Madame Web – recenzja filmu. Litości, mam już dosyć

popkulturowcy.pl 10 miesięcy temu

Madame Web od samego początku nie była dobrym pomysłem na film. Po drodze zaliczyła kilka przesunięć premiery i chyba nikt nie wierzył w ten projekt. Spodziewano się nawet, iż film okaże się równie słaby jak Morbius z 2022 roku. Seans Madame Web pokazał mi jednak, iż może być jeszcze gorzej.

To jest wręcz nierealne, iż Sony ma na swoim koncie świetne produkcje z uniwersum Marvela jak Spider-Man: Uniwersum oraz takie potworki jak Morbius. Mamy tutaj oczywiste dwie strony medalu. Po jednej, niezwykle dopracowane dwie animacje ze Spider-Manem, które powodują sporą frajdę z oglądania i są pięknym hołdem dla swoich komiksowych pierwowzorów. Po drugiej – Venom 2: Carnage, Madame Web i Morbius, tworzące trójkąt miernych, nieciekawych i do bólu słabych filmów, które choćby nie powinny powstać. Ogromnie boję się co przyniesie ze sobą Kraven Łowca, który jak na razie ma swoją datę premiery końcem sierpnia tego roku.

Zobacz także: Najlepsze filmy 2023 roku

Madame Web. to historia ratowniczki medycznej Cassandry Webb (Dakota Johnson). Podczas jednej z akcji ujawniają się jej moce jasnowidzenia. Początkowo Cassandra nie zdaje sobie sprawy, czym jest ta moc, jednak z czasem przekonuje się o jej potędze. Zbiegiem okoliczności, jej losy łączą się z trzema dziewczynami: Julią Cornwall (Sydney Sweeney), Anyą Corazon (Isabela Merced) oraz Mattie Franklin (Celeste O’Connor). Młoda ratowniczka próbuje ocalić nowe znajome przed polującym na nie mordercą. Pomóc może jej w tym nowa zdolność przepowiadania przyszłości.

To, co może grać na papierze w przypadku tego pomysłu na film, nie działa już w ogóle w produkcji. Głupot scenariuszowych i absurdalnie postępujących bohaterów mógłbym punktować prawie tak długo, jak trwał sam film. Nie wiem, na jakim świecie żyją scenarzyści tego potworka (czyli Burk Sharpless i Matt Sazama, odpowiedzialni za scenariusz Morbiusa), sądząc, iż ktokolwiek po obejrzeniu Madame Web uwierzy w jakąkolwiek postać i kupi to, co się tam dzieje. Zaczynając od naszej głównej bohaterki, Cassandry Web, która jako ratowniczka medyczna powinna oblać egzamin na wykonywanie swojego zawodu. Nie słyszała prawdopodobnie o pierwszej zasadzie udzielania pomocy, czyli upewnieniu się, iż nic nie grozi osobie niosącej pomoc. Cassandra stwierdza bowiem, iż dobrym pomysłem będzie wejście do samochodu zwisającego z mostu (zgadza się, samochód zaraz później spadnie). Samej postaci nie da się lubić, prawdziwa królowa lodu. Nie ma za grosz taktu i nie ma jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego w towarzystwie. Co robi, gdy w szpitalu chłopczyk chce podziękować za uratowanie jego mamy, dając jej rysunek? Nie chce go przyjąć, bo to przecież tylko kawałek papieru. Siedzi na pępkowym, gdzie trwa zabawa w opowiadanie wspomnień związanymi ze swoja mamą i co powie? Że jej matka umarła przy porodzie to ona nie ma żadnych wspomnień…

Zobacz także: Dobrzy Nieznajomi; recenzja filmu. Jak pogodzić się ze stratą?

Pozostała trójka dziewczyn, którymi chcąc nie chcąc opiekuje się nasza Cassandra, wcale nie są bardziej wielowymiarowe. Charakter każdej z nich można sprowadzić do jednego, krótkiego zdania. Julia jest słodką idiotką, która za wszystko ciągle przeprasza. Anya Corazon jest kujonką wspominająca o nauce kiedy tylko może. Za to Mattie Franklin jest stereotypową buntowniczką, pokazującą środkowe palce i robiącą każdemu na przekór. Wszystkie bohaterki łącznie z Cassandrą są nie dość, iż jednowymiarowe i nudne, to jeszcze słabo zagrane. Ani przez sekundę trwania filmu nie uwierzyłem w żadną z tych bohaterek. Aktorsko film stoi na naprawdę słabym poziomie. Wyjątkiem jest Adam Scott w roli Bena Parkera (tak, TEGO Bena Parkera). Może to już wieloletnia sympatia do aktora i wujka Bena skumulowała się na mój pozytywny odbiór tej postaci. Nie na tyle jednak, by nie widzieć tego, iż był zbędną postacią w filmie. Służył jedynie do chamskich nawiązań do świata Spider-Mana, ale do tego przejdziemy później.

Czarnym charakterem Madame Web jest Ezekiel Sims grany przez Tahara Rahima. Postać sama w sobie jest kompletnie nieciekawa. Ot, kliszowy złoł z początku XXI wieku. Żadna scena z jego udziałem niczego nie wniosła do samego filmu. Jest jedynie po to, żeby pchać sztucznie fabułę do przodu. Na domiar złego, kompletnie nie jesteśmy w stanie uwierzyć w jakąkolwiek moc sprawczą naszego człowieka pająka. Chodzi i odgraża się na prawo i lewo, ale w momentach, kiedy jest w stanie już dopiąć swego, to ogranicza go jedynie scenariusz i w głupi sposób nasze cztery bohaterki mu się wymykają. Szkoda, iż tak interesująca postać z komiksów została sprowadzona jedynie do chęci mordu. Każde jego pojawienie się na ekranie wywoływało grymas na mojej twarzy. W filmie jest choćby powiedziane, iż posiada szósty zmysł. W praktyce wyglądało to tak, iż posiadał go jedynie kiedy było to na rękę naszym scenarzystom. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, iż osoba obdarzona takimi zdolnościami, pozwoliłaby się dać dwukrotnie potrącić przez samochód.

Zobacz także: Helldivers 2 — recenzja gry. Prawdziwy smak demokracji

Najbardziej niezręcznymi momentami tego filmu są próby nawiązań do uniwersum Spider-Mana. Z oczywistych powodów, twórcy nie mogli tego zrobić w normalny sposób (nie mają praw do tej postaci). W ten sposób oto, fani dostali w Madame Web przekształcenie w okropny sposób słynnego zdania: Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Gdy zmieniona wersja padła z ust postaci na ekranie, dosłownie poczułem na całym ciele ciarki żenady. Jest tutaj masa takich rzeczy, jak chociażby postać Bena Parkera czy ludzi pająków. Ostatecznie, to wszystko sprowadza się do i tak głupiego założenia, żeby zrobić film w uniwersum Spider-Mana, jednocześnie nie mając do niego prawa. Najważniejsze pytanie brzmi; po co on w ogóle powstał?

Na domiar złego, Madame Web jawnie kpi z widza. W zwiastunie ochoczo pokazuje nasze trzy bohaterki w stroju kobiet pająków. W samej produkcji natomiast widzimy je w tych samych strojach, tyle samo czasu, ile w zwiastunie… Pomijając już całkowicie fakt, iż ta scena jest absolutnie tragicznie nagrana i chaotyczna. O montażu choćby nie wspomnę; cały film przypominał bardziej pocięte fragmenty na przemian paradokumentów i dynamicznych zlepek teledysku, choćby w statycznych scenach. Nieraz dialog dwóch postaci, który trwa kilkadziesiąt sekund, jest zmontowany tak źle, iż co zdanie dostajemy kontrplan – i tak przez cały dialog. Może się zrobić przez to niedobrze, niedość od jakości dialogów, to jeszcze od montażu. Efektów specjalnych również nie mogę pominąć. Postaci w scenach dynamicznych wyglądają jak kukły pozbawione jakiejkolwiek fizyki. Wizualizacja mocy naszej bohaterki wygląda do tego wszystkiego okropnie. Nie pamiętam, kiedy widziałem coś gorszego w kinie super hero.

Zobacz także: Orion i Ciemność — recenzja filmu. Wszystkie nasze strachy

Sony zdecydowanie nie ma głowy do interesów. Widząc, jakie Morbius zbiera recenzje, postanowili powierzyć Madame Web ponownie tym samym scenarzystom. Ciekawe, co mogło pójść nie tak. Ostatecznie scenariusz wydaje się napisany na kolanie, aktorzy musieli wiedzieć, co jest na rzeczy, i choćby specjalnie się nie wysilali. Powstał nam kolejny potworek, który okaże się finansową klapą, co zresztą potwierdza weekend premierowy – oszałamiające 17,6 mln dolarów, ponad dwa razy mniej od Morbiusa (39 mln). To aż piękne, iż udało się twórcom zepsuć film do tego stopnia, iż choćby obsada nie przyciąga widzów do kina. Dla mnie, Madame Web jest nie tylko słabą produkcją, ale również stratą pieniędzy i czasu. choćby jeżeli chcecie się pośmiać – nie polecam.

Idź do oryginalnego materiału