Jadwiga Kowalska, lat 67, owdowiała ponad dziesięć lat temu. Od tamtej pory jej dni wypełniały cotygodniowe zakupy na targu, spacery po parku i krótkie telefony od dzieci, które dawno wyprowadziły się z domu. Nie spodziewała się już żadnych niespodzianek; w jej wieku, jak mawiała, silne emocje zostawia się młodym.
Ale pewnego popołudnia na dworcu kolejowym w Warszawie wszystko się zmieniło.
Jadwiga siedziała na ławce, czytając starą książkę Herberta, gdy usłyszała obok siebie czyjś głos:
Przepraszam, czy to przypadkiem nie Pan Cogito?
Podniosła wzrok. Stał przed nią wysoki mężczyzna o siwych włosach i nieśmiałym uśmiechu.
Tak odpowiedziała, zamykając ostrożnie książkę. Zna pan?
Czytałem to trzydzieści lat temu. Nigdy nie zapomniałem. Jestem Stanisław Nowak.
Nie wiedziała dlaczego, ale coś w tej prostej rozmowie poruszyło ją do głębi. Rozmawiali najpierw o książce, potem o pociągach, muzyce, życiu. Czas płynął tak szybko, iż niemal zapomnieli o swoich planach.
Przez kolejne tygodnie zaczęli przypadkiem spotykać się na dworcu. Czasem Jadwiga piła kawę w bufecie, a wtedy Stanisław pojawiał się, tłumacząc się opóźnionym pociągiem. Innym razem twierdził, iż spaceruje po peronach, by pooglądać ludzi, ale oboje wiedzieli, iż szukają pretekstu, by się zobaczyć.
Pewnego deszczowego wieczoru Stanisław odważył się powiedzieć to, co wisiało w powietrzu:
Jadwigo, od lat podróżuję sam. I wierz mi, nie ma nic smutniejszego niż dotrzeć do celu i nie mieć komu o tym opowiedzieć. Chciałbym, żebyś kiedyś mi towarzyszyła.
Zawahała się. Tak dawno nie pozwalała sobie na zaproszenia, tak długo zamykała drzwi przed nieznanym. Ale jego szczere spojrzenie rozwiało jej obawy.
Dobrze, ale wybieram cel podróży ja.
Następnej soboty wsiedli razem do pociągu do Krakowa. Spacerowali po brukowanych uliczkach, podzielili się prostym obiadem w małej knajpce, a gdy zapadł zmrok, usiedli na wzgórzu z widokiem na Wisłę. Stanisław wziął dłoń Jadwigi, a ona nie cofnęła swojej.
Wiesz powiedział cichym głosem myślałem, iż w moim życiu już nie ma miejsca na miłość.
Ja też odparła. Ale chyba się myliliśmy.
To był początek czegoś nowego. Zaczęli razem podróżować, czytać w parkach, gotować improwizowane potrawy. Odkryli, iż życie nie kończy się z siwizną, iż wciąż mogą czuć motyle w brzuchu jak nastolatkowie.
Nie było jednak łatwo. Jadwiga bała się reakcji dzieci: Związek w twoim wieku? Po co ci to?. Stanisław, również wdowiec, nosił w sercu pamięć o żonie, którą kochał całym sercem. Mimo to postanowili żyć teraźniejszością, nie pytając o zgodę przeszłości ani nie tłumacząc się przyszłości.
Pewnej nocy, na tym samym peronie, gdzie się poznali, Jadwiga szepnęła:
Zdajesz sobie sprawę? Gdybyś tamtego dnia nie odezwał się, wciąż byśmy byli tylko obcymi ludźmi w pośpiechu.
Dlatego zawsze będę ci wdzięczny za Pana Cogito uśmiechnął się. Dzięki tej książce znalazłem swój rozejm.
Ta miłość, zrodzona między pociągami i przypadkami, nauczyła ich, iż nigdy nie jest za późno, by znów poczuć. Że choćby gdy życie wydaje się stanąć w miejscu, niespodziewane spotkanie może przynieść nadzieję i ciepło nowego początku.






![[Recenzja] „Jak świat stworzył Zachód. Cztery tysiące lat historii” Josephine Quinn](https://www.fahrenheit.net.pl/wp-content/uploads/2025/11/jak-swiat-stworzyl-zachod.jpg)


