KOREK BOJANOWSKI: – Wydaje mi się, iż niestety nie do końca. Na pewno wiele zmieniło się na dobre, ale to proces. Dokumentując temat przemocy do swojego filmu, trafiłem m.in. na konferencję „Stop Zmiana” w warszawskiej Akademii Teatralnej. Padało wiele zarzutów, wykładowcy nie potrafili jednak sensownie na nie odpowiedzieć. Okazało się np., iż niektórzy z prowadzących, którzy traktowali studentów przemocowo, po zwolnieniu byli zatrudniani w kolejnych szkołach, jak księża przerzucani z jednej parafii do drugiej. Dzisiaj te praktyki ustały, wahadło przekręciło się w drugą stronę. Władze szkół starają się budować bezpieczną sferę, by wyeliminować przejawy opresyjnego podejścia, ale ono i tak się pojawia – na innych zasadach, w białych rękawiczkach, np. w formie słownego szantażu: skoro nie wolno was dotykać, to dla waszego dobra nie będziemy, ale nie wiadomo, czy wam to wyjdzie na dobre.
Dlaczego ofiarom tak trudno o tym rozmawiać?
Zapadła mi w pamięć historia absolwentki łódzkiej filmówki, w tej chwili rozchwytywanej aktorki grającej w filmach i serialach. W czasie studiów kolega nie partnerował jej należycie w trakcie prób – przynajmniej w ocenie prowadzącego. Zostali na przerwie, wykładowca zaproponował, iż zastąpi chłopaka. Zaczął odgrywać scenę i tak się wkręcił, iż uderzył dziewczynę w twarz, mimo iż nie było tego w scenariuszu. Od razu po tym, co się stało, troskliwie spytał, czy wszystko jest w porządku, ona – w szoku – przytaknęła. Potem poszła jej krew z ust, co uświadomiło jej, do czego właśnie doszło. Postanowiła, iż o ile to się powtórzy, zgłosi się do rektora. Trzy tygodnie później grupa na zajęciach ponownie ćwiczyła tę scenę.