Łzy na scenie płockiego teatru. W roli głównej zabawki, które nie mają łatwego życia. Odsłaniamy też kuluary Szopki Noworocznej [FOTO]

dziennikplocki.pl 4 dni temu

Jeżeli na tegoroczną Szopkę Noworoczną ktoś wybrał się, aby się pośmiać czy szukać odnośników do Płocka, to głęboko się mylił. Do śmiechu było tam niewiele. Miasta można się było doszukiwać jedynie w… aktorach – amatorach, którzy w Płocku są dość znani. Spektakl był o samotności, tęsknocie, porzuceniu i nadziei.

W poniedziałkowy wieczór, 17 lutego, na deskach Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego odbyła się siódma już edycja płockiej Szopki Noworocznej. Przedsięwzięcie od lat realizowane jest z inicjatywy posłanki Elżbiety Gapińskiej. Całkowity dochód ze sprzedaży biletów-cegiełek przeznaczony jest na pomoc potrzebującym dzieciom. W tym roku beneficjentem wydarzenia było Stowarzyszenie Na Rzecz Osób Z Autyzmem „Odzyskać Więzi”. Konkretna pomoc trafi do trzech chłopców.

Aktorzy i amatorzy – wspólna scena…

Spektakl, który wystawiono w tym roku, nosił tytuł „Zabawki” w reżyserii Juli Kotarskiej z muzyką Tomasza Struzika. Wydawać by się mogło, iż będzie zabawnie, radośnie i lekko. W role zabawek wcielili się politycy, dyrektorzy, prezesi najróżniejszych instytucji oraz dziennikarze, czyli ludzie, którzy na co dzień wykonują zupełnie inną pracę. Wiele osób w tegorocznej szopce grało po raz pierwszy. Ale byli też szopkowi weterani Na szczęście w sztuce zgodzili się wziąć udział profesjonalni aktorzy z płockiego teatru, czyli Mariusz Pogonowski i Magdalena Tomaszewska oraz dwójka młodych ludzi, którzy przygotowują się do tego zawodu.

Otóż to oni bowiem na scenie wykreowali postacie z przekazem, emocjami i całą otoczką, która powinna płynąć ze sceny. Co więcej, totalnym amatorom, jakimi jesteśmy, dodawali otuchy, pocieszali, klepali po plecach. Ich role zatem były nieocenione do osiągnięcia finalnego efektu.

Pajac, Melania i inni…

Na pewno na długo w pamięci widzów zostanie postać pajaca, w którą wcielił się Mateusz Brudzyński. Na marginesie mówiąc, uczeń Julii Kotarskiej. Najważniejsza rola, świetna kreacja. Brawo! Mam nadzieję, iż zobaczymy Mateusza nie tylko na teatralnych deskach, ale i na kinowych ekranach. Była też piratka – suflerka, która trafiła na premierę szopki prosto z Warszawy. Młoda kobieta o wdzięcznym imieniu Helena, dwoiła się i troiła, aby nas – amatorów pilnować na scenie, podpowiadać lub zastąpić w razie gdyby ktoś zapomniał, co ma mówić.

Wyjątkową kreację stworzyła Anna Lewandowska, ukłon w stronę pajęczycy Melanii. Płocka dziennikarka nie dość, iż miała charakterystyczny i ciężki strój, profesjonalną charakteryzację, mnóstwo tekstu do opanowania, to przez cały spektakl musiała być w typowym dla pająka ułożeniu ciała – pół poziomo. Ania poradziła sobie doskonale. Przez swoją rolę przeszła, jak burza, chwilami skradając scenę tylko dla siebie.

Fajnie i z polotem zagrała też Joanna Lewandowska. Wcielając się w rolę królowej pszczół. Była przede wszystkim przekonywująca. Zabawną postacią na pewno była kura, tu Małgorzata Ogrodnik, która zagrała rolę porodu, wprost… z porodówki. Jak zaczęła gdakać… To, ho, ho… choćby dyrektor szpitala Stanisław Kwiatkowski, który wcielił się w doktora, nie był w stanie nic poradzić

Za kulisami…

Z tego powstałby pewnie kolejny artykuł i to bardzo długi. Dłużyzn unikamy Zdradzę jedynie, iż nie wszystko szło zgodnie z planem. Aż zadziwiona jestem, iż na scenie wyszło aż tak dobrze. Najpierw miało być około 60 postaci, w rezultacie było 40. Wiele osób zrezygnowało. A to choroba – usprawiedliwione, a to praca, a to jeszcze coś. No cóż. Bywa i tak. Chodziło o pomoc – to był jedyny cel. Julia Kotarska najpierw dopisywała role, następnie je wykreślała. To wszystko z anielską wręcz cierpliwością.

W czterdziestkę z pomocą i zaangażowaniem reżyserki i profesjonalnych aktorów daliśmy radę. Jak nie tekstami czytanymi chwilami z kartki czy wspaniałym wykonaniem kolejnych piosenek, to na pewno strojami.

Wszyscy, bez wyjątku, wyglądali jak zabawki wyjęte wprost z dziecięcego pokoju. Każdy się starał, jak mógł, aby skompletować stroje – 1:1. Był zatem piękny motyl, pszczoła z odwłokiem, żołnierzyki w mundurach, piramidka z kolorowymi kółeczkami, mieniący się wszystkimi kolorami kalejdoskop, ufoludki z czółkami, rycerz na koniu, dinozaur, tygrysek, miś, sprężynka, lalka Barbie, samochodzik, barwny ptak, lalka fryzjerka z akcesoriami, policjant z notesem i lizakiem, porcelanowa lala i wiele, wiele innych „zabawek”. Akcja całej sztuki była osadzona na strychu w oczekiwaniu na ciepłe dziecięce dłonie…

Jeden uśmiech dziecka…

Te maleńkie dłonie się zjawiły. Ni mniej, ni więcej tylko na scenie w płockim teatrze. Kiedy aktorzy złożyli ukłony wyrozumiałej i wspaniałej publiczności, na scenę weszli bowiem rodzice z dziećmi, do których trafi realna pomoc ze sprzedaży cegiełek. Nie wiem czy wszyscy, ale na pewno my – aktorzy – amatorzy ocieraliśmy łzy.

My bowiem zmierzyliśmy się jedynie z niedogodnościami związanymi z próbami, chwilowym fizycznym bólem ze zmęczenia, czasami z nerwami, zwątpieniem czy bezradnością w zapamiętaniu po kim wchodzimy, co mówimy. A Ci mali chłopcy i ich rodzice każdego dnia mierzą się z ciężkimi chorobami, walczą o euforia i nadzieję.

Cieszę się, iż chociaż na chwilę mogłam, jako jedna z czterdziestki, podarować im uśmiech i maleńką namiastkę wiary w ludzi. Było warto!

Jeśli nie mogliście być na 7. edycji Szopki Noworocznej polecamy rewelacyjne zdjęcia, które wykonał Marcin Wiśnios…

Idź do oryginalnego materiału