Mama zawsze ma rację

twojacena.pl 14 godzin temu

Aniu, wiesz co powiedziała mi mama, kiedy poznała mojego narzeczonego? Ania, ten twój Kacper mi w ogóle nie przypada do gustu, odezwała się po spotkaniu z nim. Posłuchaj więc, co mam ci do powiedzenia, bo może warto było wtedy zwrócić uwagę na jej uwagi. Czasem ktoś po prostu nie podoba się nam w dotyku, innym razem dostrzegamy w zachowaniu kogoś niepokojące sygnały, które zakochana dziewczyna może przeoczyć. Gdybyś wtedy się zatrzymała i zapytała, co konkretnie nie gra w tym chłopaku, historia mogła potoczyć się inaczej.

Ja jednak jedynie machnęłam ręką i zaczęłam bronić Kacpra słowami, które wydawały mi się zupełnie słuszne: Zawsze nigdy nikogo nie lubisz, dlatego skończyłaś samodzielnie, chociaż mogłabyś wyjść za mąż choćby ze mną w pakiecie. Ty nic nie rozumiesz, przerwała mi mama, Lidia Ignacewna, z takim tonem, iż aż się uśmiechnęłam. A skąd wziąłeś, iż nic nie rozumiem? Bo jestem młodsza?.

Nie jestem ślepa widziałam, iż zainteresowanie mną wykazywało się, a faceci byli w porządku. Ty jednak odrzucałaś ich wszystkie, nie patrząc w oczy.

Bez patrzenia? zażartowała mama i przerwała nasz spór. Dobra, Aniu, odłóżmy ten temat. Powiedziałam ci swoją opinię, bo przyprowadziłaś mnie do Kacpra, a teraz sam zdecyduj, czy go posłuchać, czy samodzielnie wybrać, kto cię warte jest, a kto nie.

Mamo, przypominam, iż już trochę za późno na decyzje. Jestem w ciąży z Kacprem. A skoro tak, mój maluch nie wyrośnie bez ojca.

Część mojej złości na mamę wynikała z braku ojcowskiej postaci w moim życiu. W naszej klasie byłam jedyną, której nie miał ojca z jakiegoś powodu. Dwóm dziewczynom ojcowie zmarli, ale to nie to samo, co nie mieć ojca od początku. Moja historia była inna: miałam tatę, ale kiedy miałam mniej niż trzy lata, rodzice się rozstali, a ojciec po prostu mnie zapomniał.

Na koniec dodam, iż gdybyś w ogóle dała mu choćby syna, moglibyśmy rozmawiać o wspólnym wychowaniu. Ale nie było to potrzebne, bo alimenty taty płacił regularnie, choć nie pojawiał się w moim życiu i nie interesował się moim losem. Czułam, iż brak ojca to w pewnym sensie wina mamy. Mogła przyprowadzić ojczyma, i chyba byśmy żyli spokojnie. Może nie kochałby mnie tak, jak niektórzy chłopcy mają kochających ojców, ale przynajmniej w domu byłby mężczyzna, a nie ten rozbity wizerunek, którego używali koledzy, nazywając mnie dziewczyną z rozwodu. Dlatego postanowiłam, iż ojciec mojego dziecka będzie w każdym razie obecny choćby jeżeli Kacper nie jest ideałem, kocha mnie i będzie kochał nasze dziecko.

Kiedy wynik testu ojcostwa potwierdził go, Kacper od razu zaproponował, iż zamieni drugie pomieszczenie w naszym mieszkaniu w pokój dziecięcy. Jego zachowanie było tak słodkie, iż nie mogłam uwierzyć, a słowa mamy o czymś nie tak w Kacprze nie mogły już nic zmienić.

Jednak po roku od narodzin naszego maleństwa, zaczęły się problemy. Mąż chodził codziennie do pracy, ale nie było choćby mowy o pomocy przy małej Kasi. Jego mama, Elena Władysławowa, dokładała oliwy do ognia, opowiadając o tym, jak ona sama radziła sobie z dwójką dzieci, trzymała dom w porządku i od razu po porodzie wracała do pracy. Nie miała jednak nowoczesnych gadżetów, które nasz dom pełen był lodówki, robota odkurzającego, smart TV.

Nie zauważyła jednego ważnego szczegółu: nasze dzieci po kilku tygodniach trafiały do żłobka, a potem do przedszkola z przedłużonym pobytem, gdzie pomagało im personel i karmiono podczas przerw. Wtedy rola szczęśliwych mam ograniczała się do przybicia się na chwilę, by nakarmić malucha. Elena gotowała śniadania i prała pranie (mieliśmy już pralkę, choć nie tak nowoczesną jak nasza). Ten obraz życia prezentowała jako wzór do naśladowania.

Problemy zaczęły się już na samym początku w naszym mieście nie było już żłobków. Kobiety musiały trzymać dziecko przy sobie od pierwszych dni, całymi dniami, 24/7, bez pomocy. Niektórzy mieli wsparcie od mężów, inni od rodziców, ale ja mieszkałam w Krakowie, a moja mama Lidia jeszcze nie przechodziła na emeryturę, więc sama musiałam radzić sobie z Kasią.

Mimo to wierzyłam, iż Kacper nas kocha i iż nasza rodzina jest w porządku aż do momentu, kiedy pewnego dnia, kiedy brałam prysznic, w całym mieszkaniu rozległ się alarm pożarowy. To już drugi fałszywy alarm w roku, a Kacper nie zareagował. Z szamponem w ręku, w szlafroku, pobiegłam sprawdzić, co się dzieje. W pokoju dziennym drzwi były otwarte, a z klatki schodowej wlewał się dym.

Zanim zdążyłam choćby myśleć, rzuciłam Kasię w koc i pobiegłam w stronę poddasza, by tam się wspiąć i przejść przez sąsiedni budynek. Na korytarzu zobaczyłam Kacpra, z tremą trzymającego nowy komputer do gier, a na szyi ojca roku wisiły kamerę wideo, którą kupił pół roku temu, a w kieszeni kurtki miał tablet i telefon.

O mój Boże pomyślałam, i gdyby nie mała dziewczynka w ramionach, pewnie go już przytłoczyłam. Zamiast usprawiedliwić się, Kacper zaczął mnie obwiniać, iż zwariowałam. Mówił, iż po prostu się pomylił, zapomniał o żonie i dziecku tak jak każdy człowiek.

Najcenniejsze w tej scenie były jego odruchy nie ratował dziecko, nie ratował żonę, ale swój komputer. Nie było wątpliwości, iż to on kochał swój sprzęt bardziej niż nas. Oczywiście po tym rozstaliśmy się. Przez kolejne pół roku teściowa wciąż namiała, żebyśmy znów się pogodzili, a ja w końcu wróciłam do mamy z Kasią.

Mamo, miałam rację, nie powinnam była z nim zostawać. Dopiero kiedy zrozumiałam, iż może mnie zostawić w potrzebie, poczułam się wolna mówiłam.

Pamiętasz, jak spotkałyśmy się przy wejściu i przywitał nas sąsiad z psem? odpowiedziała Lidia, wspominając, jak ich terrier Archie szczekał na wszystkich. Ten pies zawsze szczeka, jego właściciel, pan Tadeusz, nie odciąga go od smyczy. Pies jest miły, tylko trochę się boi.

No właśnie, kiedy on się przestraszył, Kacper od rąk odszedł. Nie próbował mnie choćby zdjąć z drogi, chociaż już wtedy nosiłam nasze dziecko i on o tym wiedział. To było dziwne, bo kochający mąż nigdy nie zachowałby się tak.

Wcześniej mogłabym powiedzieć: Możesz pomyśleć, iż kochający ojcowie wiedzą, co robią. Teraz, z własnym doświadczeniem, po prostu milczę. Rozumiem, iż nie zawsze potrzebny jest w domu ojciec i mąż. Czasem lepiej wychować dziecko samotnie, niż żyć z kimś tylko po to, by wyglądało ładnie na zewnątrz.

Tak więc już nie będę próbowała takiego rozwiązania. A jeżeli nasza Kasiusia kiedyś zapyta mnie, dlaczego rosła bez ojca, powiem jej prawdę iż tata w kryzysowej sytuacji uratował nie nas, a swój laptop, telefon i kamerę. Zobaczymy, czy kiedyś wybaczy nam takiemu ojcu, ale ja nie wybaczę.

Mam nadzieję, iż rozumiesz, Aniu, dlaczego tak to się skończyło i iż nie trzeba mieć mężczyzny w życiu, by być szczęśliwą. Trzymaj się!

Idź do oryginalnego materiału