Lament w Krakowie, zaginął Smok Wawelski. Wyjaśniamy, o co chodzi z orędziem

natemat.pl 4 godzin temu
W sobotę rano najpierw Kraków, a potem całą Polskę obiegła wieść o zniknięciu rzeźby Smoka Wawelskiego. Informację podał prezydent miasta Aleksander Miszalski. Dodał, iż otrzymał tajemniczy list. Okazuje się, iż cała akcja ma związek z Eurowizją. Ale co się stało ze smokiem?


Uspokajamy: Smok Wawelski nie zniknął z Krakowa, jest na swoim miejscu. Cała akcja jest żartem i formą wsparcia dla Justyny Steczkowskiej. Nasza gwiazda wystąpi dziś w finale Eurowizji w szwajcarskiej Bazylei.

Jak informował Miszalski, Smoka ostatni raz widziano w piątek wieczorem, w sobotę rano miało już go nie być. A miasto miało dostać list. "Według tego przesłania Smok Wawelski został porwany, a porywacze postawili niezwykły warunek: każdy europejski kraj oraz Australia mają przyznać Polsce maksymalną liczbę punktów podczas zbliżającego się finału Eurowizji" – pisał Miszalski.

Kraków ma chrapkę na Eurowizję


Finalnie okazało się, iż cała akcja to żart, a rzekome porwanie smoka to akt symbolicznego symboliczne wsparcie Krakowa dla artystki. Czy pomoże?

Jak pisze "Gazeta Krakowska", stolica Małopolski od dawna chciałaby zorganizować Eurowizję. Ma miejsce, podobno ma też pieniądze, brakuje tylko wygranej Polki lub Polaka. Steczkowska jest jedną z faworytek, jej występ podobał się publiczności, a nagranie robi furorę.

Kraków ma odpowiednią halę: chodzi o mogącą pomieścić 15 tysięcy widzów Tauron Arenę. Organizacja konkursu kosztuje na ogół jakieś kilkadziesiąt milionów euro. Miasto zastrzega, iż decyzja zapadłaby oczywiście po szczegółowej analizie kosztów. Ale do tego potrzeba najpierw głosów na Steczkowską.

Gazeta dość krytycznie oceniła za to pomysł miasta, by żartować o rzekomym zniknięciu Smoka i próbie szantażu. "Żart słaby" – ocenili dziennikarze. Przyznali jednak, iż na własne oczy potwierdzili obecność Smoka pod jego jamą.

Idź do oryginalnego materiału