Ludowa Historia Polski

ekskursje.pl 3 lat temu

Dyskusja na temat „Ludowej Historii Polski” już tu pojawiała się w komentarzach, poświęcę więc tej książce notkę – niezależnie od dzisiejszego felietonu.

Nie czuję się kompetentny do recenzowania książek historycznych, brak mi elementarnego przygotowywania metodologicznego. Jeden z rozdziałow „LHP” poświęcony jest zresztą metahistorii (historii historii), skądinąd też jest bardzo ciekawy, ale po jego przeczytaniu czuję, iż wiem o tym tyle, ile mi Leszczyński przystępnie przybliżył, więc nie mnie go Recenzować.

W sensie Otwierania Oczu na różne zagadnienia, o których niekoniecznie wiedzieliśmy, a choćby jak wiedzieliśmy, to inaczej nam je naświetlali Jasienica z Daviesem, to jednak pozycja znakomita. Stawiałbym ją gdzieś obok Snydera i Wolffa (który wreszcie wyszedł po polsku).

Jako amator muszę jednak pociągnąć deklarację niekompetencji i ograniczenia poznawczego. Jak chyba wielu w peerelowskiej inteligencji, wyrastałem w cieniu Jasienicy.

Dorośli wręczyli mi jego książki (mam je do dziś, podniszczone, miejscami choćby czymś zalane – no cóż, czytały to dzieci) z taką znaczącą miną i komentarzem w rodzaju „to jest Prawdziwa Historia, w odróżnieniu od tego, czego uczą was w szkole”.

Jestem ciekaw, czy ktoś z PT Komcionautów, wśród których nie brak przecież osób po studiach humanistycznych, dzieli ze mną wspomnienie z czytania Jasienicy jako „prawdziwej Historii”, przez wielkie pH? To wytwarza odruchy, z których trudno się wyzwolić, bo potem gdy czytasz powiedzmy Brzezińską, podświadomie jednak ją ciągle porównujesz (PRZEPRASZAM, TO NIE JEST OCENA, PRZECIWNIE – TO DEKLARACJA POZNAWCZYCH OGRANICZEŃ).

Współczesny czytelnik, oceniający z kolei Jasienicę z perspektywy powiedzmy Snydera, zarzuci mu co najmniej polonocentryzm. A jednak choćby Jasienica wyrobił we mnie odruchowe sprzeciwianie się rzutowaniu dzisiejszej definicji „Polaka” na czasy Piastów i Jagiellonów.

Jasienica opisuje pyszną anegdotę z okresu przepychanek o zachowanie niezależności Mazowsza (nawiasem mówiąc, marzy mi się książka: „Od księżniczki Anny po reprywatyzację, 700 lat tradycji warszawskich przekrętów nieruchomościowych”): otóż polscy rycerze zastali zamknięte bramy Warszawy.

Z murów poleciały pod ich adresem obelgi, w których Warszawiacy bardzo dosadnie wyrażali się na temat Polski i Polaków. Obelgi były, ma się rozumieć, po polsku, dlatego z dołu odkrzyknięto ponoć: „A WY TO NIBY KIM JESTEŚCIE?”.

Kiedy w Polsce wyszła „Ludowa historia USA” Zinna, wyrażałem publicznie powątpiewanie w napisanie podobnej książki o Polsce. O ile zdefiniowanie „północnego Amerykanina” jest dość proste, definicja „Polaka” się przez te tysiąc parędziesiąt lat się zmieniała, podobnie jak granice Polski.

Lądujemy więc z pytaniami typu: czy w takiej książce powinniśmy opisać powstanie tkaczy śląskich, chasydów, Kozaków, Olędrów, miejskie tumulta i chłopskie bunty, wymierzane przeciwko Niemcom, Węgrom, ale także Polakom. Czy Róża Luksemburg ma swoje miejsce w historii polskiego ludu?

Leszczyński to przecina niczym węzeł gordyjski, „Polaka” definiując jako „osobę w danej epoce powszechnie uważaną za Polaka”, a lud jako „dolne 90%”. W rozdziale o metodologii zaznacza, iż nie pretenduje do ostatecznego wyczerpania tematu, ktoś niezadowolony może sobie napisać inną książkę.

Zauważmy, iż do takiej definicji „ludu” nie pasują milionerzy z „Samoobrony”, z Lepperem na czele, ale zaliczają się nauczyciele i większość dziennikarzy, literatów, naukowców oraz medyków.

Awal pisał niedawno o braciach Ziemkiewicz, iż kariera się udała Pawłowi, a nie udała Rafałowi. Rafał jednak trafił do górnego 1%, Paweł nie.

Książka Leszczyńskiego nie powinna się więc podobać wosistom-okraskistom, dla których już nie tylko Lepper, ale choćby Trump jest przedstawicielem ludu. Ja lubię sprowadzać te pojęcia do prostego kryterium „dostępu do dóbr materialnych”.

Wprawdzie mamy tu różnicę między kwantylami dochodowymi i majątkowymi, a przy opisywaniu PRL dochodzą nam dojścia i koneksje, ale to nieistotne przy takiej skali historycznej. Na dalszą metę to się konwerguje: kto ma mały majątek, ale duże dochody lub dobre dojścia, ten za parędziesiat lat będzie miał duży majątek.

A czymże jest te kilkadziesiąt lat przy skali historii Polski?

Idź do oryginalnego materiału