"Malarstwo bez metafory, metafora bez malarstwa" Marka Sobczyka w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu

magazynszum.pl 1 rok temu

„Pragnieniem opowieści o obrazach jest to, by je czytano – pisze J. Hillis Miller – tak jak pragnieniem obrazów, by na nie patrzono. Czymże jest opowieść, której nikt nie czyta (…). Czym jest nieoglądany obraz, z obliczem, by tak rzec, odwróconym do ściany. (…) Czytanie lub patrzenie, w każdym wypadku, wydaje się dopełniać cel nie tyle pisarza albo malarza, ile będący nieodłączną potrzebą samych dzieł”[1].

Obrazy chcą, by na nie patrzeć. Ale obrazy nigdy nie są prostą ‘widzialnością’. Są raczej złożonym procederem dyskursywnym, w którym elementy wizualne i tekstowe tworzą serie powiązanych ze sobą relacji. W głośnej książce Czego chcą obrazy?W.J.T. Mitchell, który tworzy myślową figurę „pragnień” obrazów, sam odpowiada: „Ostatecznie tym, czego [obrazy] chcą, jest więc zwyczajnie to, by pytać je, czego chcą, rozumiejąc jednocześnie, iż odpowiedź może równie dobrze brzmieć: niczego”[2].

„Święta rodzina”, Marek Sobczyk
„Umarła klasa”, Marek Sobczyk

Po co malarz maluje obrazy? Czemu ten proceder służy? Oczywiście każdy twórca będzie miał własną na te pytania odpowiedź. Marek Sobczyk jest artystą angażującym się poprzez malarstwo w złożoną problematykę współczesności. Jego obrazy są też złożone. Dyskursywne, erudycyjne, zbudowane z różnych elementów rzeczywistości. Artysta pisze o sobie: „Traktuję obrazy i samą konwencję malarską jak język uaktualniający w poprzek czasu czy poprzez czas zagadnienia sztuki wizualnej, zarazem generalnie uaktualniający inne zagadnienia, wszystkie napotkane, nie tylko w obszarze sztuki wizualnej; aktualna polityka aktualnych środków sztuki”[3].

Aktywność w polu sztuki jest dla Sobczyka pracą nad językiem. Sobczyk porównuje ją do budowy domu, gdy trzeba wybrać miejsce, wykopać fundament, wznieść ściany i dach. Język powinien być skuteczny, powinien dobrze funkcjonować i służyć dziełu. „Składowe tego języka – pisze – to coś pomiędzy: pomiędzy wizerunkiem a symbolizacją; pomiędzy literą alfabetu jako czystą abstrakcją a słowem z języka pisanego – pisanym i słowem z języka mówionego – mówionym; pomiędzy środkami plastycznymi a funkcjonującym językiem plastycznym; coś pomiędzy dniami i godzinami przeżywanymi przez artystę a kłamstwem i pomyłką”[4]. Język powinien być językiem porozumienia, budowania komunikatu, konstruowania metafory. Temu też ma służyć „zasada organizująca”, metoda, dyscyplina. Dzięki niej artysta ujawnia, co przedstawia i dzięki czego. Umożliwia to m.in. Tabela: Co? Kto? – Czym? Kim?, oferująca bardzo szerokie możliwości zastosowania „środków sztuki” czy łączenia „domen pojęciowych”, a więc w gruncie rzeczy ułatwiania poznania. To proceder podobny do tworzenia metafor, które też służą poznaniu. Ułatwiają poznanie. Jednym ze sposobów jest też „wypisywanie słów obok wizerunków (…), uparte potwierdzanie słowem pisanym obrazu”. Sobczyka fascynuje „obszar między słowem a obrazem”. Jak pisze: „czasami na obrazie widać słowa, tylko słowa. Oczywiście obraz to obraz, namalowałem słowo czy nie, ale obraz jest najważniejszy. To podkreślenie, iż obraz jest najważniejszy… W ogóle to tropienie słów, to bycie czujnym – zajęcie malarza. Jakieś takie rzemieślniczo-niemożliwe. Robienie czegoś, co się tak naprawdę nie może przydać jako przedmiot, jako rzecz, a może się przydać z tego przedmiotu rzeczy tylko sztuka, czyli coś czego nie ma” [5].

widok wystawy „Malarstwo bez metafory, metafora bez malarstwa” w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu
widok wystawy „Malarstwo bez metafory, metafora bez malarstwa” w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu
widok wystawy „Malarstwo bez metafory, metafora bez malarstwa” w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu
widok wystawy „Malarstwo bez metafory, metafora bez malarstwa” w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu

Sobczyk komentuje swoje prace. Komentarze są w pewnym stopniu składnikiem, uzupełnieniem struktur wizualnych. Tworzą z nimi jedność. Podobnie jak słowne narracje Sobczyka, który „oprowadza” po swoich wyobrażonych światach, w których słowa, dźwięki układają się warstwami jak w palimpseście, widoczne poprzez siebie. Stosowana przez Sobczyka tempera jajowa, jak pisze, „pracując ze światłem, uwidacznia warstwy malarstwa i metafory”. Pozwala też zobaczyć coś, co jest wynikiem zamiany mówienia w widzenie. Pozostaje tajemnicą tej sztuki, jakimi środkami artysta to osiąga. W jaki sposób, w jakich granicach malarska reprezentacja daje zobaczyć dźwięk słów, pokazać to, co Louis Marin formułuje jako hipotezę – „zadanie malarstwa to próba uczynienia widoczną siły głosu”[6].

widok wystawy „Malarstwo bez metafory, metafora bez malarstwa” w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu
widok wystawy „Malarstwo bez metafory, metafora bez malarstwa” w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu
widok wystawy „Malarstwo bez metafory, metafora bez malarstwa” w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu

„Obrazy Sobczyka – pisze Stach Szabłowski – nigdy nie są projekcjami, ani iluzjami; w tym kontekście wybór malarza można rozumieć jako stanięcie po stronie realizmu, a dokładniej mówiąc realnej obecności motywów na płaszczyźnie. Cytowanie jest z kolei procedurą zapraszania rzeczywistości na płaszczyznę obrazu. Cóż to za „rzeczywistość”? Z jakiego zasobu czerpie malarz?”[7] Najtrafniej odpowiedzieć: z każdego. Nie ma jakiegoś szczególnego obszaru, z którego pochodziłyby inspiracje. Sobczyk „sublimuje” całą rzeczywistość w jej czasowym, kulturowym, biologicznym, społecznym, politycznym zróżnicowaniu i uwarstwieniu. Jego projekty analityczne – badania, realizacje malarsko-dyskursywne są często przedsięwzięciami o charakterze ciągłym, nieograniczonym. Ale i tak zawsze obraz jest najważniejszy. Czasami komentarz czy osobiste uwagi wskazują na źródła motywów, tematów, konkretnych realizacji. Tak jest m.in. z obrazem Święta Rodzina, o którego początkach autor napisał: „Święta Rodzina – św. Ojciec cieśla obciosuje belkę krzyża, Baranek Boży pasterz zajmuje się barankami, pracuje w barankach, Boża Matka Kobieta i Arachne, przędzie nić z wełny tego baranka, którego urodziła. Był taki obraz, oleodruk, czarno-biały nad łóżkiem w mieszkaniu, które przez miesiąc zajmowałem. Miesiąc spałem pod obrazem-kiczem, który przecież na tyle przeżyłem, iż mnie zainspirował. Nie śmieję się ze Świętej Rodziny, jestem bardzo przywiązany do myśli o należnym i przecież odczuwanym przeze mnie szacunku do tej figury. Choć i wcześniej zdarzały się myśli, czy da się porównać św. Józefa do Geppetta, ze względu na wykonywany zawód i realizację pewnego projektu – mimo wszystko”[8]. Ten komentarz i ujawnienie źródła obrazu wyjątkowo trafnie wskazują metodę pracy Sobczyka. Ale też – co sam dostrzega – nastawienie na ryzyko. „Angażowanie się – pisze – styl pewnej ryzykownej pretensji stał się stałym i bardzo wyraźnym elementem mojej pracy”[9].

„Kanistry kontynenty”, Marek Sobczyk
„House of the deaf man”, Marek Sobczyk

A my, idąc za wskazówką Mitchella, pytajmy obrazy, czego chcą. Tego zawsze warto doświadczyć i czekać na odpowiedź.

Waldemar Baraniewski

[1] J. Hillis Miller, What do Stories about Pictures Want?, „Critical Inquiry” 34, 2008, s. 59.

[2] W.J.T. Mitchell, Czego chcą obrazy? Pragnienia przedstawień, życie i miłość obrazów, przeł. Ł. Zaręba, Warszawa 2013, s. 81.

[3] M. Sobczyk, Sawwatokýriako [w weekend środki sztuki], Fundacja MAMMAL 2021, s. 5.

[4] M. Sobczyk, Obraz, w: Katalog wystawy: Jarosław Modzelewski, Marek Sobczyk. Obrazy namalowane wspólnie. Obrazy namalowane osobno,
Galeria u Jezuitów, Ośrodek Kultury Chrześcijańskiej, Poznań, brak daty wydania, s. 8.

[5] Tamże, s. 9.

[6] L. Marin, Na marginesach obrazu: zobaczyć głos, w: Tegoż, O przedstawieniu, Gdańsk 2011, ss. 394-411.

[7] Por., M. Sobczyk, Sawwatokýriako, dz. cyt.

[8] Por., M. Sobczyk, Obraz, dz. cyt.

[9] Por. tamże.

Idź do oryginalnego materiału