Najnowszy raport ekonomistów nie pozostawia złudzeń – jeżeli rząd nie zatrzyma spirali zadłużenia, Polskę czeka kryzys fiskalny. To może oznaczać likwidację 800 plus, podwyżki podatków i drastyczne cięcia w wydatkach publicznych. Polska ma już drugi najwyższy deficyt w UE.

Fot. Warszawa w Pigułce
Wnioski z najnowszego raportu zaprezentowanego na Europejskim Kongresie Finansowym przez ekspertów z Instytutu Finansów Publicznych, Citi Handlowego i Rady Polityki Pieniężnej są druzgocące. Komisja Europejska już przewiduje, iż w 2035 roku polski dług wyniesie blisko 95 procent PKB. Ale jeżeli potwierdzi się czarny scenariusz z raportu polskich ekonomistów, możemy przekroczyć granicę 100 procent. Scenariusz ostrzegawczy zakłada wzrost długu do aż 107 procent PKB w ciągu 15 lat. To poziom, przy którym państwo traci zdolność do normalnego funkcjonowania, a rynki finansowe przestają mu ufać. Konsekwencje ponieśliby wszyscy Polacy.
Co może się wtedy stać? To doświadczenia innych krajów
Nie wiemy, jak może się zachowywać Polska w takiej sytuacji i jak może funkcjonować państwo. Warto jednak przeanalizować skutki tego, co może się stać bazując na trakach takich, jak Grecja, Hiszpania i Portugalia.
- Koniec programów socjalnych jako pierwsza ofiara kryzysu
Przy długu przekraczającym 100 procent PKB rząd będzie zmuszony do drastycznych cięć wydatków. Pierwszymi ofiarami mogą być popularne programy socjalne. 800 plus, które w tej chwili kosztuje budżet około 60 miliardów złotych rocznie, może zostać zlikwidowane lub znacznie ograniczone.
Podobny los może spotkać dodatkowe emerytury – trzynastki i czternastki, które łącznie kosztują około 30 miliardów złotych. Nowa renta wdowia, dopiero wprowadzana, również może zostać zawieszona. Programy typu „babciowe” czy dofinansowania żłobków będą nie do utrzymania.
Transfery społeczne stanowią w tej chwili 17,1 procent PKB – więcej niż w Szwecji czy Niemczech. W sytuacji kryzysu fiskalnego to właśnie one staną się głównym celem oszczędności, bo są łatwiejsze politycznie do cięcia niż pensje urzędników czy inwestycje infrastrukturalne.
- Drastyczne podwyżki podatków nieuniknione
Kryzys długu oznacza również konieczność zwiększenia dochodów budżetowych. Polskie podatki są już dziś o 3 punkty procentowe PKB niższe od średniej unijnej. To przestrzeń, którą rząd może wykorzystać w pierwszej kolejności.
Podwyżka VAT z 23 do 25-27 procent stanie się prawdopodobna. Wzrost podatku dochodowego, zwłaszcza dla klasy średniej, będzie kolejnym krokiem. Wprowadzenie nowych danin – podatku od nieruchomości w wartości rynkowej, podatku od dziedziczenia czy majątku – stanie się koniecznością.
Akcyza na paliwa, alkohol i papierosy może wzrosnąć o 30-50 procent. Składki na ubezpieczenia społeczne również będą podnoszone. Efekt? Drastyczne obniżenie siły nabywczej większości społeczeństwa.
- Kryzys mieszkaniowy i niedostępne kredyty
Wysokie zadłużenie państwa oznacza droższe pieniądze dla wszystkich. Stopy procentowe wzrosną, by zrekompensować inwestorom ryzyko związane z polskim długiem. Kredyty hipoteczne staną się znacznie droższe – oprocentowanie może sięgnąć 10-12 procent rocznie.
Młode pokolenia stracą możliwość kupna mieszkań. Firmy będą miały utrudniony dostęp do finansowania, co zahamuje inwestycje i wzrost gospodarczy. Bezrobocie wzrośnie, zwłaszcza w branżach zależnych od kredytu.
Państwo będzie musiało konkurować o pieniądze z sektorem prywatnym, wypychając go z rynku finansowego. To klasyczny efekt „crowding out”, który blokuje rozwój ekonomiczny.
- Kolaps usług publicznych
W sytuacji kryzysu fiskalnego usługi transportowe, ochrona zdrowia i usługi publiczne będą ograniczane. Kolejki do lekarzy wydłużą się, szkoły będą likwidowane, infrastruktura będzie popadać w ruinę. To zamknie Polskę w pułapce średniego dochodu – bez inwestycji publicznych kraj nie będzie mógł się rozwijać.
Prywatyzacja służby zdrowia, edukacji i innych usług publicznych stanie się nieunikniona. Oznacza to, iż usługi będą dostępne tylko dla tych, którzy będą mogli za nie zapłacić.
- Inflacja i utrata oszczędności
Kryzys długu często prowadzi do próby jego „rozłożenia” przez inflację. Rząd może być skłonny do monetyzacji deficytu – drukowania pieniędzy na pokrycie wydatków. To rozgrywka się kosztem oszczędzających.
Inflacja na poziomie 15-20 procent rocznie przez kilka lat może zredukować realną wartość długu, ale jednocześnie zniszczy oszczędności milionów Polaków. Emeryci, renciści i wszyscy żyjący ze stałych dochodów staną się głównymi ofiarami takiej polityki.
Polska może pójść drogą państw południowej Europy z lat 2010-2015, gdzie kryzys długu doprowadził do masowego bezrobocia, emigracji i dekady stagnacji gospodarczej.
- Ryzyko interwencji zewnętrznej
Przy długu przekraczającym 100 procent PKB Polska może być zmuszona do zwrócenia się o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego lub mechanizmów europejskich. Oznacza to utratę suwerenności fiskalnej i narzucenie programu oszczędnościowego z zewnątrz.
Przykłady Grecji, Hiszpanii czy Portugalii pokazują, jak takie programy wyglądają w praktyce: cięcia pensji w sektorze publicznym o 20-30 procent, likwidacja świadczeń społecznych, podniesienie wieku emerytalnego, masowe zwolnienia w administracji. Społeczne koszty takich programów są ogromne – wzrost bezrobocia, emigracja młodych, pauperyzacja klasy średniej, polaryzacja społeczna. Efekty są widoczne przez dekady.
Brak alternatywy dla reform
Raport pokazuje, iż żaden ze scenariuszy nie przewiduje powrotu długu poniżej 60 procent PKB – limitu wyznaczonego przez traktaty europejskie. To oznacza, iż Polska na trwałe znajdzie się w grupie państw o wysokim ryzyku fiskalnym.
Jedyną alternatywą dla przedstawionego scenariusza jest radykalna zmiana polityki fiskalnej już dziś. Oznacza to trudne wybory polityczne – cięcie wydatków lub podniesienie podatków w okresie przedwyborczym.
Problem polega na tym, iż mechanizmy polityczne nie sprzyjają podejmowaniu niepopularnych decyzji. Każda partia obiecuje więcej wydatków, nikt nie mówi o koniecznych oszczędnościach. To droga donikąd, której koniec może być bardzo bolesny dla wszystkich Polaków.
Czas na zmiany kursu się kończy. Im dłużej rząd będzie odkładał trudne decyzje, tym bardziej drastyczne będą musiały być w przyszłości.