Jak Legenda Vox Machiny ciąg dalszy, serial porusza coraz więcej tematów, czerpiąc nie tylko z oryginału Krytyczna rola kampanii, ale z kolejnych rzeczywistych sesji gry i całego świata Exandria, która została już zbudowana.
A jednak, choćby przy najwyższej w historii stawce, stoi za tym kreatywny zespół Legenda Vox Machiny nigdy nie traci wzroku tego, co adekwatnie sprawia, iż serial jest wyjątkowy: nie walka czy choćby budowanie świata, ale postacie i ich relacje. Rezultatem jest nie tylko epicki serial fantasy z rozmachem, ale taki, który koncentruje się na intymnych, osobistych stawkach.
[Ed. note: This review contains spoilers for The Legend of Vox Machina season 3.]
Trzeci sezon Legenda Vox Machiny rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie zakończył się poprzedni: Raishan (Cree Summer), jeden ze smoków w grupie chcącej przejąć władzę nad światem, kontaktuje się z grupą poszukiwaczy przygód i oferuje im informacje na temat magicznego przedmiotu, który może powstrzymać tyrańskiego smoka lider.
Ale, jak można się było spodziewać, poszukiwacze przygód z Vox Machina mają w tym sezonie wiele do zrobienia, i to nie tylko jeżeli chodzi o pokonanie wielkiego, złego smoka. Na przykład Bard Scanlan (Sam Riegel) pragnie naprawić swoje relacje z córką, z którą był w separacji. Druid Keyleth (Marisha Ray) i zbuntowany Vax (Liam O’Brien) tańczą wokół romantycznego związku, mierząc się jednocześnie z własnymi wewnętrznymi bitwami, podobnie jak Vex (Laura Bailey) i Percy (Taliesin Jaffe). Pike (Ashley Johnson) walczy ze swoją wiarą, a barbarzyński Grog (Travis Willingham)… cóż, Grog jest w tym sezonie całkiem niezły. Jest świat i fabuła do poszerzenia oraz drobne historie postaci do dopracowania, a mimo to, choćby biorąc pod uwagę to wszystko w 12 półgodzinnych odcinkach, serial nie sprawia wrażenia, jakby brał na siebie zbyt wiele.
A to dlatego, iż twórcy wiedzą, kiedy zwolnić. Improwizowane przekomarzanie się jest częścią oryginalnej kampanii, ale okazuje się cenną pomocą w ustaleniu, kiedy pozwolić emocjom na chwilę odpocząć. Bohaterowie mogą mierzyć się z rosnącymi stawkami i większymi wrogami, ale jednocześnie odczuwają skutki tych rzeczy.
Dla widzów jest to niezwykle cenne. Dzisiejsze czasy, wiele występów o wysoką stawkę nie zawracaj sobie głowy wnikaniem w przestoje lub momenty pomiędzy ważnymi punktami fabuły kończącymi świat. Osiem godzinnych odcinków mija w zapierającej dech w piersiach mgle. Ale Legenda Vox Machiny sprawdza, co bohaterowie myślą o sobie, swojej misji i sobie nawzajem. choćby pomimo tego, iż wszystko się dzieje, tak nie jest NA cały czas. Na przykład w bajecznej rezydencji marzeń Scanlana mają chwilę na odpoczynek i regenerację, co daje im szansę na zatrzymanie się i refleksję. A niektóre z najlepszych decyzji, jakie podejmuje zespół kreatywny, dotyczą integracji więcej tych momentów, których nie było w oryginalnej kampanii.
Przykład: śmierć Percy’ego. Podczas sesji stołowej był przez chwilę martwy, ale gwałtownie ożył. A w przypadku gry D&D ze znajomymi ma to sens, ponieważ chcesz kontynuować grę. Ale w przypadku programu telewizyjnego łatwe zmartwychwstanie zamieniłoby istotny moment w zwykłe machnięcie ręką. Doktor Annę Ripley (Kelly Hu) łatwo byłoby odrzucić jako zagrożenie, a pozostali bohaterowie nie mieliby szansy na refleksję. W końcu Percy robi wrócić (w inny sposób, z nowymi konsekwencjami), ale przekształcenie tego w kilkuodcinkową historię tak naprawdę po prostu podkreśla osobiste stawki w sposób, który ten serial radzi sobie bardzo dobrze.
Scenarzyści i reżyserzy mają przed sobą trudne zadanie związane z tym serialem: dostosować godziny pracy (i godziny) faktycznego odtwarzania na 12 półgodzinnych odcinków. Imponuje to, iż tak sprytnie skupili się na tym, co ważne dla bohaterów i historii, a także to, iż wiedzą, kiedy zmienić rytm i dopasować go do struktury telewizji. Pozwolenie na śmierć Percy’ego na dłużej pozwala innym postaciom — szczególnie Vexowi — naprawdę ponownie rozważyć swoje własne priorytety, podkreślając jednocześnie fakt, iż postacie mogą i będzie zginą, jeżeli nie pokonają wielkiego zła.
To nie to Legenda Vox Machiny ma więcej odcinków lub czasu trwania, w którym można wypełnić te emocjonalne rytmy, niż inne programy fantasy; chodzi o to, iż twórcy wiedzą, jak nadać im taką samą wagę, jak epickie bitwy i wielkie starcia ze złoczyńcami. Sekwencje akcji są z pewnością zabawne i intensywne, ale nie są przeciągane ani nie mają większego pierwszeństwa niż spokojne chwile oglądania wschodu słońca. Urok Critical Role zawsze tkwił w postaciach (i stojących za nimi aktorach), a koncentracja na małych i dużych stawkach jest tym, co podnosi poziom Legenda Vox Machiny. A w trzecim sezonie, kiedy Więc wiele się dzieje, ale wciąż jest przestrzeń, żeby tą wielością odetchnąć, bardziej niż kiedykolwiek widać, iż to przedstawienie jest czymś wyjątkowym.