Barbara Kowalewska: Jest pani profesorką Instytutu Slawistyki PAN. Z jakiej perspektywy filolożka słowiańska patrzy na polską literaturę?
Joanna Roszak: Ukończyłam studia polonistyczne, a po doktoracie, gdy znalazłam zatrudnienie w Instytucie Slawistyki, pewnie nieco rozszerzył mi się świat, częściej spoglądałam na polską literaturę, odłączając się od niej, czytając w kontekście innych literatur, nie tylko słowiańskich. Zaczęłam mieć większe wyczulenie na przepływy kulturowe i wspólne tematy.
BK: Była pani jedną ze współzałożycielek Fundacji Józefa Rotblata i zajmuje się także edukacją na rzecz pokoju. Jak postać naukowca wpłynęła na pani wybory życiowe, ale też co doprowadziło panią do Rotblata?
JR: Głęboko wierzę, iż w każdym ostatnim temacie, którym się zajmujemy, w jakiś sposób kryją się i przeszłe, i bieżące doświadczenia, iż każda moja książka – naukowa czy poetycka – mieści w sobie wszystkie poprzednie. Rotblat? – to wyglądało na przypadkowe spotkanie. Kolega pracował w fundacji organizującej zjazd noblistów i noblistek pokojowych, podczas kawy z nim dowiedziałam się o istnieniu Rotblata, zagadnął o niego. Po powrocie do domu spędziłam noc na wyszukiwaniu materiałów. Józef Rotblat był urodzonym w 1908 roku w żydowskiej rodzinie fizykiem, więc adekwatnie dla mnie, ze świata liter, nie cyfr, kimś obcym, ale jego żona była polonistką, a promotorem jej pracy okazał się profesor Doroszewski, autor słownika, który stał mi za plecami na półce. I nagle za plecami znalazło się w tym spotkaniu niemało bliskich wątków. Tak zdecydowałam się spędzić przy Rotblacie wiele miesięcy, w archiwach, w kontaktach z jego rodziną, pisząc książkę „Żuraw z origami”. Czy wpływał na moje wybory? Chyba w sytuacjach utraty różnych ważnych kawałków świata myślałam sobie, iż on w jednym roku stracił wszystko, co było dla niego ważne – żonę, wiarę w naukę, kraj. A jednak postanowił wybrać jasność. To wymaga mądrości i odwagi. Ale też siły.
BK: Przybliżmy naszym czytelnikom postać Józefa Rotblata.
JR: Cieszę się, iż o nim mówimy, bo w tym roku obchodzimy okrągłe rocznice jego śmierci (2005) i otrzymania nagrody Nobla (1995). Był zdolnym fizykiem jądrowym. Początkowo uczestniczył z innymi fizykami w projekcie Manhattan, w badaniach nad stworzeniem bomby atomowej. Po ustaleniu, iż Niemcy jednak nie zdołają skonstruować takiej broni, nie widział już usprawiedliwienia dla dalszego uczestnictwa w tym projekcie i wyjechał z Los Alamos.

fot. J. Śmidowicz
Wrócił do Londynu, w USA przez lata był odtąd postrzegany jako szpieg. Niebawem dowiedział się o tragedii Hiroszimy i Nagasaki, o zamordowaniu żony w obozie zagłady w Bełżcu. To była ważna cezura w jego życiu, wszystko, w co wierzył, obróciło się w ruinę. A jednak nie tylko się nie poddał, ale postanowił zbudować coś wielkiego. Z Bertrandem Russellem założyli Pugwash w Sprawie Nauki i Problemów Światowych – ruch uczonych na rzecz rozbrojenia i pokoju.
Członkowie organizacji odwoływali się do antywojennego „Manifestu Russella-Einsteina” (podpisało go jedenaście osób, m.in. Albert Einstein i Rotblat). Pada w nim znaczące zdanie: „Pamiętaj o swoim człowieczeństwie”. Józef Rotblat wierzył, iż pokój jest możliwy. Znane powiedzenie „Chcesz pokoju, przygotuj się do wojny” parafrazował: „Chcesz pokoju, przygotuj się na pokój”. Przy czym warto nakreślić znaczenie, które nadał temu słowu norweski socjolog Johan Galtung: pokój to więcej niż brak wojny. Zaczyna się od relacji z sobą samym, objawia się w relacjach z najbliższym otoczeniem, ze społecznością lokalną, aż wreszcie przejawia się w stosunku do planety. Możemy sobie to wyobrazić jako kolejne, coraz szersze kręgi. Przykład Rotblata przekonał mnie, iż trzeba uczyć tego już w szkole.
BK: Oprócz pisania własnych wierszy włącza pani także poezję do pracy z dziećmi i młodzieżą. Inspirujący wydał mi się tytuł jednego z rozdziałów pani książki „Poezja w odcinkach. Wiersze w czasach Netflixa”: „Głośniej od bomb, czyli jak czytać wiersze i zakochać się w poezji” (tytuł nawiązujący do filmu Przemysława Wojcieszka z 2001 roku oraz do książki Edwarda Hirscha). Wiersze wydają się kruche i zbędne w dzisiejszym świecie, a jednak trudno bez nich żyć. Ale co możemy zrobić, żeby to kruche, ciche, wrażliwe było „głośniejsze od bomb”? Pytam m.in. o edukację, bo niestety kilka osób wychodzi ze szkoły z zamiłowaniem do poezji. Bywa, iż żargon krytycznoliteracki przesłania istotę wiersza, przypomina to często sekcję zwłok żaby. Co zrobić, by wiersz był „wiadomością w butelce”, trafiał do serca?
JR: Wiele osób podziela to doświadczenie szkolne, taki wstręt do poezji ma choćby swoją nazwę: „metrofobia”. Metafora z żabą, której pani użyła, przypomina mi fragment prozy poetyckiej Zbigniewa Herberta, „Epizod w bibliotece”. Dziewczyna pochyla się w niej nad wierszem i rozkraja go na kawałki. Co zrobić, by potraktować poezję jako coś, co ma związek z naszą codziennością? Prowadziłam kilka lat temu taki szkolny eksperyment: poprosiłam, by młodzież pisała przez trzy tygodnie dziennik. Zaproponowałam, żeby zajęli się we wpisie jakimś znaczącym elementem życia, jak spotkanie z kimś, doświadczenie przyrody, zdanie, które ich musnęło. Potem poprosiłam, żeby postarali się znaleźć tekst poetycki mówiący o podobnym przeżyciu i przepisali go. To był jeden z pomysłów, żeby zaprosić poezję do życia. Dlaczego czytać wiersze? Gdy u Richarda Rorty’ego, amerykańskiego filozofa, zdiagnozowano nieoperacyjnego raka trzustki, spytano go, w czym znajduje pocieszenie. Odpowiedział, iż czerpie je z wierszy – jak od najbliższych przyjaciół.
BK: Cytowana przez panią w książce Anne Sexton pisze: „Poezja i tylko poezja ratuje mi życie”. A dla pani jakie znaczenie ma poezja w zmaganiu się ze światem? Pytam zarówno o czytanie wierszy, jak i pisanie.
JR: Czytanie poezji pozwala w jakimś stopniu spojrzeć w światy innych ludzi, które czasem są także naszym światem, niekiedy dlatego iż wyprzedzają sytuacje, w których się znajdziemy, w jakimś sensie uczą gotowości do przeżycia czegoś, ale także uczą bycia we wspólnocie z innymi. I nierzadko są wyzwaniem intelektualnym.

fot. J. Śmidowicz
Natomiast pisanie wierszy to powrót do domu, moment, kiedy nie jesteśmy kimkolwiek dla innych, jakbyśmy wracali do domu wewnętrznego, miejsca, gdzie mówimy własnym językiem, gdzie można być niepewnym, niegotowym.
To często powrót do tego, co wiąże się z uczuciem straty. Pisząc, intensyfikujemy własne życie.
BK: W tomie „OM” zadaje pani pytanie: „Czy wiersze pisze się ze słów, czy z polowania na cień?” Czym jest dla pani ten cień?
JR: Czymś pojemnym – może być tym, co spychamy w nieświadomość i tym, co samo się wymknęło w niedoświetlony kąt, są nim „miejsca strychowe” czekające na odkurzenie, ale też wspomnienia. Ten tekst zrodził się z konkretnej sytuacji. Lubię pracować na podłodze. Zwabiło to moją kotkę, która położyła się na pliku rozłożonych kartek, potem próbowała – ten jedyny raz – porwać mi ołówek, wreszcie zajęła się cieniem, który pojawił się w pokoju wraz z nowym położeniem słońca. Hera zaczęła na ten cień polować. Wiersz bierze się często z czegoś, co nie jest dobrze naświetlone. Bywa próbą zobaczenia w lepszej rozdzielczości.

fot. J. Śmidowicz
Piszę teraz niespiesznie tom zatytułowany roboczo angles morts. Te francuskie słowa oznaczające „martwe punkty” są wieloznaczne, interpretacyjnie pojemne i odnoszą się właśnie do tego, o co pani zagadnęła. Termin pochodzący z motoryzacji oznacza miejsca, których kierowca nie widzi, mimo iż znajdują się blisko pojazdu. W tomie interesuje mnie obecność elementów ważnych, ale często niewidzianych, tego, co wymyka się uwadze, co przeoczane, wyparte w naszych relacjach, w języku.
Martwe punkty łączą się także z kwestią punktu widzenia, z tym, czego nie widać z konkretnego miejsca, ale mogłoby być widoczne z innego. Tytuł ma wskazywać na relatywność widzenia i zainteresowanie elementami „spoza kadru”. Raz jeszcze o kotach: każdy, kto opiekuje się kotem, zna taki moment, gdy zwierzę wpatruje się intensywnie w miejsce, w którym my niczego nie dostrzegamy. Martwy punkt?
BK: Jako tropicielka wierszy odnalazła je pani również w filmach i serialach, czego efektem stała się wydana w Biurze Literackim wspomniana już książka „Poezja w odcinkach. Wiersze w czasach Netflixa”. Podjęła się pani zadania, które streszcza się w zdaniu: „Złapać wiersz z ekranu i sprawdzić, co dla niego wynika z wizualizacji poezji”. Jak przenikają się te dwa światy: filmowo-serialowy i poetycki?
JR: Książka ma swoje źródło w czasach pandemii. Jak wiele osób, czułam się uwięziona w domu i spędzałam wiele czasu przed ekranem. Wtedy zauważyłam, jak w kolejnych filmach i serialach, nie zawsze wybitnych, pojawiały się wiersze. Zadałam sobie pytanie, co wiersz dostaje od obrazu. Zaczęłam je kolekcjonować. W filmie o Dianie Nyad, dziennikarce sportowej, która jako sześćdziesięciolatka postanawia wrócić do marzenia z młodości i przepłynąć wpław odcinek Kuba–Floryda, pojawia się wiersz Mary Oliver, z pytaniem: „Powiedz, co zamierzasz robić / z twoim jedynym zwariowanym i cennym życiem?” (w tłumaczeniu Czesława Miłosza). Ten wiersz zaczyna w niej pracować. Ostatecznie pobija rekord. W scenie z serialu „Euforia” pojawia się jeden z „Sonetów do Orfeusza” R.M. Rilkego. Do bohaterki po pogrzebie ojca przychodzi przyjaciółka, ten wiersz ma terapeutyczny wydźwięk. Czasem wiersz charakteryzuje bohatera, innym razem buduje wspólnotę przeżyć z innymi. Często ośmiela do zmiany.
BK: Nawiązuje pani do Brodskiego, który uważał, iż klasyka powinna być sprzedawana w supermarketach: „W każdej kulturze poezja jest najwyższą formą wysłowienia się człowieka. Naród, który nie czyta ani nie słucha poetów, skazuje się na niższe formy artykulacji – polityków, handlowców, szarlatanów […]. Wysuwany często wobec poezji zarzut, iż jest trudna, mglista, hermetyczna i tak dalej, określa nie tyle stan poezji, ile […] szczebel drabiny ewolucyjnej, na którym naród utknął”. A pani w pewnym miejscu pisze: „Widz wychodząc z kina, zabiera ze sobą wiersz”. W nawiązaniu do obu tych wypowiedzi zapytam: czy platformy streamingowe mogą być medium powrotu do poezji? Można w ten sposób trafić do młodzieży? Film „Głośniej od bomb” wskazywałby na to, iż da się.
JR: Jagoda w tym filmie trafia w supermarkecie na tom wierszy Poświatowskiej, dwieście stron za złotówkę. Kupuje go. I u tej poetki, która była piewczynią miłości, znajduje to, za czym podświadomie tęskniła i co pozwala jej wydobyć się z przemocowej relacji. Ten film pokazuje funkcję emancypacyjną poezji. Odchodząc od „papkowatego” języka, „języka supermarketu”, możemy pokazać młodzieży, iż to działa, iż poezja bywa katalizatorem zmiany życia. Ludzie, którzy nie czytają, nie mają ważnej latarni i ważnego lustra.
BK: Wracając do edukacji na rzecz pokoju, jakie przeszkody stoją na tej drodze?
JR: Najróżniejsze, między innymi instytucjonalne, jeżeli nie ma na jakieś zagadnienie miejsca w podstawie programowej, to wielu uczącym jest niełatwo – psychicznie albo czasowo – znaleźć motywację dla podjęcia tematu. Edukacja pokojowa mogłaby być zintegrowana z podstawą programową, metodyka edukacji pokojowej w dobie globalnych wyzwań zakłada podejście interdyscyplinarne oraz wykorzystanie aktywnych i partycypacyjnych metod, buduje umiejętności radzenia sobie z konfliktem, rozwijanie empatii, komunikację bez przemocy. W polskiej szkole nie przyswojono faktu, iż wszystkim ludziom szkoły bardzo potrzeba włączenia funkcji regeneracyjnych, nie dostrzeżono, iż kierunek jest ważniejszy od prędkości, jak mawiał profesor Richard Evans, brytyjski historyk. I iż tym kierunkiem powinien być pokój. Szkoła nie jest zła czy dobra z natury. Może być i najgorszym, i najlepszym miejscem na Ziemi. Coraz częściej jawi się miejscem przytłoczonych, niespokojnych ludzi młodych i rozczarowanych dorosłych.

fot. J. Śmidowicz
Ale nie skupiajmy się na przeszkodach, mamy w tym zakresie wiele potrzeb i jako jednostki, i jako społeczeństwo. Możliwości jest zresztą tyle samo co przeszkód, a pokój jest pojęciem „parasolowym”, który rozpościera się nad wieloma ważnymi zagadnieniami – od pokoju wewnętrznego, do relacji z ludźmi, zwierzętami, roślinami, o czym już mówiłyśmy.
Wangari Maathai, kenijska biolożka, działaczka feministyczna i ekologiczna, badała skutki wycinek lasów. Znajome kobiety musiały chodzić daleko, żeby znaleźć podpałkę, brakowało także wody. Maathai umieściła sadzonkę drzewa w puszce, na parapecie, zainspirowała do tego samego inne kobiety, a te kolejne. Odtworzono tam całe połacie lasów. Nic dziwnego, iż właśnie Maathai opowiadała historię o tym, iż wszystko, co wielkie, zaczyna się od małego kroku: podczas pożaru lasu zwierzęta stały przerażone i tylko koliber przynosił kroplę wody z pobliskiego jeziora. Zwierzęta wyśmiewały go, przekonane o bezcelowości tego działania. Koliber wiedział, iż to mało, ale robił tyle, ile potrafił.
BK: Rotblat wielokrotnie mówił, iż należy „rozszerzyć lojalność na całą ludzkość”. W świetle jego postawy i działalności, co pani czuje, patrząc na to, co się dzisiaj dzieje w strefie Gazy? Trudno mi o to nie zapytać.
JR: Mieszkańcy Gazy doznają krzywdy, która nie mieści się w głowie ani w sercu. Można by tu długo opowiadać o poczuciu bezradności, o zobowiązaniach ludzi zajmujących się naukowo Holokaustem, tylu innych wymiarach tego tematu. Ale nie opuszcza mnie od wielu tygodni wiersz poetki żydowskiej piszącej w języku niemieckim, noblistki Nelly Sachs, która podczas wojny uciekła z matką z Berlina do Szwecji. Może on posłuży za komentarz. Wystarczyłby sam tytuł: „Aby prześladowani nie stali się prześladowcami” (w tłumaczeniu Ryszarda Krynickiego). Wiersz kończy się tak: „Kroki katów / po krokach ofiar, / sekundnik w obiegu Ziemi, / przyciąganej groźnie przez który czarny księżyc? / Gdzie rozbrzmiewa wasz przeraźliwy dźwięk / w muzyce sfer?”.



Joanna Roszak – poetka (m.in. „Tego dnia”, „Przyszli niedokonani”, „Ploso”, „Om”), profesorka w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. W ubiegłym roku wydała książki: „Krall. Tkanie” oraz „Poezja w odcinkach. Wiersze w czasach Netflixa”. Wcześniej opublikowała m.in. monografie: „Miejsce i imię. Poeci niemieckojęzyczni żydowskiego pochodzenia” (2014), „Słyszysz synagoga. Wychodząc spod poznańskiej synagogi przy Wronieckiej” (2015) oraz „Żuraw z origami. Opowieść o Józefie Rotblacie” (2019). W 2021 roku otrzymała Nagrodę im. Romana Czerneckiego za teksty poświęcone edukacji, w 2024 roku – Brązowy Krzyż Zasługi, a w 2025 – Nagrodę Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie twórczości artystycznej. Współfundatorka i wiceprezeska Fundacji Józefa Rotblata.