Zespół Kaozm właśnie wydał drugą płytę pt.: Afterimage. Co oznacza ten tytuł? Co pozmieniało się w zespole od czasu debiutu? Na te i inne pytania odpowiedział mi wokalista Maciej Grobelny. Zapraszamy!
Co to znaczy Afterimage? Jak należy rozumieć ten tytuł?
“Afterimage” oznacza powidok. Ten efekt polega na tym, iż kiedy patrzysz długo w słońce, to choćby gdy już się od niego odwrócisz, widzisz jego kształt. Jest to pewna kontynuacja tego, czym był Labirynth [pierwsza płyta Kaozm – przyp.red.] – okładka tej płyty przedstawia oko, które zawiera w sobie labirynt. Ten album był właśnie swoistym labiryntem tego, co się działo w naszym życiu – jako amatorzy nie wiedzieliśmy, w którą stronę iść i jaką decyzję podjąć, żeby móc wydać płytę. Afterimage z kolei jest tym, czym jest dla nas nasza twórczość. Czy to, kiedy gramy koncert, czy schodzimy ze sceny, czy robimy cokolwiek innego związanego z muzyką – pozostawia to swoisty powidok. Afterimage jest uzmysłowieniem sobie, iż ta muza jest cały czas z nami – obojętne, co robimy, ona nas nie opuszcza.
Czy praca nad tą drugą płytą różniła się od pracy nad debiutem?
Labirynth powstawał w warunkach bardzo amatorskich, wręcz “dzikich” 🙂 Razem z Piotrkiem, z którym założyłem Kaozm, byliśmy kompletnymi noobami, o ile chodzi o powstawanie płyty. Nie wiedzieliśmy, jak to się robi. Z nieba spadł nam Krzysztof Kostecki, czyli nasz realizator i inżynier dźwięku, który wydał nasz debiut. Nagrywanie tej płyty trwało 9 miesięcy. Moje wokale nagraliśmy w siedzibie telewizji WTK w Poznaniu, czyli tam, gdzie Krzysztof pracuje – w tamtym czasie nie mieliśmy bowiem swojego miejsca do nagrywek. Mogliśmy tam wejść dopiero po 23, czyli po godzinach pracy WTK. Nagrywaliśmy każdego dnia, do 3 w nocy, czasami choćby do 4 rano. Później musieliśmy iść do pracy. I tak w kółko, przez te wszystkie miesiące.
Teraz, pracując nad Afterimage, mieliśmy dużo lepsze warunki. Te kilka lat temu Krzysztof nie miał swojego studia, dzisiaj już je ma…
Zmieniło się też to, iż przy tej drugiej płycie mieliśmy plan działania. Te nowe numery nagrywaliśmy cyklicznie – mieliśmy utwór, zarejestrowaliśmy go i szliśmy dalej. Przy debiucie mieliśmy zbiór utworów “pilotów”, które dopiero trzeba było ciągiem zarejestrować.
Bardzo ważne jest również to, iż z zespołu odszedł Piotrek, z którym napisałem cały materiał na Labirynth. Teraz rolę Piotra w tej kwestii przejął Przemek – i to on tworzył numery na Afterimage. Była to ogromna zmiana. Ja i Piotrek kumplujemy się od 16 lat i znamy się jak łyse konie, więc ten materiał powstawał w bardzo przyjacielskiej atmosferze i “od serducha”. A teraz wkroczył Przemek i w końcu mógł dać wyraz swojego artyzmu. Moim zdaniem, wyszło mu to świetnie! Pozwoliło nam też ewoluować.
Po tych 4 latach nabraliśmy też wiedzy i doświadczenia. Nie będę ukrywał – proces pracy nad Afterimage był zdecydowanie łatwiejszy! Czy zgodziłbym się drugi raz na przejście tej samej drogi, co przy debiucie? Myślę, iż nie miałbym tyle siły.
A powiedz mi, jak dbasz o głos?
Nie zdzieram się 🙂 Chodzi o to, żeby śpiewać w taki sposób, aby nie powodował on u Ciebie bólu. o ile nie czujesz bólu, znaczy, iż robisz to dobrze. Techniki, których używam, są bezpieczne. Ja nie mam zdartego głosu po koncercie czy po wielu godzinach nagrywania. Pilnuję siebie, aby robić to tak, żeby nie bolało. Ból jest sygnałem, iż coś jest nie tak.
A jeżeli chodzi o doraźne rzeczy, to w trakcie koncertu czy nagrywek nawadniam się, żeby gardło nie było wysuszone. I to tyle! Jestem samoukiem, więc trudno mi dawać komukolwiek jakieś porady. Oczywiście, jest to ekstremalny rodzaj śpiewania, ale uwierz mi, iż każdy może się tego nauczyć. To jest jak ze zrobieniem szpagatu – o ile poświęcisz na to wystarczająco dużo czasu, nauczysz się.
Jak powstają Wasze numery? Jak to działa?
Przemek tworzy instrumental – takiego “pilota”, który ma pokazać, o co chodzi i jak to miałoby wyglądać, po czym wysyła na grupę zespołową na FB. Słuchamy tego, układam linie melodyczną, potem powstaje tekst i, jeżeli wszyscy członkowie zespołu akceptują tę finalną wersję, utwór trafia na płytę. Ustaliliśmy, iż będzie jeden główny kompozytor. W innej sytuacji często jest tak, iż każdy ma coś do dodania do utworu i później powstaje misz-masz. Kiedy założyłem z Piotrkiem ten zespół, tworzyliśmy numery tylko dla siebie i wypracowaliśmy właśnie taki schemat, który świetnie nam się sprawdza. Jest jeden główny kompozytor układający wstępny szkielet utwory, bas, perkusję, następnie dokładany jest wokal i tekst. Reszta doszlifowywana jest w studiu.
O czym jest Afterimage? Jak teksty mają się do tytułu?
Teksty niezbyt łączą się z tytułem. Tak jak już wspomniałem, Labirynth podsumowywał naszą drogę, którą przebyliśmy jako zespół. Tak samo jest teraz – Afterimage nie opisuje tego, co znajduje się na płycie, tylko jest określeniem tego, czym jest dla nas muzyka.
Jeżeli zaś chodzi o same teksty, ja nie jestem ich autorem. Dlatego najchętniej zaprosiłbym tutaj [rozmowa odbyła się na Zoomie – przyp.red.] Marcina i Przemka, czyli naszych tekściarzy. Marcin to jest dobry duszek Kaozmu, który jest z nami od początku istnienia zespołu. Ma także duszę artysty i lubi pisać teksty, dlatego daliśmy mu pole do popisu.
Jeśli chodzi o tematykę tekstów, jest ona bardzo obszerna. Na przykład You Make Me Sick opowiada o trudnej relacji syna z rodzicami. Jest to bardzo osobista historia jednego z członków zespołu. Utwór Dementia, który, jak sama nazwa wskazuje, jest o demencji. Za każdym razem, jak sobie pomyślę o tej strasznej chorobie, to mam wrażenie, iż nie ma nic gorszego niż nie móc, na przykład, rozpoznać swoich bliskich. Ten temat został świetnie ujęty w filmie Ojciec, w którym zagrał Anthony Hopkins – to również daje do myślenia. Natomiast Hollow Realm opowiada o tym, jak my, jako społeczeństwo, otaczamy się pięknymi przedmiotami, które nie są niczym innym jak właśnie ładnymi rzeczami – nie ma w nich niczego więcej. Nie chcę więcej opowiadać, bo nie chciałbym nikomu narzucać naszej narracji – każdy może sobie interpretować dany utwór, jak tylko chce. Natomiast zawsze staramy się poruszać tematy, które są związane z człowieczeństwem i wewnętrznym poczuciem swojego “ja”, ale nie są religijne lub polityczne.
A jak ludzie reagują na Waszą muzykę? Na ten nowy materiał? Mówimy o sympatykach tej muzyki 🙂
Mamy fantastyczny feedback, za który bardzo dziękuję! Dostajemy dużo informacji o tym, iż ludzie widzą nasz progres i to jest bardzo fajne! Frekwencja na koncertach cały czas wzrasta i to też jest dobry znak. Widać, iż przyciągamy coraz więcej ludzi na nasze koncerty… Nie spotkałem się jeszcze z negatywną oceną naszego zespołu, ale może dlatego, iż nikt nie miał odwagi jej wygłosić w moją stronę 🙂
Jesteśmy bardzo dumni z tego albumu! Jest on dowodem na to, iż dojrzeliśmy jako muzycy. Celem Kaozmu zawsze było tworzenie muzyki. Nie nastawiamy się na wypełnianie wielkich hal koncertowych, chociaż oczywiście bardzo byśmy chcieli, żeby na nasze koncerty przychodziło jak najwięcej osób. Ale muzyka zawsze była i jest na 1.miejscu. Niezależnie od ilości pozytywnych i negatywnych komentarzy, Afterimage i tak by powstał. Uważamy po prostu, iż ten album jest świetny! Nie zamierzamy być sztucznie skromni i mówić, iż jest inaczej. Zresztą, ja jestem największym fanem swojego zespołu 🙂
Jeśli liczby są jakąś miarą sukcesu[przykładowo, Kaozm ma 2,7 tys. słuchaczy na Spotify w miesiącu – przyp.red], to ja zawsze będę powtarzał, iż moje oczekiwania już dawno zostały przebite. Jest to dla nas niesamowite i jesteśmy mega wdzięczni za wsparcie, jakie otrzymujemy!
Trochę już o tym powiedziałeś, ale czy macie jakiś muzyczny cel, do którego dążycie?
Zawsze to będzie wydawanie muzyki. Nie stawiamy sobie jakiegoś wewnętrznego celu, jak na przykład trasa koncertowa po Europie czy zdobycie jakiejś nagrody. Uważamy, iż pogoń za jakimś tego typu celem może sprawić, iż ktoś będzie dostosowywać swoją twórczość pod kogoś, byle osiągnąć ten cel. Grać w jakiś określony sposób, żeby coś zdobyć. Nie twierdzę, iż inne zespoły tak robią, ale wiem, iż u nas byłaby taka pokusa – żeby tworzyć muzykę i podejmować jakieś zespołowe decyzje z myślą o tym, czy się komuś to spodoba, czy nie. Jesteśmy wolni od takiego myślenia.
Wszystko, co się u nas wydarzyło po premierze Labirynthu, m.in. festiwal w Jarocinie, na którym wystąpiliśmy, a co było moim marzeniem, to była wypadkowa tego, co chcieliśmy osiągnąć. Zrobiliśmy to, o czym marzyliśmy, zaczęliśmy grać koncerty, a później nagle wydarzyły się inne rzeczy – takie, na które niekoniecznie czekasz, ale jesteś mega wdzięczny i szczęśliwy, kiedy się pojawiają.
A propos koncertów – szykuje się Wam jakaś trasa w najbliższej przyszłości?
Planujemy trasę na przyszły rok. Tak jak mówiłem, mieliśmy zmiany w składzie i pracowaliśmy nad albumem, więc skupiliśmy się na tym. Na razie dajemy sobie czas, żeby ten krążek trochę pohulał po sieci. I od przyszłego roku zaczniemy go promować koncertami. W tym roku jeszcze zagramy na pewno w Szczecinie. A cała reszta gigów pozostało niepotwierdzona i w fazie ustalania.