Krwi i igrzysk: Rozmawiamy z Rolandem Emmerichem o "Those About to Die"

filmweb.pl 2 miesięcy temu
Zapewne rzadko legendarne rzymskie studio filmowe Cinecittà jest tak spokojne jak na samym początku grudnia, kiedy to wszyscy już szykują się do świątecznego snu. Co nie znaczy, iż jego bramy pozamykane zostały na cztery spusty, bynajmniej. To wtedy, przed paroma długimi miesiącami, kiedy jeszcze żar nie lał się z nieba, mieliśmy okazję odwiedzić plan pierwszego serialu wyprodukowanego i wyreżyserowanego przez Rolanda Emmericha "Those About to Die".

fot. Bartosz Czartoryski
Wizyta była to cokolwiek nietypowa, jako iż zdjęcia dobiegły końca jeszcze przed przybyciem dziennikarzy do Rzymu, choć samo studio to już dostateczna atrakcja. Kręcili tam przecież wszyscy wielcy, od Federico Felliniego przez Bernardo Bertolucciego po Sergia Leone. Na miejscu pokazano prasie kilka scen z udziałem Anthony'ego Hopkinsa, dynamicznie zmontowany na tę okazję zwiastun oraz parę mniejszych sekwencji, które miały unaocznić skalę przedsięwzięcia i nakład pracy włożony przez Emmericha i spółkę, aby ożywić na ekranie starożytny Rzym. Serial, oparty na książce dziennikarza i prozaika Daniela P. Mannixa, tę samą, z której korzystali swojego czasu twórcy "Gladiatora", zagląda za kulisy sportowego życia imperium rzymskiego. Oczywiście w bombastycznym stylu tak charakterystycznym dla swojego twórcy.

Mieliśmy też okazję, rzecz jasna, porozmawiać krótko z samym Emmerichem i wypytać go o przeżycia na serialowym planie, a także rzucić okiem na jeszcze niezdemontowane elementy scenografii, które możecie obejrzeć na zdjęciach. Nie mogliśmy zobaczyć obsady i ekipy przy pracy, ale za to już możemy sprawdzimy jej efekty, bo "Those About to Die" ma swoją premierę właśnie dziś 19 lipca na platformie streamingowej Amazon Prime Video. Roland Emmerich specjalnie dla Filmwebu opowiedział o tym, co działo się w Cinecitta zaledwie parę tygodni przed naszą wizytą i podzielił się dziewiczymi dla siebie doświadczeniami z kręcenia serialu po latach obcowania z kinowymi blockbusterami.

fot. Bartosz Czartoryski
Praktycznie od zawsze specjalizowałeś się w widowiskowych spektaklach, w wysokobudżetowych blockbusterach. Ale jak zrobić coś tak dużego na małym ekranie?

Cóż, starałem się robić dokładnie to samo, co robiłem dziesiątki razy wcześniej. Praca przy serialu wydaje się gęstsza, jest trochę bardziej skondensowana i trzeba kręcić szybciej. Ale z drugiej strony moje ostatnie filmy, "Midway" i "Moonfall", domykałem w sześćdziesiąt, sześćdziesiąt pięć dni i jestem przyzwyczajony do szybkiego tempa. Lubię taki tryb pracy, bo ciągle coś się dzieje.

Jak utrzymać takie tempo? Jednak film trwa średnio dwie godziny, tutaj mówimy aż o dziesięciu odcinkach. Czyli musisz zadbać o skalę i o dynamikę, ale pozostać dokładnym.

Kręciliśmy aż przez dwieście pięćdziesiąt dni, czyli może się wydawać, iż nie pędziliśmy aż tak bardzo, ale dla mnie było to sporym wyzwaniem. Inna sprawa, iż tutaj, we Włoszech, obowiązuje pewien limit i mogliśmy kręcić jedynie przez dziesięć godzin dziennie. Ale z kolei przerwy na lunch są krótsze, nikt nie opuszcza wtedy planu, jemy niemal podczas pracy, czyli tryby nieustannie się obracają. Pewnym problemem było jednak dla mnie to, iż przy zdjęciach do serialu nie wszyscy aktorzy są w danym momencie obecni na planie, ktoś może być jakiegoś dnia niedostępny, co wymusza realizację kolejnych scen w sekwencji narzuconej przez panujące akurat okoliczności.

Oczywiście kiedy kręci się taki serial, niemożliwym jest oddać realia historyczne stuprocentowo wiernie. Ale jakie fakty na temat starożytnego Rzymu podczas przedprodukcyjnej fazy researchu wydały ci się obowiązkowe do przeniesienia na ekran?

Przede wszystkim starałem się trzymać książki Daniela Mannixa o tym samym tytule, która stanowi fundament naszego serialu, i to z niej dowiedziałem się, jak istotny był dla ówczesnych ludzi sport. Wyczytałem, iż na podobne rozrywki Rzymianie wydawali choćby aż jedną trzecią zarabianych przez siebie pieniędzy. Dzisiaj to cztery, może pięć procent. Wtedy społeczeństwo miało bzika na punkcie igrzysk. Różne wydarzenia sportowe zajmowały w tamtejszym kalendarzu choćby do dwustu pięćdziesięciu dni rocznie. I gdzie tu znaleźć czas na pracę?

A znalazłeś odpowiedź i na to pytanie?

A jakże. Wyręczali ich w niej niewolnicy, których było wówczas w Rzymie aż trzysta tysięcy. Traktowano ich chłodno i przedmiotowo i jeżeli któryś zmarł, to zastępowano go innym. Nie było z tym problemu, bo imperium rzymskie ciągle podbijało nowe terytoria, które były źródłem siły roboczej. Stąd uwaga ludu mogła być skupiona na igrzyskach, na sporcie, bo drogi i kamienice budował kto inny. I to wyjątkowo mnie zainteresowało, cała ta infrastruktura, cała ta machina stojąca za igrzyskami sportowymi i umożliwiająca jej funkcjonowanie. Jak organizowano wyścigi rydwanów? W jakich warunkach trzymano dzikie zwierzęta? To mnie szalenie ciekawiło. Oczywiście pokazujemy nie tylko kulisy, ale i same zawody, jak gonitwy w Circus Maximus, co pozwoliło mi wykorzystać nowoczesne efekty specjalne. Było to dla mnie ekscytujące, bo, jak wiesz, lubię się nimi pobawić.

fot. Bartosz Czartoryski
Intryga serialu kręci się również wokół sukcesji, a jako iż sir Anthony Hopkins to także aktor szekspirowski, a ty nakręciłeś film o Szekspirze, wyczuwam tu nuty "Króla Leara".

O tak. Co prawda Wespazjan ma dwóch synów, nie trzech, jak król Lear, ale staje przed podobnym dylematem, bo musi wybrać swojego następcę. Jeden z nich to człowiek prawy, z kompasem moralnym, ale łagodny, bez ikry. Drugi syn za to może i nie jest zbyt cnotliwy, ale za to bezwzględny; to urodzony przywódca. I to czyni decyzję rzymskiego cesarza cokolwiek trudną.

"Those About to Die"
Prócz Anthony’ego Hopkinsa w obsadzie jest także Iwan Rheon, ale i sporo zupełnie nowych twarzy. Na kogo mamy więc zwrócić szczególną uwagę, oglądając twój serial?

Dimitri Leonidas, który gra Scorpusa, jest niesamowity, Jojo Macari jest niesamowity i mógłbym tak wymieniać jeszcze długo. I fajne jest to, iż znajdywaliśmy tych aktorów w całej Europie, mamy nie tylko Brytyjczyków czy Włochów, ale i, na przykład, Islandczyka. Wszędzie są świetni aktorzy i warto ich szukać. Zebraliśmy wyjątkową ekipę. Zależało nam jednak na tym, żeby wszyscy mieli opanowaną wzorową angielszczyznę i mówili z emfazą godną starożytnego Rzymu (śmiech).
Idź do oryginalnego materiału