W branży gier wideo coraz popularniejszym trendem stają się produkcje superhero. Wśród ostatnich lat mieliśmy wiele tego typu tytułów, choć niektóre z nich okazywały się dużymi porażkami finansowymi. Informacja ta jednak nie przeraża Rocksteady Studios, które po ośmiu latach powraca do żywych, by dostarczyć graczom jedną z najbardziej kontrowersyjnych gier od czasu The Last of Us Part II. Niestety, Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości jest kolejną po Marvel’s Avengers superbohaterską produkcją z elementami live-service. Czy w takim razie najnowsza gra twórców serii Batman: Arkham jest tylko mdłym korpo-produktem, czy może czymś więcej?
Metropolis – ikoniczne, piękne miasto, znane przede wszystkim jako dom Supermana i symbol najwyższej jakości dziennikarstwa, zostaje ofiarą inwazji obcego androida – Brainiaca. Jego celem jest unicestwienie ludzkości oraz zrobienie z Ziemi nowej planety Kolu. Jego plany próbuje pokrzyżować słynna Liga Sprawiedliwości, ale kończy się to sromotną porażką, a sami bohaterowie stają się sługusami antagonisty poprzez pranie mózgu. Kiedy zdaje się, iż nie ma szans na przetrwanie gatunku ludzkiego, rząd decyduje się na ryzykowny i desperacki krok – wyznacza grupkę mniejszych złoczyńców jako ostatnią deskę ratunku. I tak oto była psychiatra Harley Quinn, najemnik Deadshot, morski pół-bóg King Shark oraz profesjonalny rabuś Kapitan Boomerang stają się rządowym oddziałem Task Force X. Mają jeden cel: wyeliminować członków Ligi Sprawiedliwości.
Zobacz także: Prince of Persia: The Lost Crown – recenzja gry. Znakomity powrót serii
Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości jest produkcją, która była nazywana wielką porażką przez niektórych choćby parę miesięcy przed faktyczną premierą. Powodem nie był wybór członków Task Force X, koncept fabuły czy elementy live-service. Największym problemem dla graczy stanowiła kontrowersyjna decyzja Rocksteady, aby historia gry działa się w tym uniwersum co seria Batman: Arkham. I choć sam byłem pozytywnie nastawiony do tego pomysłu, to jednak samo jego zrealizowanie pozostawia wiele do życzenia. W ogóle nie czuć, iż jest to ten sam świat.
Idea, by pięć lat po wydarzeniach znanych z Batman: Arkham Knight, Bruce wrócił do bycia Batkiem oraz dołączył do Ligi Sprawiedliwości jest co najmniej głupia i moim zdaniem psuje piękne zakończenie całej trylogii Batmana. Prócz tego, w grze są bohaterowie, które miały w tym uniwersum nie żyć (Boomerang i King Shark), a sama postać Harley Quinn ma kompletnie inną osobowość niż w grach Arkham. Mam wrażenie iż wybór dzielenia tego samego świata został podjęty dla marketingu, nie patrząc w żaden sposób na sens niektórych decyzji fabularnych.
Zobacz także: Marvel’s Spider-Man 2 – recenzja gry. Podwójna moc, podwójna odpowiedzialność
Jednak mimo wszystko muszę przyznać, iż samą opowieść bardzo polubiłem! Oczywiście, nie jest to żadne arcydzieło scenopisarstwa, występuje dużo głupotek, nietrafionych żartów (niektóre ocierające się o zupełną żenadę) czy też pomysłów fabularnych, które zdenerwują niejednego fana DC. Natomiast historia jest solidnie napisana, wciąga od początku do końca, a sama idea, iż mamy szansę walczyć z takimi superbohaterami jak Batman, Flash czy Superman jest bardzo zachęcająca. Ba! Sprawia ona, iż chcemy zostać z naszymi ukochanymi złoczyńcami aż do finału. Zasługa jest przede wszystkim w dialogach, w których czuć serce scenarzystów. Konwersacje między protagonistami czyta się fantastycznie, zaś każda z postaci jest ciekawa, różnorodna oraz pełna charyzmy. W dodatku Wonder Woman w tej grze jest fantastyczna, zdecydowanie lepsza niż w filmach DCEU!
Jak to bywa z gatunkiem gier live-service, ich produkt ma służyć wiele lat, dostarczając systematycznie nową zawartość dla graczy, by ich tytuł nie zmarł i stale zarabiał dużą ilość pieniędzy. Dlatego też nie byłem zdziwiony, gdyż okazało się, iż zakończenie gry jest tak naprawdę… Początkiem. Rocksteady by utrzymać grających przez kolejne aktualizacje, postanowiło wprowadzić popularny ostatniego czasu motyw multiwersum. By otrzymać prawdziwe zakończenie, gracze będą musieli powtórzyć główny cel gry aż 12 razy, w 12 różnych światach.
Mam do tego szczerze bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony czuć, iż twórcy mają świetny plan, który będzie wprowadzał wiele nowych atrakcji (m.in nowi złoczyńcy, którymi będziemy mieli możliwość sterowania, tacy jak Joker, Mr. Freeze czy Deathstroke) oraz wątków fabularnych, ale niestety jest duża szansa, iż gra okaże się być porażką finansową, a studio nie zdąży zaprezentować graczom zwieńczenia historii, zamykając na zawsze serwery. Gry-Usługi to zdecydowanie jeden z najgorszych nowotworów branży gier wideo.
Dużym problemem Legionu Samobójców jest struktura misji. Twórcy nieudolnie rozporządzają zawartością gry – w przeciągu 4 pierwszych godzin dostajemy wszystko, co produkcja ma do zaoferowania, zaś przez resztę rozgrywki robimy ciągle te same zadania. A ich typów jest niestety niewiele: obrona wież, ratowanie cywili, niszczenie fal oponentów oraz jeżdżenie uzbrojonym autem. Na początku bawimy się rewelacyjnie, ale z czasem zaczyna wkradać się nuda i monotonia.
Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości jest grą z gatunku trzecioosobowej strzelanki. Jest także typowym oraz bardzo słabym i rozczarowującym looter-shooterem. Już w pierwszych godzinach zabawy gracze dostają do dyspozycji przepotężne bronie, które wystarczają do końca gry. Zaś przyszły arsenał, jaki zdobędziemy, choć posiada wyższą rangę, ma słabsze statystki i jest bezużyteczny. W grze mamy także możliwość craftowania nowych gnatów, jednakże one też nie oferują nic specjalnego. Okropny reprezentant tego typu strzelanek, nie będący żadną konkurencją dla takich produkcji jak The Division czy Destiny 2.
Zobacz także: Another Code: Recollection – recenzja gry. Przygodówki naprawdę są fajne – ale akurat nie ta
Sama rozgrywka jest natomiast jednym z potężniejszych atutów tytułu. Twórcy skupili się na mobilności bohaterów, dzięki czemu zarówno eksploracja jak i walka jest bardzo szybka. Tutaj trzeba pochwalić Rocksteady – każda z postaci jest różnorodna i oferuje kompletnie inny typ zabawy! Czuć tu najbardziej podczas przemieszczania się po dachach zniszczonego Metropolis. Harley Quinn posiada sprzęt Batmana, Boomerang teleportacje, King Shark nadnaturalne moce, a Deadshot jetpacka. Szkoda tylko, iż gra nie oferuje nic ciekawego, by miasto to zwiedzać. Oczywiście, mamy słynne już trofea Człowieka-Zagadki, ale prócz tego, nie ma co robić. No może prócz okropnie schematycznych i nudnych misji pobocznych…
System strzelania w Legionie Samobójców jest zdecydowanie największą zaletą produkcji. Choć twórcy postawili na inny gameplay niż w przypadku ich poprzednich gier, to zabawa jest na podobnym poziomie co Arkhamy. Każde starcie jest bardzo satysfakcjonujące, choć na początku trochę zbyt chaotyczne i szybkie. Do tego z czasem odblokowujemy nowe supermoce oraz gadżety, które jeszcze bardziej przyśpieszają tempo gry rozgrywki. Jednak prędko w tym cały chaosie zaczynamy się odnajdywać i uczyć się przeróżnych mechanik oraz combosów. Potyczki są jednak zaskakująco krótkie – każda trwa tylko parę minut, choć wrogów jest masa.
Sami oponenci wypadają blado. Są to po prostu nudne i puste mutanty Brainiaca, będącymi gąbkami na pociski, nie wyróżniające się choćby designem. W większości przypadków walczymy z fioletowymi ludkami z maczugami lub bronią palną. Mamy także większych wrogów – ich jedyną słabością (niczym w grach z lat 90′) są wielkie bąble, które gracz musi rozwalić. Jednakże najbardziej rozczarowującym elementem Legionu Samobójców mogą być starcia z bossami. Choć głównym napędem marketingu gry jest możliwość zabicia członków Ligi Sprawiedliwości, to walka z nimi pozostawia wiele do życzenia. Zdecydowanie brakuje tu jakiejkolwiek różnorodności. Każda potyczka opiera się na tym samym schemacie – unikanie prostych ataków bossa oraz nieustanne strzelanie do niego. Jest to jeden wielki niewykorzystany potencjał, iż aż człowiekowi robi się smutno myśląc, jak rewelacyjne starcia można by było zaprojektować.
Zobacz także: Avatar: Frontiers of Pandora – recenzja gry. Make Pandora Great Again!
Także od strony technicznej Legion Samobójców nie może poszczycić się laurami. Choć rozgrywka solo jest przyjemna i działa w pełni funkcjonalnie, to kooperacyjny tryb to niemałe bagno. Problemy z serwerami oraz momentami potężne lagi powodują, iż wspólna zabawa ze znajomymi staję się często niemożliwa. Graficznie jednak jest naprawdę dobrze. Nie jest to może najładniejsza produkcja w historii, ale jest bardzo śliczna, zwłaszcza przerywniki filmowe. Na największą pochwałę zasługuje natomiast animacja. Mimika twarzy jest rewelacyjna i realistyczna. Czuć, iż twórcy bawili się tą funkcją, zwłaszcza podczas scen z Harley Quinn czy Kapitanem Boomerangiem. Muzycznie porządnie, ale nic niezwykłego. Niezwykle wtórna, ale słuchalna ścieżka dźwiękowa.
Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości to dziwny twór. Fabuła i system walki zostały wykonane bardzo dobrze, ale niektóre elementy gry kompletnie nie działają. Czuć, iż twórcy nie mają doświadczenia w produkcjach live-service oraz looter-shooter. Gdyby zrezygnowano z tych dwóch rzeczy, byłby to zdecydowanie lepszy tytuł, warty polecenia. Teraz pozostaje pytanie, czy plan Rocksteady się uda i dadzą radę utrzymać graczy przez kolejne lata. Według mnie – raczej nie. Widać, iż włożono do tej produkcji serce. Mimo choćby dużej ilości wad, jest to przyjemny tytuł, który przyniósł mi wiele zabawy. ale niestety serce nie wystarcza by była to dobra gra – potrzeba kreatywności, a jej niestety sporo brakuje.
Źródło obrazka głównego: materiały prasowe