Załamując czas.
Steve Bailey to weteran brytyjskiego techno. Jego pierwsza EP-ka pod pseudonimem Makaton ukazała się przecież w 1999 roku. Od tamtej pory londyński producent opublikował swoje nagrania na niezliczonej ilości winylowych dwunastocalówek. Umieściły je w swych katalogach tak renomowanych na klubowym rynku tłoczni, jak Blueprint, prowadzona przez Jamesa Ruskina czy Token, którą dowodzi DJ Kr!z. Najwięcej płyt wydał jednak Bailey sobie sam, nakładem własnej firmy Rodz-Konez.
Na jej dyskografię składa się ponad sześćdziesiąt wydawnictw, które zawierają mordercze techno. Jego twórcą jest Makaton, ale też inni producenci z tego kręgu, jak Death Abyss czy Tomohiko Sagae. Przeglądając okładki i tytuły wydawnictw od razu rzuca się w oczy ich konfrontacyjny charakter, przywołujący na myśl dokonania wykonawców z Downwards – głównie Regisa, ale też Female czy Portion Reform. To samo rzecz się ma z nowym albumem Makatona.
Dwa najlepsze utwory z zestawu są już na jego początku – to „Revolution Kiss” i „Devour”, które łączą minimalowy bit z EBM-owymi arpeggiami i industrialną elektroniką o horrorowym brzmieniu. „Force Drift” i „Dead Boys/Live Girls” wprowadzają na płytę połamane rytmy, którym jednak i tak towarzyszą fabryczne perkusjonalia, zapętlone okrzyki i zgrzytliwe efekty. Kiedy brytyjski producent przyciska pedał gazu do dechy, muzyka staje się wręcz nie do zniesienia, jak w kakofonicznym „Accomplice”.
Na finał płyty Bailey zaskakuje zwrotem w stronę bardziej przystępnego grania. „Debris Field” to klasyczne dub-techno, rezonujące rwanymi akordami i kanalizacyjnymi efektami, a „Volvelle” – stylowy dub-house o melodyjnej linii basu i ciepłym brzmieniu. Album kończy ambientowy utwór tytułowy o wręcz podniosłym klimacie: oto z przetworzonych głosów i industrialnych zgrzytów wyłania się niebiański chór, wieńcząc całość świetlistą kodą.
Zgodnie ze swym tytułem „/every.moment<repeat>” to opowieść o poszukiwaniu piękna nie w wyjątkowych momentach, ale w tych powtarzalnych, bo to one układają się w wieczność. Szukając inspiracji w japońskiej koncepcji „ichi-go ichi-e” (coś jak nasze „carpe diem”), Bailey zaprasza do zanurzenia się w zapętlonych dźwiękach, bo jego zdaniem powtarzalność załamuje czas, prowadząc nas do objawienia. Czy techno może być taką drogą do metafizyki? Na to pytanie każdy słuchacz tej muzyki musi odpowiedzieć sobie sam.
Rodz-Konez 2025
















