Książka „Szczelina” wydaje się receptą na perfekcyjny horror. Jozef Karika połączył film„Blair Witch Project” i opowiadania Lovecrafta w jednej powieści. Co z tego wyszło?
Bohater książki „Szczelina” w starym szpitalu psychiatrycznym odkrywa sejf, a w nim dokumenty i płyty z przesłuchaniem wyjątkowo dziwnego pacjenta. Zgubił się w słowackich górach, odnalazł się po miesiącach, szalony i okaleczony, mówiąc o „ciszy z oczami”. Okazuje się, iż w rejonie Trybeczu zaginęło więcej osób…
Książka „Szczelina” to przepis na idealny horror. Czy Karika spełnia obietnicę?
to powieść grozy z lovecraftowskim sznytem, stylizowana na literaturę faktu. Autor ewidentnie naoglądał się też „Blair Witch Project”. Z jednej strony mamy mroczne bajania o słowackich górach, a z drugiej odnośniki do dostępnych w Google z artykułów, teorii spiskowych i słowackich legend. Słowacki Trójkąt Bermudzki naprawdę istnieje i można przeczytać liczne teksty o tajemniczych zniknięciach.
Karika potrafi wciągnąć, wystraszyć i namieszać w głowie, choć często zamiast strachu wybiera niepokój. Trzeba też uzbroić się w cierpliwość. jeżeli ktoś lubi zagłębiać się w dokumenty, zapiski i artykuły, od których w „Szczelinie” jest gęsto, będzie wniebowzięty. Czy jednak finał wynagradza tak długie oczekiwanie?
„Szczelina” to nie horror idealny. Był potencjał, by zbliżyć się do obłędu Lovecrafta. Jednak i tak wiele osób po tej lekturze zrezygnuje z biwakowania w górach. To też świetna okazja, by odpocząć od typowego w horrorach „amerykańskiego przedmieścia” i poznać lokalne koszmary. Horror o słowackich górach to nie szczytowe osiągnięcie Karika, ale i tak warto się z się z nim zmierzyć.
Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i
.