Co sprawia, iż czujemy, iż żyjemy? Czy w alternatywnej rzeczywistości bylibyśmy szczęśliwsi? Na te oraz wiele innych pytań odpowiada najnowszy film studia Mappa.
Maboroshi w reżyserii Mari Okady to jedna z netfliksowych premier, która pada ofiarą zerowego marketingu. Wielka szkoda, ponieważ jest to jedno z dzieł, które mogą wywołać głębszą refleksję po seansie. Podejrzewam, iż każdy, kto w przyszłości trafi na ten tytuł, uzna go za głęboko skrywany w streamingowej bibliotece diament.
Wszystko zaczyna się podczas wybuchu w hucie stali w miasteczku Mifuse. Eksplozja powoduje wyrwę w czasoprzestrzeni i zawieszenie okolicy pomiędzy dwoma wymiarami. Od tego momentu historia jest pełna zaskakujących zwrotów akcji, a bohaterowie próbują rozwikłać, co adekwatnie się w ich otoczeniu dzieje. Tymczasem z huty zaczynają wylatywać dymne smoki, próbujące załatać wyrwy pomiędzy światami. W celu zapobiegania rozpadowi rzeczywistości zaczynają pożerać ludzi zmieniających się emocjonalnie.
Poznajemy dwoje nastolatków – Masamune (Junya Enoki) i Mutsumi (Reina Ueda), chodzących do tej samej klasy w lokalnej szkole. Podczas jednej z wypraw do zamkniętej huty znajdują kilkuletnie dziecko – Itsumi (Misaki Kuno). Spotkanie tych trojga zaburza cały balans świata i wraz z rodzącymi się między nimi uczuciami wywołuje coraz większe rozwarstwienie ich wymiaru.
Działania naszych bohaterów prowadzą do rozszczepienia rzeczywistości, przez które otaczająca ich przestrzeń zaczyna się przenikać z tą prawdziwą, przez co mieszkańcy mogą podejrzeć sceny z życia, z którego zostali wyrwani. Ten moment jest zdecydowanie przełomowy dla wszystkich, a strach przed smokami zamienia się we frustrację i refleksję nad ich sensem swojego istnienia. Przez obraz z jednej ze szczelin dowiadujemy się, iż Itsumi jest tam prawdopodobnie spokrewniona z Mutsumi i Masamune. Bohaterowie od tej chwili również pogrążają się w rozważaniach nad swoją przyszłością.
Choć cała fabuła wydaje się tajemnicza i zagmatwana, to choćby w kontekście całości, zakończenie zasługuje na szczególną wzmiankę. Przez większość filmu mniej więcej udało mi się ułożyć w głowie własną interpretację wydarzeń. Wraz ze zbliżającym się końcem została ona wywrócona do góry nogami. O ile sam wątek Itsumi domyka się dość prosto, o tyle poskładanie sobie wszystkiego w logiczną całość może być nie lada wyzwaniem. Dotychczas bowiem przez większość czasu wszyscy wspominali, iż ponowne rozdzielenie światów poskutkuje unicestwieniem wszystkich mieszkańców tego wymiaru. Sam finał jednak poddaje ten aspekt w wątpliwość, a Mutsumi stwierdza, iż dopiero teraz po raz pierwszy czuje ból, chłód i targające nią emocje. Innymi słowy: czuje, iż żyje.
Na szczególne uznanie zasługuje również oprawa wizualna. Sam koncept dwóch połączonych światów przywodzi na myśl ostatnie filmy Makota Shinkaia, na czele z Kimi no Na wa oraz zeszłorocznym Suzume No Tojimari. Bogactwo detali dorównuje również flagowym tytułom z filmografii Mamoru Hosody. Największą rolę odgrywa tu jednak dynamicznie zmieniająca się kolorystyka. Ten aspekt stylistyczny pięknie kontrastuje obie przenikające się rzeczywistości.
Maboroshi to prawdziwie wzruszająca historia i zarazem fascynujący pomysł przenikających się wzajemnie alternatywnych rzeczywistości. Choć konstrukcja świata jest miejscami przesadnie skomplikowana, historie bohaterów są odpowiednio angażujące, by skupić się właśnie na nich. Te z kolei dostarczają mnóstwa materiału do refleksji nad własnym życiem i odpowiedzenia sobie samemu na pytanie: co to znaczy żyć naprawdę?
Źródło obrazka głównego: Mappa Studios