jeszcze narzeczeństwem, sympatia Dańca znalazła się o włos od tragedii. - Moja żona pływa bardzo dobrze, więc nie chciała podpłynąć do łodzi skuterem, tylko ruszyła wpław. I po chwili wpadła w potężny prąd wodny! Mnie kolega wcześniej doholował skuterem. Zacząłem nieśmiało patrzeć w stronę żony. Koledzy wyzywali mnie od "kalesoniarzy": "przestań, przecież to dorosła osoba, poradzi sobie na pewno". Ale coś mi nie dawało spokoju. Skoczyłem z powrotem do wody i bardzo gwałtownie popłynąłem w stronę żony. Była już bardzo zmęczona walką z falami. Uratowałem ją w ostatniej chwili - relacjonował artysta.
Marcin Daniec o tragedii KAPIF.PL