"Małpi biznes" to przyjemny kryminał noir w bardzo nietypowym klimacie – recenzja serialu Apple TV+

serialowa.pl 1 miesiąc temu

Jeśli nie wiecie, z jakim serialem spędzić upalny koniec lata, Apple TV+ ma coś dla was. „Małpi biznes” to cudownie surrealistyczny miks komedii i kryminału noir w słonecznym klimacie, w którym błyszczy Vince Vaughn.

Dziewięć lat temu latem oglądaliśmy, jak Vince Vaughn męczy się w superpoważnej roli gliniarza z Kalifornii w 2. sezonie „Detektywa” – czyli tym najsłabszym. „Małpi biznes„, w którym kinowy gwiazdor wciela się zawadiacką postać Andrew Yancy’ego, upadłego detektywa, zmuszonego do podjęcia pracy inspektora sanitarnego, sprawia wrażenie nieomal parodii tamtej roli. I tak się składa, iż jest to ogromny komplement.

Małpi biznes – o czym jest serial kryminalny Apple TV+?

Miks kryminału noir i czarnej komedii od Apple TV+ – całość to 10 odcinków, widziałam przedpremierowo wszystkie – to klimatyczna, pełna specyficznego uroku historia rozgrywająca się w malowniczym regionie Florida Keys, z dala od Miami i wielkomiejskiego pojmowania rzeczywistości. Andrew Yancy, wokół którego kręci się cała fabuła serialu Billa Lawrence’a („Ted Lasso”, „Terapia bez trzymanki”, kultowe „Scrubs”), opartego na książce Carla Hiaasena, to najbardziej wyczilowany detektyw, jakiego ziemia nosiła: kiedy go poznajemy, jest zawieszony w pracy za spektakularną napaść na męża swojej dziewczyny (tak, tak…), Bonnie (Michelle Monaghan, „Detektyw”), ale specjalnie się tym nie przejmuje. Dopóki ma swój domek przy plaży, niebieski leżak i zimne piwo w ręku, jest szczęśliwy i wiele więcej od życia nie oczekuje.

Sytuacja się zmienia, kiedy turyści wyławiają z oceanu ludzką rękę. Yancy z jakiegoś powodu nie potrafi odpuścić i zaczyna na własną rękę prowadzić śledztwo, choć go zdegradowano do wspomnianej roli inspektora sprawdzającego restauracje (szczegóły jego pracy czasem lepiej przewinąć, jeżeli chcecie jeszcze kiedyś coś zjeść w knajpie). I jest to śledztwo, któremu zaprowadzi jego i nas w najdziwniejsze rejony absurdu.

„Małpi biznes” (Fot. Apple TV+)

Równolegle oglądamy historie rozgrywające się w kilku powiązanych ze sobą miejscach. W Miami Yancy poznaje lekarkę sądową Rosę (Natalie Martinez, „Ordinary Joe”), z którą gwałtownie łączy go miłość do lodów o smaku mango, a potem też parę innych rzeczy. Na Bahamach rozgrywa się wątek Neville’a (Ronald Peet, „Droga do awansu”) i jego małpy – tytułowej małpy, która nie zawsze jest taka zła – a także tajemniczej kobiety zwanej Dragon Queen (Jodie Turner-Smith („Anne Boleyn”) i paru innych osób. Do tego dochodzi jeszcze m.in. developer o imieniu Christopher (Rob Delaney, „Catastrophe”), jego ambitna małżonka Eve (Meredith Hagner, „Bananowy doktor”) i córka Caitlin (Charlotte Lawrence, córka twórcy serialu, dla której to debiut).

Bohaterów tak naprawdę pozostało więcej – w mocno drugoplanowej roli pojawia się np. Zach Braff („Scrubs”) – a powiązania między nimi okazują się bardziej pokręcone, niż wydają się na pierwszy rzut. Ale, tak jak obiecuje już na dzień dobry nasz narrator, kapitan Fitzpatrick (Tom Nowicki, „Punisher”), wszystko nabiera po jakimś czasie sensu i łączy się ze sobą w pulpową, skąpaną w słońcu, surrealistycznym humorze i okazjonalnie też krwi, całość. Niekoniecznie bardzo oryginalną pod względem treści, ale zdecydowanie wartą uwagi ze względu na formę i cuda, które wyprawiają aktorzy.

Małpi biznes – Vince Vaughn w słonecznym kryminale noir

„Małpi biznes” to oczywiście przede wszystkim Vince Vaughn Show. Po spędzeniu blisko 10 godzin z Yancym nie mam wątpliwości, iż to jedna z najlepszych ról w karierze hollywoodzkiego gwiazdora, który po mistrzowsku przemienia się w rozbrajającego, gadatliwego detektywa, tworząc przy tym portret na tyle złożonego człowieka, iż możemy go postawić na półce z kultowymi antybohaterami. To gość, którego życie zdaje się nieustannie być w rozsypce, a on zdaje się nic z tego nie robić, wszystko komentując żartem albo i od razu dwudziestoma. I który dobrze wie, kim jest.

Dialogi są lekkie, zabawne i pełne nieodpartego uroku, jak gdyby zostały wyjęte prosto ze starego filmu, tyle iż przeinterpretowanego na modernistyczną modłę, gdzie nadęta powaga znajomych banałów staje się sama w sobie żartem. Starszy kapitan opowiadający nam fabułę to prawdopodobnie jeden z najlepszych narratorów w serialach w ogóle. Całość ma surrealistyczny posmak i świetną energię, a Vaughn łapie chemię z każdym, z kim zamieni choćby dwa słowa, czasem z tą osobą współgrając, częściej jednak stawiając na przekomarzanki, za którymi zwykle stoi coś więcej.

„Małpi biznes” (Fot. Apple TV+)

No właśnie, ten na oko niepoważny serial, w którym większość postaci jest narysowana bardzo grubą kreską – zwłaszcza postacie kobiece, nieomal bez wyjątku czarujące socjopatki – wie dobrze, iż jego zadaniem jest być czystą frajdą dla widza, ale wie też, kiedy uderzyć w głębsze nuty i pokazać drugie dno stojące za tym wszystkim. W jednej chwili oglądamy dziki seks w kostnicy z obowiązkowym komentarzem, a w drugiej całkiem poważne dylematy egzystencjalne – które jednak da się rozplątać stosunkowo gwałtownie z pomocą manata. „Małpi biznes” to, owszem, zgrywa, ale i coś więcej. Tak jak Yancy pod powierzchnią błaznującego gościa, któremu wszystko zdaje się zwisać, skrywa kilka innych twarzy, w tym dobrego człowieka i wnikliwego detektywa.

Wiele sekretów skrywają też serialowe bohaterki, które dla wielu widzów będą choćby większą zachętą do oglądania serialu niż Vince Vaughn. Szczególnie błyszczą Hagner i Monaghan, każda na swój sposób urocza, socjopatyczna i do pewnego stopnia oparta na schemacie femme fatale, choć pewnie niesprawiedliwie byłoby na tym zakończyć charakterystykę. Ale Martinez, jako „ta pozytywna” postać kobieca, ma równie dużo charyzmy, z jednej strony wpisując się w schemat serialowych koronerów, bardzo swobodnie czujących się w obecności zwłok, a z drugiej, będąc po prostu ciepłą, a przy tym twardą i inteligentną osobą. Możecie domyślić się, w jakim kierunku rozwinie się znajomość jej i Yancy’ego (nie żeby z innymi kobietami nie było podobnych kierunków).

Małpi biznes – czy warto oglądać serial Apple TV+?

Bo koniec końców Yancy’emu po prostu trudno się oprzeć – i serialowi też. Ta skąpana w słońcu i piosenkach Toma Petty’ego dziwna historia, w której absurd goni absurd, kryminaliści są groteskowo źli, a główny bohater zdaje się z uśmiechem dryfować przez życie, od niechcenia, z przenikliwością Sherlocka rozplątując pokręcone zagadki kryminalne, to nieoczywisty hit Apple TV+. Jasne, nie wszystkim się spodoba – ten miks pastiszu kina noir z gorącym klimatem i często kompletnie kuriozalną fabułą to po prostu nie jest zabawa dla wszystkich. Ale jeżeli w to wsiąkniecie, to wsiąkniecie na całego.

„Małpi biznes” (Fot. Apple TV+)

Trochę jak w przypadku serialu „Sugar„, Apple TV+ serwuje nam znajome schematy w nietypowej oprawie. Albo to kupicie, albo uciekniecie od tego z krzykiem. Ja zdecydowanie należę do tych, którzy tę zabawę pokochali bez reszty i chętnie spędziliby więcej sezonów na dzikiej Florydzie, w towarzystwie Yancy’ego, jego ojca (Scott Glenn, czyli tata Kevina z „Pozostawionych” w bardzo w sumie podobnej roli), złych developerów i sprzedawców nieruchomości, jeleni, krokodyli, a także wszelkich małp, dobrych i złych. W zalewie identycznych seriali Bill Lawrence znalazł sposób, aby się wyróżnić, idealnie łapiąc specyficzny ton powieści Hiaasena i tłumacząc go na język telewizji. Oglądajcie, najlepiej ze schłodzonym drinkiem w ręku. To czysta przyjemność.

Małpi biznes – kolejne odcinki w środy na Apple TV+

Idź do oryginalnego materiału