„Lusterka” Swady i Niczos, czyli podlaski coming out

krytykapolityczna.pl 4 godzin temu

Parę dni temu spadł na nas na Podlasiu grom z jasnego nieba. Do polskiego finału eliminacji na konkurs Eurowizji weszła piosenka „Lusterka” podlaskiego duetu Sw@da i Niczos.

Sw@da to didżej i producent muzyczny o kolumbijskich korzeniach, Podlasiak z Białegostoku, który tworzy muzykę, łączącą w sobie południowe i podlaskie wątki z pogranicza. Współpracował m.in. z Karoliną Cichą, nagrywał z białoruską wokalistką KOOB.

Pod pseudonimem Niczos kryje się natomiast Nika Jurczuk, wokalistka i muzyczka, która wyrosła z podlaskiego folkloru okolic Bielska Podlaskiego, gdzie śpiewała w Studiu Folkloru Podlaskich Białorusinów Żemerwa, działającym przy Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach. Niektórzy mogą ją kojarzyć z folkowej kapeli Hajda Banda, którą współtworzy.

W Hajnówce, Bielsku i pewnie w paru dzielnicach Białegostoku zapanowała euforia. Nasi pojadą na Eurowizję! Jest na to szansa, bo piosenka gwałtownie zawojowała serca publiczności, krytycy wypowiadają się o niej pochlebnie, „Lusterka” w ciągu paru dni wspięły się na szczyt listy Top Viral Polska na Spotify, choćby wśród bukmacherów szanse Swady i Niczos na wygraną polskich eliminacji i wyjazd do Bazylei oceniane są jako bardzo wysokie.

Zdrada kartaczojadów

Wspaniale, prawda? Czy cokolwiek może potoczyć się źle? Przecież Podlasie każdy w Polsce lubi, bo pocieszni rolnicy z Podlasia u pana boga za piecem jedzą kartacze, sękacze i śmiesznie mówią. A tu zonk, bo piosenka z Podlasia, ale jakoś nie po polsku… Wokalistka śpiewa: Vse lude v selie pudnialisie, sełom sudiat mene, razorvałoś, razsypałoś serce, stała bolna mnie, a polska publiczność drapie się po głowie w konsternacji, bo nic z tego nie rozumie. Doszło do tego, iż strona internetowa dużej rozgłośni zdecydowała się zaprezentować tłumaczenie, by słuchacze mogli odnaleźć w piosence uniwersalną historię o poszukiwaniu wolności przez młodą kobietę wykluczoną (a dzisiaj byśmy powiedzieli, iż hejtowaną albo choćby cancelowaną) przez społeczność, w której żyje.

Wykonawcy dołączyli więc do piosenki opis, który wyjaśnia, iż „Lusterka” to utwór w mikrojęzyku podlaskim, używanym na pograniczu polsko-białorusko-litewskim, skąd zresztą duet czerpie swoje muzyczne inspiracje. Nie każdy jednak chciał uwierzyć, nie każdy chciał się dowiedzieć, iż Polska to nie tylko polski, śląski i kaszubski i niedługo po ogłoszeniu finałowej dziesiątki eliminacji do Eurowizji, w sieci zaczęły pojawiać się nienawistne komentarze na temat piosenki z Podlasia.

Słuchaj podcastu „Blok Wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

Anonimowi patrioci bredzą coś o ukrainizacji polski, gdzie indziej pojawia się kuriozalny zarzut, iż język podlaski wymyślili Rosjanie i jakoby ma to jakieś niepokojące implikacje. Odmienność od polskości, a zwłaszcza odmienność wschodniosłowiańska, od razu nabiera w takich komentarzach cech wrogich i niepożądanych, niepostrzeżenie urasta do zdrady narodowej.

Oprócz otwartego hejtu nie zabrakło i pasywnej agresji, przejawiającej się w pytaniach, czy to w ogóle zgodne z regulaminem, by śpiewać na Eurowizji w jakimś mikrojęzyku (tak, zgodne), a poza tym to taka piosenka nie spodoba się słuchaczom z Polonii. A głosy Polonii się podobno bardzo na Eurowizji liczą, tylko nie wiadomo czemu dotychczas nie pokazały swojej mocy w przypadku utworów śpiewanych zacną i czystą polszczyzną.

Transsekcjonalność po podlasku

Podlaskie pogranicze z jego mniejszościowym komponentem to delikatny ekosystem. Można o nim napisać wielotomowe dzieło, a i tak nie dojdzie się do ostatecznych rozstrzygnięć. Najprościej skomplikowaną naturę naszych tutaj podlaskich spraw wyjaśnia badacz miejscowych dialektów, wieloletni dziennikarz Radia Svaboda i językowy aktywista Jan Maksymiuk, który od lat promuje język podlaski w jego literackiej, skodyfikowanej formie, którą sam opracował (od razu lojalnie uprzedzam, nie jest to jedyny wariant kodyfikacji, który na Podlasiu powstał).

W poście na stronie swojego projektu Svoja.org, Maksymiuk wyjaśnia, iż nie istnieje gwara podlaska jako gwara języka polskiego. Ludowy polski na Podlasiu to faktycznie gwary mazowieckie i nic szczególnie podlaskiego nie udało się w nich odkryć, językoznawcy już dawno odpuścili próby wyodrębniania dialektu podlaskiego języka polskiego. Tymczasem (mikro)język podlaski, którego orędownikiem jest Maksymiuk, to uwspólniona wersja dialektów wschodniosłowiańskich, którymi rozmawiają ludzie między Narwią i Bugiem.

Maksymiuk przy okazji stara się oddzielić groch od kapusty, tłumacząc przy okazji, dlaczego dla jednych te gwary to gwary białoruskie, kto inny uważa je za ukraińskie, a czemu tak naprawdę należy uznać je za odrębny język. Chociażby dlatego, iż to język archaiczny, którego powstanie poprzedza wykształcenie się współczesnego literackiego białoruskiego czy ukraińskiego. A do tego używany na co dzień język nie przekłada się na Podlasiu automatycznie na tożsamość. Choć nie skłamię, jeżeli powiem, iż niezależnie od fonetycznych czy gramatycznych cech, wśród użytkowników podlaskiego dominuje przywiązanie do tożsamości białoruskiej.

Dodam od razu, iż na Podlasiu znajdzie się jeszcze parę miejscowych autorytetów językowo-kulturowych, którzy się z koncepcjami Jana Maksymiuka nie zgadzają, albo nie przyjmują ich w pełni. I dzieje się tak właśnie dlatego, iż na podlaskim pograniczu przecinają się różne tożsamości – etniczne (ruska, podlaska, tutejsza), narodowe (białoruska, polska, ukraińska), religijne (prawosławie, katolicyzm, protestantyzm) i językowe.

Tak mniej więcej wygląda tożsamościowa transsekcjonalność po podlasku, którą trudno zrozumieć z perspektywy skonsolidowanej, hegemonicznej większości, odwołującej się do zunifikowanego języka oraz skanonizowanej, przekazywanej przez oficjalny system szkolny kultury. Większość ma jednak tendencje, by oczekiwać od mniejszości podobnej spójności. A gdy ta nie jest w stanie jej zaprezentować, to wszelkie niejednoznaczności, szczeliny i pęknięcia wykorzystuje się do podważania mniejszościowych tożsamości jako niepełnoprawnych, nieprawdziwych, niepoważnych czy wręcz nieistniejących.

Autentyzm po svojomu

Artystyczna deklaracja duetu Sw@da x Niczos wprowadza tu więc nową jakość i pozostaje mieć nadzieję, iż (mikro)język podlaski zostanie poznany i zaakceptowany przez ogólnopolską publiczność nie tylko jako twór sceniczny, ale i kulturowa wartość, świadcząca o różnorodności z pozoru homogenicznego kraju.

Być może odkryją pisane po svojomu książki i grane w tym języku spektakle, które wystawia Teatr Czrevo Joanny Troc, może ktoś im pokaże memy po podlasku, a przy kolejnej wizycie na magicznym Podlasiu wsłuchają się w język, którym mówią między sobą autochtoni, bo jest to język żywy i dość powszechnie używany. Ot, choćby wczoraj rozmawiałam po svojomu z listonoszem, który „obłopotał vse dvery, bo ne znał kudy stuczati”. Po svojomu rozmawiam też z sąsiadami i adekwatnie przy każdej okazji, kiedy w tajemniczy i naturalny zarazem sposób rozmowa z człowiekiem, choćby takim spotkanym po raz pierwszy, wchodzi na lokalny rejestr.

To, iż wykonawcy na potrzeby opisu piosenki podkreślili wpływy polsko-litewsko-białoruskiego pogranicza i określili jej język jako podlaski, świadczy o tym, iż z zasady przyjmują ekumeniczną koncepcję forsowaną przez Jana Maksymiuka. Ale i to by było zbyt proste, by było tak piękne.

Po tym, jak udało się odbić niedorzeczny hejt anonimowego komentariatu, Nika Jurczuk, jako autorka tekstu i wykonawczyni, musiała się jeszcze zmierzyć z krytyką wyprowadzoną z drugiej, tym razem mniejszościowej flanki. W podlaskim segmencie fejsbuka pojawiły się bowiem posty i komentarze pełne wątpliwości czy język utworu „Lusterka” to autentyczny podlaski dialekt, czy raczej eklektyczny produkt, wyrosły z miejscowych inspiracji.

W tej dyskusji zarysował się wyraźny podział na ojców i dzieci, starszyznę i młodszych. Pierwsi, którzy pamiętają, iż kiedyś było lepiej, wyrażają pewien sceptycyzm i stawiają się w pozycji obrońców językowej czystości podlaskich dialektów. W tekstach Niczos odnajdują polonizmy, rusycyzmy i inne pomniejsze błędy w odmianie. Młodsi odpierają te zarzuty, przyznając wokalistce nie tylko absolutne prawo do własnej kreacji artystycznej, ale też rozpoznając w jej słowach swoje własne językowe dylematy. Argumentują, iż język, by przetrwać (a pesymiści uważają, iż jest na wymarciu), musi ewoluować, nieuchronnie wchodzić w interakcje, zapożyczać.

Zwłaszcza iż dla tego młodszego pokolenia więź z podlaską gwarą została zerwana podwójnie. Raz przez oderwanie się od naturalnego, wiejskiego kontekstu, w których funkcjonowała na przestrzeni wieków, ale w ostatnich dekadach wyemigrowała do większych i mniejszych miast, gdzie nieuchronnie ulega transformacji. Dwa – przez wychowanie, bo mniej więcej od lat 70-tych do dzieci coraz rzadziej zwracano się w dialekcie, choćby jeżeli wszyscy w rodzinie byli jego nosicielami. Obowiązywała zasada, by do najmłodszych zwracać się po polsku, by miały łatwiej.

O żalu za odebrany język mówiła mi podlaska Białorusinka Katarzyna Wappa, gdy w 2021 roku przygotowywałam serię reportaży o polsko-białoruskim pograniczu. Jak wiele innych osób, języka, który był pierwszym i naturalnym językiem jej ojca i dziadków uczyła się w dorosłym życiu jako języka drugiego, a może choćby i trzeciego (w międzyczasie skończyła anglistykę), świadoma, iż nigdy nie będzie doskonały. W tej sytuacji można więc z używania podlaskiego dialektu albo w ogóle zrezygnować, by nie kaleczyć ucha purystów, albo zaakceptować, iż będzie to mówienie z brakami, wtrąceniami i zapożyczeniami.

Poza skrzynię z naftaliną

Kiedy rok temu z hakiem bawiliśmy się w Hajnówce ze znajomymi na koncercie Sw@ada x Niczos, którzy dla nas już wtedy byli gwiazdami, raczej nie spodziewaliśmy się, iż ich kariera urośnie tak szybko, jakby była zagnieciona na jakichś turbodrożdżach. Ostatni raz podlaska kultura mniejszości zaliczyła taki awans bodaj za sprawą twórczości Leona Tarasewicza. Ale i tu, niezależnie od siły przyciągania mistrza, mowa tu o wysokiej sztuce, która trafiała do prestiżowych galerii, a nie pod polskie strzechy.

Z piosenką „Lusterka” podlaski wchodzi do popkulturowego mainstreamu, zyskując uwagę, jakiej nie miał nigdy, jak tu ktoś to ładnie określił, od czasów Adama. Nie udało się tego dokonać ani szacownym nestorom tutejszej kultury, najczęściej wywodzącym się ze środowisk białoruskich, nie udało się Zenkowi Martyniukowi, który swoją rusko-podlaską nóżkę odciął zanim został królem disco-polo. Udało za to parze młodych i bardzo utalentowanych ludzi, który robią muzykę pod szyldem Podlasie bounce i robią ją po svojomu.

Z tej samej rozmowy z Kasią Wappa sprzed paru lat pamiętam, jak mówiła zastoju lokalnej kultury. Mówiła, iż trudno opierać ją tylko i wyłącznie o to, co „koliśnie”, czyli dawne. Kultura mniejszości, która gra w wiecznej defensywie (to z kolei złote słowa Anety Prymaki-Oniszk) musi wchodzić w interakcje, potrzebuje dialogu z innymi kulturami, nie może polegać tylko i wyłącznie na zachowywaniu i odtwarzaniu folkloru, musi żyć. Kiedy słucham muzyki, którą robią Sw@da x Niczos to mam poczucie, iż to jest właśnie to, o czym wtedy rozmawiałyśmy, to czego było nam brak. To jest ten podlaski coming out, czyli wyjście ze skrzyni z naftaliną.

Idź do oryginalnego materiału