Kipi surowym talentem i witalnością.
Raz na jakiś czas trafia się płyta, która wypełniona jest po brzegi tekstami w mig biorącymi we władanie wyobraźnię. Nie tylko wyobraźnię zresztą. Ich oddziaływanie silne tak, iż porządkują rzeczywistość, wpływają na osąd spraw, a także myślenie własne. Wyraźnie chciałbym zaznaczyć, iż teksty same w sobie (czarno na białym) takiej siły by mieć nie mogły, gdyby nie roztaczające się wokół dźwięki i wokal artystki. Roztrząsania nie będzie czy lepszy tekst czy piosenka w skończonym kształcie. Choć artystów za nimi stojących podziwiam.
Ją – Maniuchę Bikont – słyszeliśmy na płycie „Dom”, a co poniektórzy pamiętać mogą płytę „Oj borom, borom…”. Jego – Marcina Wichę – czytali chyba wszyscy od czasu „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (Nike, Paszport „Polityki”). Jej głos przenikliwy, jego składnia oszczędna. Słuchając „Porządków” sobie myślę, iż dopasowali się idealnie. Ba, ich dotychczasowe ścieżki wydeptywane były jedynie po to, aby „Porządki” powstać mogły. W ciągu czterdziestu dwóch minut maniuszkowy świat kipi surowym talentem i witalnością. Piszę o świecie, a mógłbym o imaginarium, ale to wszystko bez znaczenia, gdyż po prologu („Dziś w programie 1”) w mig nasza uwaga zostaje zaopiekowana.
„Dam dyla” gwałtownie podbija serca zbitką słowną podlaną wartką muzyką, na którą składa się elektronika ery PC-tów i skrzypce. Niektórych może zaskoczyć takie podejście do muzyki ludowej będącej podstawą całej płyty. Radzę gwałtownie się przyzwyczaić. Każda z osób czytających książki bądź felietony Wichy wie, iż sprawy polityczne nie są mu obce. To dostajemy również na płycie, a wszystko w jego niepodrabialnym stylu, do którego Bikont dokłada swoją interpretację: „wolne sądy, wolne związki, wolne tańce, wolne piątki, wolne ptaki, wolny wybieg, wolne duchy, wolny Tybet / wolne chwile, wolne moce, wolne wnioski, wolne noce, elektrony i lektury, wolne żarty, wolne chmury.” („Dziś nieczynne”).
Ważną rolę pełnią tu muzycy: Assaf Talmudi, Szczepan Pospieszalski i Ksawery Wójciński, którzy pomagają artystce tworzyć repetycyjne wzory i zaskakiwać słuchaczy. Jak w jednym z najlepszych utworów „Serce mi wydoroślało” zaciągającego dług u co ambitniejszych twórców muzyki elektronicznej. Bikont udała się na wschód żeby poszukać melodii, pieśni folkowych czy tematów podejmowanych przez muzykę tradycyjną z pogranicza Rosji i Ukrainy. Siłą rzeczy uciec od wojny nie ma jak („Szczęśliwe czasy” – zakończone cytatem z „Venus in Furs” Velvet Underground oraz „Czarny”). O swoich muzycznych korzeniach przypomina w cudownie lirycznej „Smutnej Maniuszce”.
Opowiada także o trudnej historii z jej udziałem w „Gimnazjum mrok”. I jest to jedna z najważniejszych piosenek płyty. Pośród utworów krótszych wyróżniłbym „Mars”, ale dopisałbym protest przeciwko uwiecznianiu Elona Muska w tekście, choć ironia trochę sprawę ratuje. „Luli” z kolei wprowadza nas w trans. I choć nie jestem fanów przerabiania utworów, to doceniam zrobienie z „Love Will Tear Us Apart” utworu weselnego. W sumie jest on dobrą kropką nad i tej autorskiej płyty. Miejscami porywającej, miejscami wzruszającej, a w ostatecznym rozrachunku szerzej otwierającej nam duszę.
Requiem | 2024
FB: https://www.facebook.com/maniuchabikont
FB Requiem: https://www.facebook.com/requiemstudio