My tu gadu-gadu, a ja na śmierć zapomniałem o zasadniczym przeznaczeniu tego bloga – telosie blogosa, etosie promosa, pijarum scholarum. Otóż książka wyszła!
Chociaż na stronie Wydawnictwa Literackiego premiera zapowiedziana jest na 29 września, to przecież w Księgarni Pod Globusem na Długiej są już egzemplarze. Sam się zdziwiłem, zajrzawszy tam w ramach oprowadzania wycieczki „szlakiem Lema”.
Tak naprawdę to nie jest moja książka – to są listy Lema w moim wyborze, z autorskim komentarzem. Ale mojej treści jest tam najwyżej 20%, 80% to lemiana inedita.
O niektórych listach z tego wyboru pisałem w swojej biografii, ale cytowałem je tam we fragmentach, albo w ogóle tylko się na nie powoływałem. Teraz będzie można się zapoznać z materiałem źródłowym, raz na zawsze rozstrzygając różne sporne kwestie, typu „czy Lem kiedykolwiek wierzył w świetlaną przyszłość modelu radzieckiego” (moim zdaniem, nigdy – i listy z lat 1955-1981 dowodzą tego jednoznacznie).
Pewne wątki mogą być zaskakujące dla czytelnika. Na przykład opowiadanie „Topolny i Czwartek”, które Lem sam nazywał po latach „socrealistycznym paskudztwem”, miało problemy z drukiem, jako niesłuszne ideowo.
Zazwyczaj nie chodziło tu o cenzurę w ścisłym sensie, tylko o asekurancką postawę redaktorów w wydawnictwach. W okresie stalinizmu ci się bali nie tylko „Czasu nieutraconego”, ale także „Obłoku Magellana” i „Sezamu”!
W 1954 Lem był więc w paradoksalnej sytuacji jako autor jednego bestselleru, który mu wydano – oraz czterech innych woluminów, z których Z KAŻDYM był jakiś polityczny problem. To dla mnie rozstrzyga inną kwestię, czy i na ile był koniunkturalistą – gdyby nim był, unikałby śliskich tematów (a wtedy były nimi cybernetyka i teoria względności!).
Te listy pozwalają zrozumieć fenomen odruchowej niechęci, którą Lem (i wielu ludzi, którzy dorosłość spędzili w PRL) odczuwał wobec tamtego ustroju. Niestety, przekładało mu się to też na niechęć do całej lewicy jako takiej (acz w biografii wspominam jego zabawny list z RFN, iż co chce się zaprzyjaźnić z jakimś konserwatystą, ten się okazuje durniem, a jak z kolei pozna kogoś inteligentnego, okazuje się lewakiem – cóż, mnie to nie dziwi!).
Jeśli uwzględnić, ile energii Lemowi zabierało boksowanie się z różnymi absurdami tamtego ustroju – można to zrozumieć. Choć oczywiście trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe, zamiast w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę (jak ci współcześni „antykomuniści”).