Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii został ustanowiony 17 maja 1990 roku, żeby upamiętnić fakt, iż Światowa Organizacja Zdrowia usunęła homoseksualność z Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób. Przy okazji kolejnej rocznicy postanowiliśmy porozmawiać z Krzysztofem Śmiszkiem, europosłem, prawnikiem i nauczycielem akademickim, który jest wieloletnim partnerem Roberta Biedronia. Czy w Polsce wciąż powszechna jest homofobia? Co zmienia się na lepsze i jak wypadamy na tle innych europejskich krajów?
REKLAMA
Zobacz wideo Zwyciężczynie "Love Never Lies" przez dwa lata ukrywały swój związek
17 maja to Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, 17 maja. Czy często zderzał się pan z homofobią na polskich ulicach w młodości i czy przez cały czas pana to spotyka? Coś się w ogóle zmieniło w Polsce w tej kwestii?
Myślę, iż sytuacja jest, paradoksalnie, lepsza i gorsza niż na przykład 20 lat temu. Myślę, iż każda osoba LGBTQ+ odczuwa to w jakiś indywidualny sposób. Ja pamiętam, ponieważ od wielu lat angażuję się po prostu w promocję praw człowieka i praw osób LGBTQ+, więc pamiętam na przykład demonstracje czy parady równości, czy marsze równości, które liczyły kilkaset osób, a zgromadzenia przeciwników liczyły kilka tysięcy osób. Dziś ta sytuacja jest zgoła inna. Dzisiaj środkiem dużych i mniejszych miast idą wielotysięczne tłumy, a przeciwników jest bardzo niewielu, więc to można nazwać postępem, jakimś progresem. Natomiast wydaje mi się, iż takich przejawów nietolerancji, homofobii, przemocy jest ciągle sporo i one mają trochę inną formę. Dzisiaj tak naprawdę najwięcej języka pogardy, hejtu, najwięcej języka nienawiści, czy takiego pomiatania drugim człowiekiem widzimy w internecie. 20 lat temu oczywiście to miało inną formę. I myślę, iż nie można lekceważyć także dzisiejszych form wykluczenia i dyskryminacji, bo słowa, nieważne czy padają w internecie, czy padają wprost na ulicy, bardzo często mogą prowadzić, albo prowadzą, do przemocy fizycznej skierowanej wobec konkretnej osoby. Myślę, iż po prostu zmieniła się forma dyskryminacji, choć przecież ciągle słyszymy o osobach, które zostały pobite na ulicy, które zostały oplute czy wprost zwyzywane. Jeszcze jest wiele do zrobienia, chociaż nie chciałbym brzmieć jakoś przesadnie pesymistycznie, jak patrzę sobie na badania opinii publicznej i jak wiele osób popiera opiera postulaty środowiska LGBTQ+, to porównując je z tym, co było na przykład 20 lat temu, to myślę, iż wszyscy widzimy gigantyczny postęp.
A jak Polska wypada na tle innych państw europejskich? Czy my możemy już mówić tutaj, iż tutaj są standardy zachodniej cywilizacji?
Wypadamy źle. Pomimo zmiany władzy w Polsce, ciągle mamy bardzo wiele do zrobienia. adekwatnie jesteśmy skansenem Europy i wleczemy się w ogonie Europy, bo choćby jeżeli dzisiaj z rządowej mównicy, parlamentarnej mównicy, nie leje się już homofobiczne szambo, a homofobia nie jest jednym z głównych elementów rządowej agendy, to jeżeli popatrzymy sobie na konkretne rozwiązania - bo przecież osoby LGBTQ+ oprócz szacunku zwykłego i normalnego traktowania, potrzebują także bardzo konkretnych zmian prawnych - to tutaj kilka się wydarzyło. Taką symboliczną sytuacją było uchwalenie przez rząd, potem przez parlament kilka tygodni temu ustawy o zakazie mowy nienawiści, którą odesłał do upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Duda. Więc widać dzisiaj bardzo wyraźnie, iż Polska pomimo zmiany władzy i zmiany też atmosfery wokół osób LGBTQ+, pomimo tego, iż mamy ministra do spraw równości, iż dzisiaj większość parlamentarna i rządowa określa się co najmniej jako neutralna lub przyjazna osobom LGBTQ+, to jak popatrzymy sobie na takie rozwiązania, jak brak związków partnerskich, brak równości małżeńskiej, brak ustawy dotyczącej korekty płci metrykalnej, braku ustawy o zakazie mowy nienawiści, o zakazie terapii konwersyjnych, to widzimy, iż tutaj jest bardzo wiele do zrobienia i po prostu jesteśmy kilkadziesiąt lat opóźnieni w stosunku do wielu krajów, nie tylko Europy, ale i na świecie.
No właśnie, ale na świecie ostatnio prezydent Trump zrobił ostry skręt w prawo w kwestii osób transpłciowych w USA. Ich prawa zostały radykalnie ograniczone. Jak pan by to skomentował?
No to jest niestety znak czasów, gdzie wszyscy myśleliśmy do tej pory, iż pomimo różnych zawahań świat idzie w dobrym kierunku dla osób LGBTQ+, to znaczy coraz więcej państw jednak uznaje po pierwsze istnienie tej grupy społecznej, a po drugie przyjmowało rozwiązania, które miały na celu ułatwić im życie. Dzisiaj okazuje się, iż choćby wywalczone raz prawa nie są dane raz na zawsze i trzeba zawsze je bronić. Trzeba zawsze ich bronić i trzeba stać przy nich murem i nigdy ich nie odpuszczać, bo może przyjść ktoś, kto choćby w postępowym kraju może wykorzystać obrzydliwy język, uprzedzenia, stereotypy, nienawiść do robienia polityki. Więc patrzę na to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych ze zgrozą, ale także patrzę na Stany Zjednoczone jako znak dla wszystkich tych, którzy myślą, iż choćby jeżeli załatwiliśmy jakieś rzeczy ważne dla praw człowieka, to możemy tę robotę już sobie odpuścić i możemy zająć się czymś innym. Nie, prawa człowieka nie są dane raz na zawsze i niestety, ale zawsze znajdzie się jakieś przywódca albo jakaś siła polityczna, która wybierze sobie za cel jakąś grupę społeczną, żeby od nienawiści, od przemocy, od wykluczenia odcinać polityczne kupony i tak właśnie dzieje się teraz w Stanach Zjednoczonych.
17 maja jest nie tylko Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, ale też finał Konkursu Piosenki Eurowizji. A przez lata mówi się, iż ten konkurs Piosenki Eurowizji to jest taki symbol istotny dla środowisk LGBTQ+. Czy uważa pan, iż to co dzieje się na scenie tego konkursu przynosi więcej korzyści, czy szkody dla całego środowiska?
Ja jestem gigantycznym fanem konkursu Eurowizji i oglądam Eurowizję od 1994 roku, kiedy Edyta Górniak wystąpiła w tym konkursie. Ja po prostu uważam, iż świat zmienia się na wiele sposobów i świat zmieniać można na wiele sposobów, nie tylko poprzez legislację. Nie tylko poprzez działania polityczne, ale także przez sztukę i także przez świadectwo dawane przez indywidualne osoby. A jeżeli to świadectwo jest wyrażane przez artystów, którzy są oglądani nie tylko przez miliony, ale dziesiątki milionów ludzi na całym świecie, bo przecież Eurowizję ogląda się nie tylko w Europie, ale także na przykład w Australii. Przecież Australia także bierze udział w Eurowizji. To znaczy, iż mamy bardzo wiele tych sposobów na wyrażanie siebie, a takie konkursy, takie wydarzenia na skalę światową czy europejską mogą się przyczyniać i jestem przekonany przyczyniają się, do zmiany debaty, do zmiany postrzegania, do zmiany dyskursu. Dla mnie, jako dla przedstawiciela społeczności LGBTQ+ przyczyniają się także do czegoś, co jest najważniejsze dla naszej społeczności, czyli do widoczności. Cieszę się niezmiernie, iż społeczność LGBTQ+ tak bardzo odnajduje się w konwencji Eurowizji, bo ta konwencja pokazuje, iż jest inkluzywna i iż mogą występować w tym konkursie, brać w nim udział bardzo różne osoby, bardzo różni ludzie i wszyscy na tej scenie się zmieszczą i tak jak myślę, patrzę na scenę Eurowizji, tak myślę sobie też o naszym kraju czy o świecie, iż każdy w naszym kraju się zmieści i nikomu nie zaszkodzi.
Od lat jest pan partnerem Roberta Biedronia i mówicie otwarcie o swojej orientacji seksualnej. Jako ludzie pracujący w show-biznesie bardzo często się spotykamy z dziennikarzami, aktorami, piosenkarzami, którzy nie decydują się na coming out. Czy w pana opinii takie postawy potęgują homofobię w Polsce?
Na pewno to, co pomaga w minimalizowaniu homofobii i w ograniczeniu jej skutków, tak jak powiedziałem, jest widoczność. Widoczność nie tylko osób, które nie piastują żadnych stanowisk czy nie są publicznie znane, ale także tych, których możemy uważać za tzw. role model, czyli takich, których obserwujemy, którzy mają znaczenie społeczne, którzy mogą kształtować opinię publiczną. Zawsze jestem zwolennikiem jednego - wychodź z szafy wtedy, kiedy czujesz się na siłach, ale zachęcam do wychodzenia z tej szafy, bo jak raz z tej szafy wyjdziesz, to już nigdy do niej nie wrócisz. Bo będziesz mógł, mogła oddychać pełną piersią. I zachęcam wszystkich artystów, a wśród artystów, ludzi sztuki jest mnóstwo ludzi LGBTQ+, do tego, aby się nie kryć. Żeby po pierwsze spróbować żyć zgodnie z własną tożsamością. Z pewnością jako osoby, których poczynania śledzą tysiące czy miliony ludzi, wasza decyzja pomoże nie tylko wam, ale bardzo wielu ludziom. Także młodym ludziom, którzy dzisiaj w tych trudnych czasach tej nienawiści i hejtu szukają jakiejś nadziei i wy po prostu możecie być tą nadzieją.
A czy spotkał pan na swojej drodze polityków tej prawej strony sceny politycznej, którzy z mównicy sejmowej głosili homofobiczne tezy, a wiedział pan, iż potajemnie wdają się w romanse z mężczyznami?
Oczywiście, tak jak w każdej grupie społecznej mamy określony odsetek osób LGBTQ+. I prawica, i lewica, i centrum nie jest środowiskiem, w którym takie osoby nie występują. Tylko to jest właśnie najbardziej żałosne i godne potępienia, iż choćby będąc osobą homoseksualną można tak daleko zabrnąć w zaprzeczaniu własnej tożsamości, albo też w podlizywaniu się szefowi swojej partii czy swojego ugrupowania. Można posunąć się właśnie do zaprzeczania czy podważania praw osób czy praw grupy, do której się należy. Nigdy nie zrozumiem takiego zachowania. Uważam je za żałosne, uważam je za żenujące. I tak naprawdę nie chcę wchodzić w psychikę tych osób, ale myślę, iż robią sobie i wielu osobom LGBTQ+ szkodę, a przede wszystkim cierpią chyba na jakieś rozdwojenie jaźni i muszą się temu głębiej przyjrzeć.
Czy często dotyka Pana taki właśnie homofobiczny, lekceważący stosunek w pracy zawodowej? Pamiętam takie słowa byłego ministra edukacji Przemysława Czarnka: Nie będą nam tu "jakieś śmiszki" mówić. Czy ta pogarda w jego słowach wynikała właśnie z homofobii?
To znaczy, to się zmienia i ja pamiętam pierwsze wystąpienia Roberta Biedronia w 2011-2012 roku w sejmie, kiedy jako pierwszy w historii jawny gej zabrał głos z mównicy sejmowej. Wtedy rechotał się cały sejm, włącznie z premierem Donaldem Tuskiem. I przeszedł naprawdę piekło wykluczenia, natomiast dzisiaj być może nie ma tak otwartych, homofobicznych, obrzydliwych tekstów, ale takie ciągłe przypominanie jednak, iż homofobia jest całkiem niezłym narzędziem do zastraszenia innych polityków, ma się całkiem nieźle. Tak, spotykam się z takimi sytuacjami. Pamiętam kilka lat temu Romana Giertycha, który szyderczo pytał w internecie, czy o ile Robert Biedroń zostanie prezydentem, będę pełnił rolę, męża, pierwszej damy czy pierwszego dżentelmena. Pamiętam moją debatę kilka miesięcy temu z posłem Waldemarem Budą z Prawa i Sprawiedliwości w jednej z telewizji. Również mnie pytał, czy jestem mężem czy żoną. Myślę, iż to są takie intencyjne wypowiedzi, które mają ośmieszyć, które mają zdezawuować przeciwnika politycznego. Tylko jak się właśnie nie ma argumentów merytorycznych, no to zawsze łatwo sięgnąć po takie narzędzia jak rasizm, homofobia, mizoginia, lekceważenie drugiej osoby z powodu jakiejś jej cechy. Więc tak, ta homofobia w polityce ma się dobrze, chociaż dzisiaj, mam przekonanie, iż do niedawna jeszcze ona była w białych rękawiczkach, a dzisiaj znowu wraca z takim prymitywnym impetem.
A gdybyśmy się tak rozmarzyli na moment i pomyśleli o Polsce 2030 w wyborach prezydenckich, to czy wolałby pan wtedy zostać prezydentem Polski, czy pierwszym dżentelmenem?
Ja uważam, iż Robert Biedroń byłby najlepszym prezydentem naszego kraju. To by pokazało, ma do tego umiejętności, kompetencje i doświadczenie. Natomiast myślę, iż w 2030 roku to będzie ten dobry moment, kiedy jeszcze raz można spróbować z kandydatem, który nie kryje swojej orientacji seksualnej, a którego orientacja seksualna nie jest przedmiotem debaty publicznej, tylko jego kompetencje i doświadczenia.