
Legenda to film zagadka – nie dlatego, iż jego fabuła zaskakuje czy zmusza do myślenia, ale dlatego, iż aż trudno pojąć, jak doszło do tak koszmarnie złej produkcji z udziałem Jackiego Chana. Widziałem wszystkie jego dzieła z Chin, a tym razem poczułem jedynie negatywne zaskoczenie. I to podwójnie, bo Stanley Tong, reżyser i scenarzysta Legendy, w latach 90. robił największe hity Chana. Niestety tego nie da się ocenić pozytywnie pod względem realizacyjnym czy scenariuszowym. Miałem wrażenie, iż oglądam film bez reżyserii – brak narracji, chaos, dziwaczne dialogi i nudne rozwiązania fabularne prowadzą do takiego wniosku. Ten tytuł jest okropnie chaotyczny – brakuje mu konkretnej wizji, spójności, celu fabularnego i ciekawych postaci. Zadziwiające.
Mamy podobny schemat fabularny jak w Micie z 2004 roku, ale bez tej samej pomysłowości czy spójnej wizji. Tym razem historia archeologa (Jackie Chan) opowiadana w teraźniejszości nie ma żadnego sensu. Istnieje jedynie po to, byśmy mogli powracać do przeszłości. Chan może dzięki temu opowiadać o generale z czasów dynastii Han i jego relacji z księżniczką Hunów. Do tego sceny z teraźniejszości do kulminacji ograniczają się do zaledwie 10 minut! Dopiero finałowe starcie, które dostarcza najlepsze sceny Legend, jest w pełni poświęcone temu wątkowi. Wówczas widzimy Jackiego Chana w formie! Dostajemy świetne, pomysłowe walki i satysfakcjonujące starcie z głównym złoczyńcą. Szkoda, iż tylko ostatnie 15 minut daje nam to, czego oczekujemy po tym aktorze.
Cała historia osadzona w czasach dynastii Han to powinien być samograj. Generał ratujący księżniczkę Hunów, konflikt z najeźdźcami, braterska więź z przyjacielem – to świetne pomysły na coś wartościowego i emocjonującego. Skończyło się jednak na chaosie i braku jakiegokolwiek pomysłu. Film jest nudny, pozbawiony emocjonalnego bodźca, który mógłby zaangażować widzów, a do tego przerażająco niespójny. Długie, puste dialogi i dramatyzm relacji miłosnej, uzupełnione o rozwlekłe sceny wzajemnego patrzenia na siebie – to przypomina telenowelę, a nie dzieło reżysera, który stworzył tak fantastyczne widowiska jak Policyjna opowieść 3 i 4! Nie dostrzegam w tym ręki filmowca, który czuje balans między akcją, opowiadaniem historii a komedią (tej tutaj praktycznie nie ma…). Gdy nie ma fabuły, intrygującego celu ani racjonalnie przedstawionego zagrożenia, to co ma nas zaangażować?
Przynajmniej powinniśmy kibicować postaciom, ale choćby ich zabrakło. Aktorzy nie mają co grać – to choćby nie są proste stereotypy, to nie są „jakieś” osobowości. Papierowe, schematyczne rozpisanie każdego bohatera i jego idealistycznej roli w fabule sprawia, iż trudno nawiązać z kimkolwiek więź czy choćby powiedzieć „OK, interesuje mnie los tej osoby”. W tym kontekście zyskują postacie z teraźniejszości, bo mają przynajmniej tę nutkę absurdalnego humoru i nieporadności, a Chan robi swoje. W wątku z przeszłości o bohaterach można powiedzieć jedynie: księżniczka, generał, żołnierz/przyjaciel czy żądny władzy złoczyńca. Te postacie są nieciekawe, nudne, przerysowane do granic możliwości, przez co jakakolwiek dramaturgia na ekranie wypada sztucznie i nieprzekonująco.
Najgorszym pomysłem, który jedynie pogrąża Legendę, okazało się komputerowe odmłodzenie Jackiego Chana w scenach z czasów historycznych. Wygląda to bardzo źle! Gdy postać generała stoi i nic nie robi, prezentuje się realistycznie, ale gdy tylko coś powie, sztuczność jest zbyt dostrzegalna. Stanley Tong podjął niezrozumiałą decyzję o tym, by bohater wyrażał emocje! Jest taki moment, w którym można przecierać oczy z niedowierzania. Myśleliście, iż twory AI wyglądają nierealistycznie? Nic nie przebija odmłodzonego komputerowo Jackiego Chana próbującego płakać. Ten bohater przestaje być wiarygodny już w momencie, gdy mruga oczami – trudno więc oczekiwać czegoś więcej w bardziej wymagających scenach. Przez to nie można dać się wciągnąć w tę historię.
Film broni się tylko scenami akcji. Walki Hunów z Chińczykami są efektowne, pomysłowe i zaskakujące. Widać dobre pomysły i wykonanie – pod kątem choreografii i kaskaderki. Przede wszystkim są w tym jakieś emocje, bo produkcja przekazuje je poprzez walkę zgodnie z oczekiwaniami widza. Czar pryska, gdy tylko ktoś zaczyna mówić.
Legenda to bardzo zły film, którego nie da się oglądać. Można byłoby przymknąć oko na źle odmłodzonego Jackiego Chana, gdyby nie fatalny scenariusz z kompletnie nieprzemyślaną i niedopracowaną historią. Brak bohaterów, celu, głębszego sensu i jakiejkolwiek równowagi, by było ciekawie i angażująco. Wielkie rozczarowanie, bo Mit – choć nie jest najlepszym dziełem Jackiego Chana – pokazał, iż z takiego konceptu można zrobić coś interesującego.