Lorde "Virgin": Ultradźwięki, które nie wnoszą niczego nowego [RECENZJA]

muzyka.interia.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Lorde Virgin


Przeczytałem ostatnio książkę, w której główny bohater żałował swojego porywacza. Akcja rozgrywała się, i nie żartuję, w Sztokholmie, a Greg, bo tak się nazywał, odmierzał czas słuchaniem "Ribs". Gdyby Lorde wiedziała, iż jej twórczość może niektórym umilać zamknięcie, nie wydałaby "Virgin". Albo zrobiłaby tak, iż na dłuższą metę nie wiałoby nudą.
Idź do oryginalnego materiału