W grudniu z racji zbliżających się świąt – jak zresztą co roku – na platformach i w kinach pojawia się przynajmniej kilka świątecznych produkcji w klimacie „christmas love story”, przeważnie będących niestety kalką poprzednich, przejedzonych już produkcji, które nie znajdują rzeszy fanów. o ile więc i Wam przejadły się świąteczne cukierkowo-romantyczne produkcje i wolelibyście coś w stylu Szklanej pułapki, to nowy thriller Netflixa będzie jak znalazł.
Wigilijny poranek. Szczyt świątecznego szału. Wypełnione po brzegi lotnisko i tłum spieszących się na święta podróżnych. Taka perspektywa z marszu budzi dyskomfort i poddenerwowanie. Tymczasem są to coroczne realia pracowników lotniska w Los Angeles, którzy na stresujących sytuacjach zjedli zęby i na agresję pędzących do domu ludzi są doskonale przygotowani. Wśród personelu znajduje się główny bohater filmu Kontrola Bezpieczeństwa. To Ethan Kopek – funkcjonariusz ochrony bez większych perspektyw, dosłownie wegetujący na swoim stanowisku – dla którego etat stanowi jedyny sposób na przeżycie.
Tegoroczna wigilijna zmiana będzie jednak czymś niezapomnianym. Bowiem Ethan znajduje w jednym z koszyków słuchawkę, przez którą tajemniczy mężczyzna szantażem próbuje nakłonić go do przepuszczenia przez kontrolę pewnej walizki. W jednej chwili funkcjonariusz staje się pionkiem i narzędziem w rękach niebezpiecznego terrorysty. Ethan kombinuje z całych sił, próbując wydostać się z groźnej sytuacji i powiadomić inne służby. Jest jednak pod stałą obserwacją szantażysty, który grozi zabiciem innych osób, w tym dziewczyny Ethana, pracującej na tym samym lotnisku…
Jedną rzecz trzeba powiedzieć na początek. Mimo, iż spodziewałem się powtórki z rozgrywki i niemal wiedziałem, iż zwiastuny pokazały wszystko, co tylko się dało, na nowym filmie Netflixa bawiłem się fenomenalnie. Dawno nie czułem takiego przyjemnego dreszczyku i emocji z oczekiwania, co będzie dalej. Film puściłem koło 23:00, zmęczony i zmarnowany po ciężkim dniu, spodziewając się szybkiego zaśnięcia i dokończenia seansu nazajutrz. Tymczasem siedziałem w napięciu do samego końca, spędzając na nim miłe dwie godziny, co oczywiście odbiło się niewyspaniem.
Chociaż Kontrola bezpieczeństwa wtóruje kultowym thrillerom takim jak Telefon czy choćby Szklana pułapka 2 (również dziejąca się na lotnisku w świąteczny czas), robi to w bardzo subtelny sposób. Podczas seansu nie czuć efektu wspomnianej wcześniej kalki – ciągłego bezmyślnego kopiowania znanych rozwiązań. Ta tendencja niknie jednak w kulminacyjnym momencie filmu, gdzie zwykły szary pracownik zmienia się w Toma Cruise’a i biegnie ratować ludzi, samodzielnie stawiając czoła antagoniście. choćby w tle przygrywa wtedy motyw muzyczny do złudzenia przypominający ścieżkę z ostatniego Mission: Impossible. Jestem jednak w stanie uwierzyć, iż była to zamierzona parodia, a nie niekontrolowana wpadka. Na szczęście, z całą pewnością nie przytępiło to jednak napięcia, które utrzymane było od samego początku filmu. Produkcja nie dawała nam odpocząć, co chwila fundując zwroty akcji lub dramatyczne, dość niespodziewane momenty. Wiele z nich było standardowo dalekich od realizmu, ale jestem w stanie to wybaczyć.
Bardzo dobrą robotę wykonał główny duet aktorów. Taron Egerton – jako znużony, acz błyskotliwy kontroler, który pakuje się nieświadomie w głębokie szambo – jest przekonujący. Choć i tak nijak się ma do Jasona Batemana, który po raz kolejny udowadnia, iż durne komedie, w jakich przyszło mu dotychczas grywać były dla jego kariery strzałem w kolano. Gość ma naprawdę bardzo duży potencjał do wcielania się w poważne role, co widzieliśmy do tej pory między innymi w serialu Ozark. Tutaj z kolei świetnie odnalazł się w roli tajemniczego antagonisty, stale filozofującego o „konsekwencjach wyborów” itd. Z jednej strony strasznie śmierdziało to błazeńską kreacją Charlize Theron z Szybkich i Wściekłych 8. Z drugiej jednak – ani trochę nie popsuło mi to zabawy. Ja po prostu kupiłem tę postać. Była nieźle napisana, jeszcze lepiej zagrana. Także Panie Bateman – daj sobie już spokój z kolejnymi Szefami Wrogami.
Mimo występujących tu kilkukrotnie głupot ułatwiających pchnięcie fabuły do przodu i heroicznego, nieco kretyńskiego finału, zapewniam – Kontrola Bezpieczeństwa zapewni kawał dobrej rozrywki wielbicielom dobrych thrillerów z nutą akcji. Film trzyma za jaja przez większość seansu, kilkukrotnie zaskakuje i gwarantuje sporo emocji. Czego chcieć więcej? Więcej to ja chcę takich właśnie świątecznych filmów. Także drogi Netflixie – finally some good job.
Źródło grafiki głównej: kadr z filmu