Lwy i lisy

dakowski.pl 2 dni temu

Lwy i lisy

Jerzy Karwelis

29 marca, wpis nr 1348

A my mamy polityczny rower na kwadratowych kołach.

No i przyszła moja książka z drukarni. Namawiam do zakupu i przeczytania. To jednodniowy kurs działania elit w Polsce.

Po tym wiele zjawisk, do tej pory na oko pozbawionych sensu, nabierze znamion regularności i powtarzalności oraz wykaże, iż to wszystko miało – do tej pory ukryty – cel. Ale, przygotowując się do tematu „elity” przyszło mi przebrnąć przez sporo prac naukowych, których, ze względu na w końcu publicystyczny charakter mojej książki, ani nie zacytowałem, ani też nie odwoływałem się do nieistniejącej w książce bibliografii. Niejeden wątek mi przez to wypadł, ale nie można przecież pisać książki „o wszystkim”. Mimo tego jednej sprawy w książce nie ma, a nie chciałbym, by zginęła, a więc tu ją spróbuję omówić. Chodzi o słynne „krążenie elit”.

Papież Pareto

Publiczność, jeżeli w ogóle, zna Vilfreda Pareta, to raczej z jego zasady 80/20, która wykazuje, iż np. za 80% przychodów firmy odpowiada 20% klientów, co pozwala m.in. korporacjom dbać o wąską grupę klientów, co tych incydentalnych pozostawia w zapomnieniu. jeżeli więc jesteście zlewani przez jakieś korpo to wiedzcie, żeście się po prostu nie załapali wg. reguły Pareta na dopieszczane 20%.

Ale dorobek tego pana jest znacznie większy i w dużej mierze pionierski w jednym obszarze – badaniu elit. To Pareto napisał całe dzieło o elitach, zaś w jednej z wielu tez wykazał, iż jakość działań społeczności, w tym względzie uzależnionej od elit, zależy od ich krążenia, czyli odświeżania ich składu, celów i sposobów działania.

W ogóle te prace związane z elitami leczą ze złudzeń całkowicie. Wszyscy ci piewcy emanacji woli suwerena poprzez system wyłanianych przedstawicieli, którzy tworzą elitę-nieelitę, wynajętą tylko do zarządzania państwem to jest jakaś bajeczka dla coraz mniej grzecznych, a coraz bardziej naiwnych dzieci. Nauka dowodzi, iż nic takiego nie ma, choćby intuicyjny ogląd dokonywany przez lud rządzony jasno wskazuje, iż istnieją oni i my. Najlepszym dowodem na tę ludową mądrość jest historia z Rywinem, który przyszedł do Michnika po łapówkę, co wyszło w czasie skandalizujących obrad jedynej chyba udanej nadzwyczajnej śledczej komisji sejmowej. Na pytanie Michnika: kto ciebie, Rywinie, przysyła padła odpowiedź, iż „grupa trzymająca władzę”. Dla ludu było jasne, iż to nie żaden rząd, czy partia, ale rzeczywista władza, która istnieje i pociąga za wędzidła bez względu na to kto rządzi. A więc to tu prawda nauki spotyka się z prawdą ekranu, w który patrzy codziennie suweren.

Aby jeszcze bardziej otrzeźwić posłańców dobrej nowiny sprawczości i zalet systemu przedstawicielskiego należy zwrócić uwagę, iż choćby nauka, co dopiero ogląd zdrowego rozsądku, wykazuje, iż cała sprawa służebności elit jest fasadą dla naiwnych i maluczkich, serwowaną po to by utrzymać lud w błogostanie niewolnika doskonałego, czyli takiego, który nie tyle nie widzi swego zniewolenia, ale dostrzega je i jest z niego zadowolony.

Przyjęło się, iż elity mają dwa poziomy uwarunkowań: wewnętrzne i zewnętrzne. Te pierwsze zwane są rezyduami i są zestawem trwałych i rzeczywistych nastawień elity, którymi kierują się w zasadzie niezmiennie, a które nie są komunikowane na zewnątrz. Na zewnątrz komunikowane są derywacje, czyli opowieści dla ludu, które swą narracją kształtują u rządzonych fikcyjny obraz rzeczywistości.

To głównie ideologie, które – jak wiadomo – są tylko powierzchniowymi, kulturowo determinowanymi uzasadnieniami działań władczych, strawnymi dla mas usprawiedliwieniami, jakimi władza, dla potrzeb „ludu”, uwiarygodnia swe działania. Elity serwują tu w dół zmieniające się racjonalizacje i slogany legitymizujące władzę. Czyli te wszystkie ideologiczne ofensywy, spory, które rozpalają do białości dyskurs publiczny są tylko po to, by naród się emocjonował tak bardzo, aby nie widział faktu swej sprawczej mizerii i jej źródeł. Co – przyznacie Państwo – stawia w ostrym świetle naszą wojnę polsko-polską, jej cele i autorów. Ale w tej kwestii, tej mechaniki – odsyłam już do mojej książki, dziś bowiem tu nie o tym.

Zastrzeżenie o rezyduach i derywacjach było po to, byśmy mieli podstawę do oceny typologizacji elit, którą zaraz omówimy. Bo Pareto nie tylko wnioskował o tym, iż krążenie elit, ich wymiana i odświeżanie ma zbawczy wpływ na władzę, skutkiem tego i na całą społeczność, ale wykazał o krążenie jakiego rodzaju elit chodzi. Podzielił je na elity lwów i lisów, który to podział w owocnym skrócie omówili Jan Pakulski profesor emeritus (uwaga!) z uniwersytetu w Hobart na Tasmanii i profesor Jacek Wasilewski z warszawskiej SWPS, których tu pracę zacytuję.

Lwy, czyli elita choinki hard power

„Lwy wyposażone są przede wszystkim w rezydua klasy II i reprezentują siłę i zdecydowanie, z czym wiążą się predyspozycje do agresywnych zachowań i częstego uciekania się do przemocy jako środka sprawowania władzy. Cechy te zakorzenione są w rezyduach [co to, kurwa, za nowomowa?? M. Dakowski] nakazujących w pierwszym rzędzie dbać o trwanie i spójność grupy. Znajduje to odzwierciedlenie w nastawieniach wyrażających bezwarunkową lojalność wobec grup podstawowych, takich jak rodzina czy naród. Stąd częste nacjonalistyczne uzasadnienia preferowane przez lwy, szczególnie w wypadkach, gdy posługują się przemocą. Lwy na ogół utożsamiają władzę z siłą: grożą przemocą i preferują rozwiązania siłowe, gdy ich władza napotyka opór.

Władza lwów ma polaryzujący charakter: lwy dzielą społeczeństwa na wrogów i przyjaciół, „naszych” i „obcych”. Ich uwaga skupia się na „naszych”. „Obcy” są na ogół tylko zagrożeniem. Oznacza to „wąską integrację” władzy: nie są dopuszczane do udziału we władzy środowiska wobec niej krytyczne czy o nieznanym obliczu. Z tym wiąże się tendencja lwów do budowania silnych więzi lojalności i do ograniczania kręgu doradców do zaufanych przyjaciół. Symptomatyczna dla lwów jest personalizacja i moralizacja władzy. Osobista lojalność wobec przywódcy staje się podstawowym wymogiem moralnym. Dlatego lwy mają tendencję do lekceważenia prawa i podporządkowania konstytucyjnych wymagań i procedur woli przywódców.

Władza lwów jest legitymizowana na ogół w sposób charyzmatyczny, z częstymi odniesieniami do „wiary” i „zaufania” jako podstawowych wyznaczników uczestnictwa we władzy. Oponenci lwów przedstawiani są nie jako rywale, ale jako wrogowie, których działania kwalifikowane są (i potępiane) w kategoriach moralnych. Dlatego użycie przemocy jest naturalnym odruchem lwów, uzasadnionym także w kategoriach moralno−politycznych – jako swego rodzaju „wyższa konieczność” i wymóg sytuacji. Lwy chwalone są za zdecydowanie i konsekwencję, a krytykowane za brutalność i brak politycznej elastyczności.”

Lisy, czyli elita sieci soft-power

„Lisy reprezentują przebiegłość, inteligencję, spryt i polityczną giętkość, czyli dominują wśród nich rezydua klasy I, nazwane „instynktem kombinacji”. Na ogół nie używają siły, bowiem swe cele osiągają na drodze manipulacji, negocjacji i zakulisowych nacisków, typowych dla dyplomatycznego „makiawelizmu”. Są to cechy zakorzenione w rezyduach kombinacyjnych, a więc we wrodzonych i niezmiennych predyspozycjach do manipulacji, kompromisów i tajnych układów. Lisy celują w sztuce dyplomacji i negocjacji. Są także zdolne do oportunistycznych ustępstw i kompromisów w stosunkach z rywalami. Ich silną stroną są pomysłowość i przebiegłość – powiedzielibyśmy dzisiaj „miękka strona władzy”. Ponieważ lisy preferują kompromisy i manipulacje, ich dominacja w elicie sprzyja decentralizacji władzy.

Elity zdominowane przez lisy charakteryzują się przeto „szeroką integracją władzy”, tzn. braniem pod uwagę w trakcie sprawowania władzy interesów i preferencji rozmaitych grup wpływu i nacisku. Lisy dążą do tego, by uplasować się w centralnych punktach sieci takich grup. Sprawują władzę raczej przez skuteczne wykorzystywanie i mobilizowanie wpływów i nacisków, niż przez konfrontacje i siłowe interwencje. Ten lisi styl sprawowania władzy przejawia się także w racjonalnych i pragmatyczno−prawnych uzasadnieniach posunięć politycznych, oraz w niechęci do ideologicznych odniesień. Lisy traktują przeciwników jako rywali, montują nietrwałe koalicje, w których nierzadko udział biorą niedawni przeciwnicy wraz z obecnymi poplecznikami. Takie elastyczne podejście do koalicji politycznych wzmacnia szeroką integrację polityczną i zapobiega głębokim podziałom.

O ile zwolennicy lisów chwalą te cechy jako wyraz giętkości i inteligencji, o tyle krytycy widzą lisy jako podatnych na korupcję oportunistów, pozbawionych moralnego kośćca. Zdaniem Pareto, lwy i lisy uzyskują przewagę w odmiennych warunkach polityczno−ekonomicznych i tworzą odmienne koalicje władzy. Lwy są typowymi „mężami opatrznościowymi”, wkraczającymi do akcji w momentach kryzysów politycznych i w okresach ekonomicznego zastoju lub upadku. Lisy zdobywają przewagę w okresach ekonomicznego wzrostu i politycznej ekspansji. Centralizacja władzy sprzyja lwom i jest przez lwy wzmacniana. Rozproszenie władzy daje przewagę lisom, które starają się ten stan rzeczy utrzymać i pogłębić. Lwy montują koalicje z „rentierami”, a więc z elitami ekonomicznymi czerpiącymi zyski z długoterminowych inwestycji i niewdających się w bieżące gry rynkowe. Lisy przyciągają „spekulantów”, a wiec przedsiębiorców skłonnych do innowacji i ryzyka, nastawionych na szybki zysk.”

Polski zwierzyniec

Zapewne jak i Państwo, ja miałem, czytając tu o tych lisach i lwach, coraz częściej nawroty refleksji jak to jest u nas, w Polsce z tym podziałem. No, coś się tam pojawiało w analogiach, ale wspomniani autorzy przeprowadzili analizę historii polskiej sceny politycznej w podziale na okres lisów i okres lwów. Wychodzi z tego, iż na początku startu transformacyjnej historii III RP mieliśmy do czynienia z rządami lisów. Na początku odnowionej Najjaśniejszej brak było silnych i charyzmatycznych przywódców, no, może z lekką przerwą na Lecha, którego charyzma okazała się nadęta jak on sam, zaś co do siły, to wystarczyło jej raczej tylko na ruchy rozbijackie, nie na budowanie jakichś trwałych fundamentów państwowości. Ot, normalne koniunkturalne równoważenie wektorów wpływów wzbudzanych konkurentów, budowanie drugich nóg, nie po to przecież, by wyrugować komunistów z wpływu na władzę, ale by sobie na tej chwiejnej równowadze pobalansować swoimi wpływami. Miałkość, a nie żadne tam rezydua.

A więc pierwszy okres, poza rządami charyzmy, na zasadzie dawania świadectwa soft-power w wykonaniu Mazowieckiego, a więc bez większego wpływu i samej przynależności do elit w ogóle, to mieliśmy na miękko. Lisy działały w stadach wijąc swoje sieci, w które coraz częściej wpadał klientelistyczny obywatel. Nie wiem czy pamiętacie tamte czasy – to było jeszcze spokojnie, nie tak jak dziś. Ludzie nie emocjonowali się polityką, nie włączali codziennie rano przekaziorów w nadziei, iż tym razem, przez noc jakoś tam pognębiono naszego politycznego grupowego, a adekwatnie plemiennego wroga nr 1. Sfera polityczna odbywała się bardziej w kuluarach, dziś zastępuje nam przemysł rozrywkowy, atrakcyjny już chyba tylko dla akolitów, których stan psychiczno-emocjonalny należałoby na skalę populacyjną przebadać. Znać było mores – od robienia polityki są politycy, nie zaś jakiś nieogarnięty suwerenik. Lekkie potrząśnięcie za ramię drzemiącego narodu, bo przecież nie przebudzenie, mieliśmy przy okazji wspomnianej afery Rywina, kiedy nagle opadłe zasłony pokazały całkiem nowe, inne niż dotychczas, nieznane i dołujące konstrukcje kulis.

Według wywodu wspomnianych naukowców w III RP mieliśmy do czynienia z procesem przejścia od rządów lisów do rządów lwów. W przywołanym wywodzie kilka mówi się o mechanice tego zjawiska, ja tu mam swój pogląd. Pomijając ogólne nastawienie, również Polaków, do rządów silnej ręki, inklinacji do kogoś kto przyjdzie i „wreszcie zrobi porządek”, to mamy do czynienia raczej ze światowym fenomenem przesuwania się elit politycznych w kierunku lwów. Ale tak to jest w czasach, kiedy soft-power ustępuje w konfrontacji z władzą typu hard. U nas w przejściu od sieci lisów do choinki autorytarnego zarządzania w wykonaniu lwów +jest dużo elementów systemowych. Nie mogło się skończyć inaczej. Czemu? Zaraz powiem…

No, jak się ma taką, w dodatku zapisaną w konstytucji, ordynację wyborczą obligującą do wyborów w reżymie proporcjonalnym, z progiem wejścia, to niedługo – i ku temu dążyło skostnienie sceny politycznej – mamy do czynienia z dwójpolówką. Ale to nie tu jest problem: mamy do czynienia z hybrydą, bo jest to dwójpolówka naczelnikowska. A to jest zjawisko cudaczne. Ordynacja większościowa zwykle kończy się duopolem partii, ale te, z powodu zapór antynaczelnikowskich, budują się od dołu, nie od góry, wolą naczelnika. Z drugiej strony ordynacja proporcjonalna generuje z siebie system wielopartyjny, skazany na kompromis. A my mamy polityczny rower na kwadratowych kołach. Dwójpolówkę naczelnikowską z ordynacją proporcjonalną. Czyli system, który dąży do władzy lwów z samej swojej natury.

Ale, żeby do tej początkowej, lisiej fazy polityki w ogóle wejść, to trzeba było grać… lisa. A więc mamy w historii III RP do czynienia z procesem eliminacji lisów w wykonaniu ukrytych lwów. Czyli – wracając do metodyki – chłopakom się w międzyczasie zmieniły rezydua. A to interesujące zjawisko, gdyż te rezydua miały być stałymi cechami elity, zaś tu, przy takiej zmienności, okazały się tylko taktyczną potrzebą chwili. Mamy mieć więc do czynienia z polityką, która jest walką o władzę Skazy z Mufasą i kilku pretendujących, czekających za skałą na okazję Simb. To malowniczy obraz, którego atrakcyjność skrótu nie powinna nam przesłaniać odmiennej, wydaje mi się istoty zagadnienia.

Jednak książka

Jednak zrobię wyjątek od początkowego zastrzeżenia, iż załatwię tu temat spoza mojej książki. Muszę do niej wrócić. W książce dowodziłem, iż – bez względu na to kto rządzi – elita wytwarza warstwę pozoracyjną, mającą zmylić społeczny ogląd co do istnienia rzeczywistej elity, spoza ułudy przedstawicielskiej, zrobić bufor zewnętrzny narracji. Chodzi o to, iż – jak dowodził Pareto – by chronić swoje rezydua elita wytwarza derywacje, czyli, przypomnijmy: zasłony narracyjne mające wytworzyć u obywatela złudę rzeczywistości w rezultacie podstawionej.

Dla mnie cała polska sfera polityczna nie jest emanacją elitarności, czy to lisiej czy lwiej. Jest właśnie spektaklem zafundowanym publiczności przez pochowaną w takim mechanizmie klikę, która jest rzeczywistą, sprawczą grupą „trzymającą władzę”.

I moim zdaniem nie jest tak wcale, iż w polskim „krążeniu elit” lisów na topie, z początku III RP, zastąpiły, choćby i ukrywające się do tej pory lwy. Tusk czy Kaczyński wcale nie rządzą Polską. Nie są oni bowiem, jak cała klasa polityczna, elitą, tylko derywacją, światem objawianym przez elitę adekwatną – klikę, która ma wciąż te same, łupieżcze rezydua. Oni spełniają tylko służebną rolę wobec tych, którzy postawili ich na tych stanowiskach, wywindowali, lub choćby tylko umożliwili kontrolowany awans do roli lwów w spektaklu. Moim zdaniem elita rządząca może i składając się z sieci, ale lwów, wystawiła ludowi na widok samokręcącą się maszynkę ułudy, której zewnętrznym przejawem jest działanie lisów. Choć narracja zaostrza się, ale to się dzieje tylko na użytek publiczny. W rzeczywistości cała klasa polityczna wewnętrznie dba o dobre ustawienie się w sieci. Tą siecią jest dystrybucja publicznego pieniądza i wpływów, które i tak prowadzą do triady atrybutów elitarności: elity władzy, elity pieniądza i elity autorytetu. Rządzą więc nami lwy, i to od dawna, może od samego początku okrągłostołowej Najjaśniejszej, zaś za oficjalnych posłańców wysyłają nam lisy.

Jesteśmy więc stadkiem owiec zarządzanym z górki przez klikę lwów, które do pilnowania, a raczej do dojenia, wysyłają jako pośredników lisy. Ale jak przyjdą wilki to co będzie? Kto obroni obywatelskie owce? Nie słyszałem kiedykolwiek, by zrobiły to lisy. Te uciekną zaraz po lwach, które tylko zmienią stadko do eksploatowania na inne. Może choćby przemianują się na lisy pilnujące gdzie indziej nowego stadka. A może już tylko pójdą na sutą i odległą emeryturkę, leżąc pod egzotycznym baobabem i obgryzając kości z pozostałości swej niegdysiejszej wielkości. Biało-czerwone kosteczki owieczek, które uwierzyły kiedyś w bajki o pasterzach i psach pilnujących stada przed wilkami.

Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Idź do oryginalnego materiału