Mam 47 lat. Z pierwszym mężem rozwiodłam się dawno temu, gdy nasza córka była jeszcze mała. On nigdy nie był dobrym człowiekiem ani dobrym ojcem. Teraz jestem w drugim małżeństwie, szczęśliwym i udanym. Niedawno moja córka ogłosiła, iż wychodzi za mąż. Jej biologiczny ojciec nie dorzucił się do ślubu ani złotówką. Poprosiłam więc obecnego męża o pomoc i on – choć sam musiał pożyczyć pieniądze – zgodził się. Zaczęliśmy przygotowania do wesela.
I wtedy córka powiedziała mi coś, co kompletnie mną wstrząsnęło: iż na ślubie chce widzieć mnie i swojego ojca jako „idealną rodzinę”. Że mamy przez cały dzień siedzieć obok siebie i udawać zgodne małżeństwo, a mój obecny mąż miałby usiąść gdzieś z boku, przy stole z dalszą rodziną. Nie mogę się na to zgodzić – nie po to budowałam nowe życie i dbam o swój związek, żeby teraz go rujnować tylko dlatego, iż córka ma takie „marzenie”.
Z jej ojcem rozstałam się, bo nie był ani dobrym partnerem, ani ojcem. Prawdziwym tatą dla mojej córki był mój obecny mąż – to on ją wychowywał, wspierał, był przy wszystkich ważnych momentach. Ona jednak, gdy dorosła, odnalazła swojego biologicznego ojca i zaczęła z nim utrzymywać kontakt. Bolało mnie to, a jeszcze bardziej bolało mojego męża – bo nagle został odstawiony na boczny tor. Ale nie ingerowaliśmy, bo córka była już dorosła i miała prawo sama decydować, czy chce mu wybaczyć.
Pół roku temu córka ogłosiła zaręczyny. Wspólnie z przyszłymi teściami ustaliliśmy, iż zrobimy duże wesele z ceremonią w plenerze. Jej ojciec nie był w stanie wyłożyć pieniędzy na połowę kosztów, więc cała odpowiedzialność spadła na mnie i mojego męża. On zgodził się pomóc, choć musiał wziąć kredyt, byle tylko wszystko się udało.
A teraz córka mówi, iż jej „prawdziwy tata” ma być w centrum uwagi, a mój mąż – ten, który finansuje wesele – ma udawać zwykłego gościa. To niesprawiedliwe. Jeszcze nie powiedziałam mu o tym, ale wiem, iż będzie mu strasznie przykro. I trudno mu się dziwić.
Z jednej strony serce matki podpowiada mi, żeby zrobić wszystko, aby córka miała wymarzoną uroczystość. Z drugiej strony – nie mogę zdradzić człowieka, który od lat jest moim oparciem, moim partnerem i prawdziwym ojcem dla niej. Wyszłoby na to, iż biologiczny ojciec, który nie dołożył ani grosza, będzie „panem młodym w duecie ze mną”, a mój mąż – który się zadłużył, żeby to wesele w ogóle mogło się odbyć – ma siedzieć gdzieś na końcu sali.
To nie jest ludzkie. Nie wiem, co zrobić. Rozdarcie między rolą matki i żony jeszcze nigdy nie było dla mnie tak bolesne.