Zdjęcie: materiały prasowe
Pięcioodcinkowy „Heweliusz” łączy w sobie dramat katastroficzny i sądowy, odtwarza klimat epoki. Czy każdy z elementów wypada na ekranie równie wiarygodnie?
Pytany o to, jak radził sobie z presją towarzyszącą tak wielkiemu projektowi, budzącemu wielkie emocje i oczekiwania, reżyser „Heweliusza” Jan Holoubek odpowiadał, iż ratuje go przyrodzona beztroska, niemal nonszalancja z jednej strony, a z drugiej skupienie na precyzyjnym zaplanowaniu i wykonaniu zadań konkretnego dnia. Można też dopisać w ramach punktu trzeciego doświadczenie. Serialowa „Wielka woda” o powodzi stulecia na Dolnym Śląsku w 1997 r. dała całej ekipie
know how pracy z wodą i produkcją o wielkim rozmachu. Zaś film „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” oswoił z pracą z prawdziwą, żywą historią i bohaterami.
Pięcioodcinkowy „Heweliusz”, ze scenariuszem Kaspra Bajona, łączy w sobie dramat katastroficzny i sądowy, odtwarza klimat epoki – Polskę 1993 r. – i korzysta z rozmaitych teorii, w które przez ćwierć wieku obrosło zatonięcie promu „Jan Heweliusz” rankiem 14 stycznia na Bałtyku, nigdy do końca niewyjaśnione. Czy każdy z elementów wypada na ekranie równie wiarygodnie?
Czytaj też: Katastrofa „Heweliusza” wciąż rodzi pytania.