Zmarł Krzysztof “Kamyk” Kamiński (ur. (ur. 19 kwietnia 1951 r.) – piotrkowianin, aktor niezawodowy, producent, reżyser, recytator, performer, osobowość. Jeszcze trzy dni temu zamieścił wpis w Facebooku z informacją, iż nie mógł wystąpić ze swoim spektaklem poetyckim w Polskiej Parafii pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej w Phoenix (Arizona, USA). Dziś już Go nie ma.
Od dwóch lat zmagał się z nowotworem krtani, jak sam mówił – podstawowego narzędzia, jakim się posługiwał. Był umówiony na zabieg chirurgiczny, ale ponieważ nastąpiła poprawa – zwlekał. Jednak choroba o nim nie zapomniała, nastąpiły przerzuty.
Przed wakacjami przyszła do mojego biura Wanda – Jego cudowna, przeurocza wnuczka, którą kochał nad życie i poskarżyła się, iż dziadek nie informuje o swym stanie zdrowia, poprosiła jednocześnie, abym do niego zadzwonił. Rozmawialiśmy dobry kwadrans, opowiedział mi o swoich zmaganiach z paskudztwem, które miał w gardle. Mówił cicho, słychać było, iż sprawia mu to trudność, a pewnie i ból. Mimo to obiecał do mnie zajrzeć.
Wcześniej bywał regularnie. Latem ubierał biały casualowy garnitur z nieodłącznym szaliczkiem, w porze zimowej wkładał krótki kożuch. Zwykle miał coś do załatwienia: robiłem mu rekwizyty do przedstawień, plakaty, wizytówki, zdjęcia.Najczęściej rozmawialiśmy o życiu i literaturze. Opowiadał o swojej młodości, toksycznych relacjach z matką, pasji kulturystycznej, hodowli psów, planach zawodowych. Jednak głównym tematem zawsze była poezja. Kamiński był jednym z niewielu aktorów, w tym tych najbardziej znanych, którzy poezję czuli, ale przede wszystkim rozumieli. Dlatego jego interpretacje Tetmajera, Rilkego, Norwida są głębokie i piękne.
W 2012 roku zaprezentował spektakl słowno-muzyczny pt. „Miłość jest najważniejsza” na kanwie utworów poetyckich Karola Wojtyły, Premiera odbyła się w Piotrkowie 27 października w kościele farnym św. Jakuba. Na scenie towarzyszył mu popularny aktor Jerzy Zelnik. W recenzji z tego wydarzenie nie zostawiłem na nim suchej nitki. Po kilku dniach przyszedł i podziękował za krytyczne słowa. – Wie pan, panie Baryła, w tym Piotrkowie, to mnie zagłaskać chcą, a ja potrzebuję uczciwej oceny – powiedział.
W kolejnych miesiącach dokonał poważnych zmian w przedstawieniu, adekwatnie stworzył scenariusz od nowa, zrezygnował także ze współpracy z człowiekiem od oprawy plastycznej. Dwa lata później, 13 i 14 grudnia 2014 r. wystąpił w kościele św. Stanisława w Rzymie.
Któregoś razu zadzwonił i zaprosił na drugie wydanie “Miłości”, tym razem do kościoła św. Floriana w Sulejowie. Swoje wrażenia opisałem w sprawozdaniu pt. “Miłość wedle Kamińskiego”.
W kolejnych latach podróżował ze spektaklem po Polsce, Włoszech, a następnie po wielu miastach w USA. Wszędzie był przyjmowany bardzo ciepło, co przekładało się na kolejne zaproszenia. Kiedy nie wyjeżdżał za granicę występował w rozmaitych produkcjach telewizyjnych i filmowych (> link).
Jego muzą i wielką artystyczną miłością była Grażyna Szapołowska, którą zaprosił do współpracy przy “Salome”. Pamiętam, jak spektakl ten był prezentowany na ulicy Szewskiej. Wieczorem, przy pomocy światła, ognia i olbrzymich plakatów ze swoim wizerunkiem wyczarował niezapomniane wydarzenie.
Chętnie korzystał z dobrodziejstwa internetu. W YouTube (> link) i Facebooku (> link) umieścił wiele unikatowych fotografii i filmów.
“Kamyk” był bardzo lubiany, nie znam nikogo, kto mówiłby o nim w inny niż serdeczny sposób. Miał całą rzeszę znajomych, ale przyjaciół niewielu. Jest ikoną Piotrkowa, jedną z niewielu.
Nigdy Go nie zapomnę.
→ M. Baryła
13.11.2023
• zdjęcie tytułowe: 24.06.2022 r., Piotrków, ul. Szewska, jeden z ostatnich portretów Krzysztofa Kamińskiego, jakie mu wykonałem. Foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska
© materiał chroniony prawem autorskim – wszelkie prawa zastrzeżone; dalsze rozpowszechnianie treści tylko za zgodą wydawcy „Gazety Trybunalskiej”
• więcej wspomnień: > tutaj