Kolejny koncert Dream Theater za nami czas więc na podsumowanie muzycznych wrażeń z Opery Leśnej w Sopocie.

strefamusicart.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: Dream Theater 23,06,2025DSCF0713


Dźwięk
Nie wiem czy akustycy pofatygowali się podczas sound checku na widownię, bo wygląda na to, iż nie. Gitara praktycznie zmiotła ze sceny inne instrumenty i stworzyła nieprzeniknioną ścianę dźwięku. To bolączka wielu koncertów, które są zdecydowanie za głośne. To samo było w Sopocie – gdyby zdjąć 20 proc. głośności gitary to brzmienie byłoby o wiele bardziej selektywne. A tak mieliśmy do czynienia z gitarowym buldożerem, który ogołocił scenę dźwiękową zespołu z wszelkich tak istotnych dla niej niuansów.
Setlista
I tutaj kolejny zgrzyt, bowiem dostaliśmy niemal ten sam dotychczasowy festiwalowy set, uzupełniony o skróconą wersję “Take the Time”. Do tego zespół zdecydował się zwiedzić Rów Mariański swojej twórczości, wrzucając tak słabe utwory jak “Midnight Messiah” (na żywo jeszcze gorszy niż na płycie) czy “Dark Eternal Night” (Boże, co to jest za gniot…). Podsumowując, zestaw utworów bardziej metalowy niż progresywny, więc pozostawiał pewien niedosyt. Niezrozumiały jest nieustający powrót do utworów z “Images and Words”, które były już grane tysiące razy a dla wokalisty są w jego wieku torturą. O ile bardziej metalowa setlista miała sens w kontekście festiwalowym to jednak liczyłem na przynajmniej jedną kilkunastominutową suitę w sytuacji kiedy koncert miał formułę “The Evening with…”
Wykonanie
Mixed feelings. Oczywiście Petrucci, Myung i Rudess docisnęli wszystko co mieli docisnąć, a gitarowa solówka w “Hollow Years” dosłownie wyciskała łzy. Miałem jednak wrażenie pewnej rutyny (fakt, iż dla wielu zespołów niedoścignionej), i gry „by the numbers”.
James LaBrie – wiem, iż nie brakuje hejterów, ale osobiście bym mu odpuścił. Kontuzja wokalna, której nabawił się ponad 30 lat temu wciąż zbiera swoje żniwo. Sam Mike Portnoy powiedział w jednym z wywiadów, iż nie można oczekiwać od Jamesa, iż będzie śpiewać tak samo dobrze jak wtedy kiedy miał 30 lat. Ok, dlaczego więc w setliście są utwory z tego okresu? Nie potrafię tego zrozumieć. Niemniej jednak James wokalnie rozkręcał się z utworu na utwór i trzeba przyznać, iż jak na 60-latka z okładem to całkiem żwawo brykał po scenie No i było czysto
Mike Portnoy – gra wciąż to samo, trudno to już choćby oceniać. Polirytmia we wstępie do “Take the Time” trochę po łebkach, miałem też wrażenie pomyłki na początku “Pull Me Under”. Ogólnie bardzo przewidywalna gra, i – moim zdaniem – kilka już wnosząca do muzycznej palety Dream Theater. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, iż powrót Portnoya jest strategicznym błędem i jego ograniczenia muzyczne i techniczne będą ciągnąć zespół w dół.
Jako wieloletni i dozgonny fan czuję pewien niedosyt, choć oczywiście rozumiem formułę, którą zespół przyjął na tegoroczny festiwalowy sezon. Postawię ryzykowną tezę, iż Dream Theater nie jest dobrym metalowym zespołem i ta mocno ciężka setlista pokazała to w całej rozciągłości. Są świetni w łączeniu różnych stylów z metalem, i tej różnorodności niestety zabrakło. Liczę na więcej urozmaicenia na kolejnej trasie.
Recenzja : Piotr Popa
Idź do oryginalnego materiału