Kiedy dokonania „najbardziej znanego polskiego mezzosopranu” oraz „najpopularniejszej w Polsce primadonny i celebrytki”, nazywanej przez marszałka Struzika „naszym klejnotem”, dały wystarczająco dużo argumentów, aby można próbować jej bronić, czego zresztą nie zamierzam.
Samo przedsięwzięcie, aby kontynuować tradycję i dorobek Warszawskiej Opery Kameralnej – dzieła Stefana Sutkowskiego – przez osobę, delikatnie mówiąc, niemającą do tego żadnych kwalifikacji, już było błędem, bezmyślnością i brakiem jakiejkolwiek odpowiedzialności.