Klenczon & Trzy Korony, Wodecki, SBB (x 3) na płytach SACD • ˻SERIA 5˺ ⸜ RECENZJA

highfidelitynews.pl 2 miesięcy temu

To już 5. grupa płyt z serii „Polskie Nagrania Catalogue Selections”; pięć kolejnych tytułów trafiło do sprzedaży 17 maja.

Tym razem aż trzy to krążki zespołu SBB: „SBB” (1), „Nowy Horyzont” (2) oraz „Pamięć” (3), debiut Zbigniewa Wodeckiego oraz jedyny studyjny album zespołu Krzysztofa Klenczona i Trzech Koron. Przypomnijmy – „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, to seria przygotowana wspólnie przez Warner Music Poland, właściciela Polskich Nagrań, oraz sieć salonów Empik, mająca uświetnić jej 75. urodziny, wydawana na hybrydowych krążkach SACD:

» ˻ 1971 ˺ Krzysztof Klenczon Krzysztof Klenczon, Pronit / Warner Music Poland 50217 3 22632 8 5, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 2024.
» ˻ 1976 ˺ Zbigniew Wodecki Zbigniew Wodecki, Polskie Nagrania „Muza” / Warner Music Poland 50217 3 22632 7 8, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 2024.
» ˻ 1974 ˺ SBB SBB, Polskie Nagrania „Muza” / Warner Music Poland 50217 3 22632 4 7, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 2024.
» ˻ 1975 ˺ SBB Pamięć (2), Polskie Nagrania „Muza” / Warner Music Poland 50217 3 22632 5 4, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 2024.
» ˻ 1976 ˺ SBB Pamięć (3), Polskie Nagrania „Muza” / Warner Music Poland 50217 3 22632 6 1, „Polskie Nagrania Catalogue Selections”, SACD/CD ⸜ 2024.

Jak widać, nagrania zamykają się tym razem w latach 1971-1976 i są to płyty „męskie”; w serii 4. były to płyty z kobietami w roli głównej.

tekst WOJCIECH PACUŁA

zdjęcia „High Fidelity”

Klenczon, Wodecki, SBB (x 3) na płytach SACD • ˻SERIA 5˺

Wydawca:

Polskie Nagrania MUZA/Warner Music Poland |

Polskie Nagrania

Format: SACD/CD
Premiera: 17 maja 2024
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA

Jakość dźwięku: 6-9/10

POLSKIENAGRANIA.com.pl
Remaster

Seria „Polskie Nagrania Catalogue Selections” ma wspólną estetykę dla wszystkich tytułów, polegającą na wydawaniu płyt w plastikowych pudełkach na które nanoszone jest obi z dodatkowymi opisami. Okładki nie do końca trzymają się oryginalnych wydań LP, ponieważ mają zmienione logotypy, a ich tylne strony są zupełnie inne. Jest to edycja limitowana, tłoczonych ma być tylko 2000 sztuk każdego tytułu. W książeczkach znajdziemy obszerne eseje, a także zdjęcia dokumentów związanych z nagraniami; nie mamy zdjęć pudełek taśm, ani samych taśm.

Za remaster całej serii odpowiedzialny jest DAMIAN LIPIŃSKI. Jak mówi, materiały otrzymuje albo w postaci analogowych taśm „master”, które zgrywa sam, albo w plikach hi-res zgranych przez wydawcę. W pierwszym przypadku sygnał zapisuje w postaci plików DXD (PCM 24/352,8), a w drugim upsampluje go do tej postaci – w taki sposób jest później obrabiany w cyfrowej stacji DAW. Nowy master był na końcu konwertowany do DSD; na potrzeby warstwy CD Damian wykonywał osobny master z plików DXD. Więcej o nim samym i o stosowanych przez niego technikach, w sprawozdaniu ze 145. spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego → TUTAJ. Z kolei przy okazji recenzji ˻ SERII 3 ˺ masteringowiec opisał z detalami procedurę przygotowania materiałów do publikacji, a także przybliżył tematykę używanych przez siebie urządzeń, więcej → TUTAJ.

Tym razem zapytaliśmy więc tylko o kilka dodatkowych rzeczy.

»«

Kilka prostych słów…

DAMIAN LIPIŃSKI

inżynier dźwięku

Wojciech Pacuła • Opowiedz nam, proszę, co ci się spodobało na tych płytach, co zaskoczyło, co było słabe.

Damian Lipiński • W przypadku debiutu, rejestracja obejmowała dwa koncerty w kolejnych dniach. To co opublikowano na pierwotnym albumie to chyba najlepsza technicznie część nagrań. Potem jest już gorzej. Mankamenty są przeróżne, co miejscami słychać na materiale bonusowym wyłuskanym z rejestracji koncertowej. W sumie nie ma się czemu dziwić – w klubie Stodoła była wtedy używana konsoleta Fonia, prawdopodobnie SMK181 lub choćby jakaś mniejsza. Cytując pana Józefa: „Przeraziłem się widząc tak malutki mikserek na tak wielkim koncercie, ale wyszło całkiem, całkiem…” Moim zdaniem, biorąc pod uwagę warunki rejestracji, to jak ten materiał dzisiaj gra, to mistrzostwo świata.

Drugi album natomiast to, po prawdzie, zlepek na kolanie „ukręconych” demówek, w bardzo różny sposób, ogólnie dość słabych technicznie. Plotka głosi, iż po sukcesie pierwszej płyty było oczekiwanie, iż gwałtownie będzie kolejna, dlatego muzycy sięgnęli na to, co akurat było pod ręką. Najlepiej na tej płycie grają dograne w późniejszym czasie łączniki nagrań i to jest taka rzecz, z którą trzeba się pogodzić. Oczywiście to zło może być mniejsze lub większe, ale złem pozostanie. Choć, tak ogólnie, nie jest źle – oprócz miejscami zdudnionego dołu bywają i miejsca całkiem przyzwoite, a i dynamika jest uczciwa.

Ogólnie na nagrania z tamtych lat trzeba jednak patrzeć przez pryzmat czasów i możliwości jakie wtedy były. Chociaż patrząc na to, co do tej pory przeszło przez moje ręce uważam, iż trafiają się realizacje grające na absolutnie światowym poziomie i wcale nie jest to mniejszość. Ba – spora część brzmieniowo broni się choćby dzisiaj.

WP • Która z płyt zajęła ci najwięcej czasu?

DL • Druga płyta SBB, przez to, iż jest słabo zrealizowana i trzeba było się nieco dłużej zastanowić, co z tym materiałem począć, żeby za bardzo nie odstawał w całej trójce. Twoje recenzja powstanie prawdopodobnie jako jedna z ostatnich, ale patrząc wstecz i wiedząc już jakie komentarze się przetoczyły przez sieć, znam już odbiór tych płyt i wiem, iż ludziom bardzo się podoba SBB na SACD. Mimo iż pierwsza płyta miała już, wg Discogs ze 22 wznowień przed „moim”, to ponoć te dwudzieste trzecie jest tym najfajniejszym.

WP • Które nagrania miałeś w taśmach, a które w plikach?

DL • Materiał do wszystkich tych płyt był dostarczony w gęstych plikach. To nie jest tak, iż te taśmy trzeba zgrywać w nieskończoność. Jak są zgrane raz a dobrze to wystarczy raz na zawsze.

WP • Remaster, jak rozumiem, w tym samym środowisku i w taki sam sposób, jak przy poprzednich?

DL • Tak, PCM 24/176,4 jako źródło, upsamplowanie do DXD, rekonstrukcja/mastering, generacja mastera DSD i mastera do CD.

»«

˻ I ˺ Krzysztof Klenczon Krzysztof Klenczon

Niewielu było w Polsce muzyków tej miary, co Krzysztof Klenczon. Samouk muzyczny, z niedokończonymi studiami inżynierskimi na Politechnice Gdańskiej, ze studium nauczycielskim w zakresie wychowania fizycznego, stał się w latach 60. i 70. symbolem niepokornego, korowego świata polskiej muzyki popowej i rockowej.

Zaczynał w zespole Niebiesko-Czarni w 1963 roku, z którego odszedł rok później chcąc zabłysnąć mocniej niż będąc w cieniu Czesława Niemena i Wojciecha Kordy. W 1964 dołącza do zespołu Pięciolinie, który od 1965 występuje jako Czerwone Gitary. Jak czytamy w jego biografiach, a są one co do tego zgodne, był dla tego zespołu najważniejszym, obok Seweryna Krajewskiego, kompozytorem.

Pierwszy album To właśnie my zostaje nagrany w końcu 1966 roku w czasie zaledwie dwóch dni. Płyta osiąga nakład 160 tysięcy egzemplarzy, jednak niedługo po jej wydaniu grupę opuszcza Kossela, którego obowiązki jako frontmana przejmuje Krzysztof Klenczon. Równie przebojowe okazują się dwie kolejne płyty 2 z czerwca 1967 i 3 z 1968. A jednak w 1970 roku muzyk opuszcza zespół, w którym rolę głównego wokalisty i kompozytora przejmuje Krajewski.

Wkrótce potem Klenczon zakłada zespół Trzy Korony. Na poświęconym mu blogu czytamy:

Będąc u szczytu popularności jako kompozytor popowych przebojów udał się na wojaż po wzburzonym morzu rocka rozpoczynających się lat siedemdziesiątych. Pociągnęła go do tego rewolucja w muzyce rockowej, która wybuchła w 1969 roku.
Krzysztof Klenczon – burzliwy rejs, → TRZYKORONY123.wordpress.com, dostęp: 9.07.2024.

Sam artysta mówił w 1970 roku:

Już od dawna myślałem o takim składzie instrumentalnym, który pozwoli swobodniej rozwinąć myśl improwizacyjną, a tym samym wziąć na warsztat utwory trudniejsze i ciekawsze. A co do stylu, jaki będziemy uprawiać […], będzie to w jakimś sensie wypośrodkowanie muzyki jazzowej, beatu, soul i muzyki poważnej.
⸜ RYSZARD WOLAŃSKI, Krzysztof Klenczon. Wspomnienie i piosenki, Wydawnictwo Lester, Warszawa 1996, s. 17.

Pierwszym muzykiem w nowym zespole był jego kuzyn, Ryszard Klenczon, właściciel gitary slide, która miała wprowadzić nietypowe brzmienie. Ryszard grał poprzednio w zespole Tarpany, w którym wokalistką była m.in. Halina Frąckowiak. Skład uzupełnili Grzegorz Andrian na gitarze basowej i Marek Ślazyk na perkusji; po kilku miesiącach tego ostatniego zastąpił Piotr Stajkowski, z którym została nagrana debiutancka płyta zespołu. Wykonawcom towarzyszył Zespół Instrumentalny pod kier. Bronisława Oborskiego.

⸜ Pierwsze wydanie na CD (po lewej), mimo iż wydane przez Polskie Nagrania, otrzymało zmienioną okładkę, znacznie gorszą od oryginału, zmieniono również autora płyty – to już nie Klenczon, a Trzy Korony; co ciekawe, to przetworzone zdjęcie, które w oryginalnej wersji trafiło do książeczki najnowszego wydania SACD

W takim składzie grupa nagrała w czerwcu 1971 roku swoją pierwszą i, jak się okazało, jedyną płytę długogrającą, wydaną przez Pronit pod numerem katalogowym SXL 0779. Pochodzą z niej takie przeboje, jak 10 w skali Beauforta”, Port i Nie przejdziemy do historii. Rok później Klenczon, zawiedzony poziomem sprzedaży płyty, wyemigrował do USA, a niedługo potem Trzy Korony, wówczas już z nową wokalistką Marią Głuchowską, zakończyły działalność.

W książeczce dołączonej do nowego wydania płyty Grzegorz Andrian tak mówi o pracy nad nią:

Kiedy w czerwcu 1971 roku, zmęczeni długotrwałymi trasami koncertowymi, weszliśmy do studia Polskich Nagrań, mieliśmy tylko dziesięć dni na nagranie płyty. Repertuar na ten LP zgrywaliśmy podczas tych długich tras, bo nie było czasu w normalne próby. Byliśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Niestety, wydanie płyty zajęło Polskim Nagraniom cały rok! Kiedy płyta wreszcie się ukazała, zespół już nie istniał a Krzysztof pakował swój dobytek na wyjazd do USA. Nikt z nas nie spodziewałby się, iż po pięćdziesięciu latach Warner Music wyda reedycje naszego albumu. Niech więc ten album przywoła naszym wiernym fanom brzmienie Trzech Koron, a nowi słuchacze niech odnajdą w naszej muzyce coś dla siebie.
⸜ za: Krzysztof Klenczon SACD, → POLSKIENAGRANIA.com.pl, dostęp: 9.07.2024.

Album, zarejestrowany w Studiu nr 12 Polskich Nagrań w Warszawie w maju i czerwcu 1971 roku, na czterościeżkowym magnetofonie, z międzyzgraniami, w nowej wersji zawiera trzy dodatkowe nagrania: Twój czas, Kronika podroży oraz Czyjaś dziewczyna.

Wydanie

Debiutancka płyta Krzysztofa Klenczona ukazała się pierwotnie na płycie LP z niebieską wyklejką, do której w dodruku dołączyła wersja z wyklejką czerwoną; na temat kolorów wyklejek pisałem wielokrotnie, to są moje własne ustalenia. Pierwsze wydanie dostępne było zarówno w wersji stereofonicznej, jak i monofonicznej.

Pierwsza reedycja pochodzi dopiero z 1993 roku i jest to reedycja cyfrowa, na płycie Compact Disc (Polskie Nagrania „Muza” PNCD 238). Krążek wytłoczono na Węgrzech i zmieniono zupełnie okładkę płyty, a za remaster odpowiedzialni byli Krzysztof Kuraszkiewicz i Urszula Ziarkiewicz. Obydwoje w latach 90. zremasterowali sporo tytułów z Polskich Nagrań i nie tylko, na przykład Czerwone Gitary, Grechutę i Zauchę.

W 2005 materiał, z adekwatną okładką, ukazuje się nakładem wytwórni Underground Masters, również na CD. Na reedycję LP trzeba było czekać aż do 2014 roku, kiedy wydaje ją krakowskie wydawnictwo Kameleon Records, zmieniając okładkę na podwójną (gatefold). Wersja SACD z tego roku jest pierwszą na płycie SACD i zaledwie trzecią cyfrową.

Dźwięk

Trzy Korony powstały, aby zrealizować marzenia Klenczona o graniu muzyki rockowej, która odeszłaby od cukierkowej estetyki zespołu Czerwone Gitary. Ale przecież już otwierający album ˻ 1 ˺ 10 w skali Beauforta to popis muzyka jako autora chwytliwych melodii. Ale rzeczywiście – są tu kąśliwe gitary i mocny bit. Damian Lipiński, który remasterował album, wydobył rockowy charakter gitar, aby zaraz potem, w utworze ˻ 2 ˺ Wiosenna miłość, pozwolić przepięknie zabrzmieć zespołowi smyczkowemu i fletowi, z delikatną gitarą w lewym kanale.

Brzmienie albumu jest lekko spatynowane, bo nie ma tu ostrej góry, ani wyraźnej selektywności. Pamiętając, jak brzmi pierwsze jej wydanie na CD trzeba jednak powiedzieć, iż to znacznie lepsze wyjście niż podkreślanie ataku, które kończy się jazgotliwością. A kiedy ˻ 3 ˺ Jestem do przodu otwiera gitara basowa, to jest znakomita w swoim nasyceniu i zejściu. I świetnie brzmi.

⸜ Wspomniane zdjęcie zespołu, które znalazło się na pierwszej reedycji CD

Całość nie jest specjalnie dynamiczna, słychać mocną kompresję. Wokal Klenczona jest pokazany dość daleko w miksie, co szczególnie słychać w ˻ 4 ˺ Świecą gwiazdy świecą. Ale odzywa się też mocniej, w lewym kanale, gitara slide Ryszarda Klenczona, co ładnie balansuje panoramę. Z kolei trąbki, które na chwile wchodzą pod koniec są wygładzone i delikatne. A, wracając jeszcze na chwilę do wokalu, trzeba powiedzieć, iż czasem jest on podwojony, jak w utworze ˻ 5 ˺ Coś, a przez to ma gęstszą fakturę.

To zaskakująco progresywnie brzmiący album. Przypomina, naprawdę tak jest, to co słychać na pierwszych płytach SBB, jak w ˻ 6 ˺ Piosence o niczym, czyli długie galopady gitarowe, do czego dochodzi melodyjność i niezwykły słuch Klenczona do harmonii. Brzmieniowo jest OK., ale nie spodziewajmy się cudów. Dźwięk ma niską dynamikę, a ratuje wszystko naprawdę dobrze ustawiona stereofonia. To rzadkość w tym czasie. Tutaj ma ona sens i otwiera przed nami okno na wydarzenia.

˻ II ˺ Zbigniew Wodecki Zbigniew Wodecki

Całe życie miał problem z tym, iż „przykleiły się” do niego chałtury, piosenki Chałupy welcome to oraz otwierająca dobranockę Pszczółka Maja. A przecież był doskonałym muzykiem i wspaniałym wokalistą o niepowtarzalnej barwie głosu oraz wrażliwości. I taki jest też jego debiutancki album, wydany w 1976 roku przez Polskie Nagrania „Muza” pod numerem katalogowym SX 1396.

Pierwsze muzyczne kroki stawiał w grupie Anawa, w krakowskiej Piwnicy pod Baranami i w zespole akompaniującym Ewie Demarczyk. Już jako dziecko grał na skrzypcach i trąbce. Szkołę muzyczną, w klasie skrzypiec, skończył z wyróżnieniem, a Kazimierz Kord, który dostrzegł go na jednym z koncertów, zaangażował go do Krakowskiej Orkiestry Kameralnej. Miał więc znakomity start. Portal Culture przytacza słowa Jana Kantego Pawluśkiewicza:

Mając w zespole znakomitego Zbyszka Wodeckiego, który wszystko potrafił zagrać, mogłem eksperymentować i pisać najdziwniejsze pochody skrzypcowe. Został zaproszony do współpracy z kabaretem Anawa jako szesnastoletni uczeń średniej szkoły muzycznej. kooperacja mogła być tylko tajna, gdyż dyrekcja szkoły surowo zabraniała nieletnim uczniom jakichkolwiek pozaszkolnych występów.
I w ten sposób na niewielkiej estradce kabaretu Anawa objawił się zdumionej publiczności utalentowany skrzypek. Nagrał z nami płytę, pięknie zaśpiewał chórek w mojej piosence Niepewność i zniknął tajemniczo porwany przez gwiazdę estrady Ewę Demarczyk.
⸜ JANUSZ R. KOWALCZYK, Zbigniew Wodecki, → CULTURE.pl, dostęp: 9.07.2024.

Jego debiutancka płyta została nagrana w tym samym studiu, co debiut Klenczona, w dniach od 27 lutego do 31 marca 1976 roku. Znajdziemy na niej muzykę nie tylko napisaną przez niego, jak Panny mego dziadka i Rzuć to wszystko, co złe, ale również utwory Jarosława Kukulskiego (Wieczór już), Mariana Zimińskiego (Przedmieście), Leszka Długosza (Kochałem panią kilka chwil) i Wojciecha Trzcińskiego (Odjechałaś tak daleko). Również słowa piosenek są autorstwa najlepszych ówczesnych tekściarzy – Janusza Terakowskiego, Janusza Kondratowicza oraz Andrzeja Kuryły.

Jak pisze autorka eseju towarzyszącego najnowszej reedycji, Magda Miśka Jackowska, płyta „nie zaskoczyła” od razu. To dziwne, bo przecież i skład był znakomity – Orkiestra pod dyr. Wojciecha Trzcińskiego – i artysta wspaniały, a i Alibabki śpiewały na płytach, które później nuciła cała Polska. A jednak…

Mimo niebywałej muzyki, jaka się na niej znalazła, płyta była wznawiana zaskakująco rzadko. Portal Discogs mówi o dziewięciu wersjach, z czego cztery dotyczą pierwszego wydania i dodruków, z wyklejkami w kolorze czerwonym i żółtym.

Wydania

Pierwsza reedycja ukazała się dopiero w 2001 roku, Polskie Nagrania przygotowały wówczas płytę Compact Disc w serii „Polskie Nagrania Remasters”. Do podstawowego zestawu dwunastu utworów dodano cztery, pochodzące z EP-ki Tak To Ty (1973). Na kolejną wersję trzeba było czekać aż do 2016 roku, kiedy ukazuje się płyta LP z nową, znacznie lepszą niż oryginalna, dodajmy, okładką. Rok później wydana została wersja CD, a w 2017 roku LP ale na żółtym winylu. Nigdzie nie znalazłem informacji o tym, kto przygotował ich remaster.

Jej zaletą, oprócz okładki, jest też dodatkowy utwór pt. Tak daleko stąd, tak blisko. Jak się okazuje, przy zgrywaniu materiału do tej wersji został on odnaleziony na taśmie master.

⸜ Po lewej wydanie CD z 2017 roku ze mienioną okładką – to oryginalne zdjęcie, ale wyszparowane i z innym tłem; moim zdaniem – wspaniała

Autorka książeczki pisze, iż choćby dlatego materiał z jego udziałem wart był przeszukania i uporządkowania. W wyniku kolejnych porządków na najnowszej reedycji SACD umieszczono aż siedem utworów, których nie było w oryginale. Dwa z nich, Znajdziesz mnie znowu“, wraz z Zanim nas w ramiona weźmie jesień, znalazły się na debiutanckiej EP-ce Wodeckiego z 1973 roku. O pozostałych wydawca pisze:

Spośród nagrań dodatkowych na szczególną uwagę zasługują najmniej znane utwory, a pomiędzy nimi Dzielę z Tobą dzień na dwoje z muzyką Włodzimierza Nahornego i słowami Wojciecha Młynarskiego czy kompozycje Wodeckiego Już teraz sam i Ballada o nieznajomych. Album zamykają dwie piosenki, których zabraknąć na nim nie mogło – zwiewna Izolda oraz Zacznij od Bacha. Na naszym albumie piosenka ta, nagrana z udziałem Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji pod dyrekcją Andrzeja Trzaskowskiego, zamyka listę bonusów-perełek.

Dźwięk

Podobnie, jak Klenczon, Wodecki miał niesamowity słuch do melodii. Cudownie wychodzi to w ˻ 2 ˺ Pieśni ciszy z muzyką Wojciecha Trzcińskiego. W przeciwieństwie do lidera Trzech Koron, nie miał jednak ambicji rockowych, a raczej swingowe, w stylu jazzu z lat 30. i 40., którego się jeszcze nie celebrowało, a do którego się tańczyło. Jakby nie było jego debiutancka płyta jest jednym z lepszych albumów w historii polskiej muzyki. Mimo iż początkowo nie „zaskoczyła”.

Wersja zaprezentowana przez Damiana Lipińskiego jest doskonała. Miękka, ciepła, gęsta. Tego tej muzyce trzeba. Poprzednio wydana przez Polskie Nagrania wersja Bogdana Żywka z 2017 roku jest fajna, naprawdę dobra. Ale ma delikatnie podkreślone sybilanty, na płycie SACD znajdujące się całkowicie pod kontrolą. Z drugiej strony wydaje się bardziej dynamiczna, a to dlatego, iż atak dźwięku jest na niej nieco wyraźniejszy, twardszy. Może być więc tą drugą w kolekcji. jeżeli jednak chcemy usłyszeć organy takie, jak brzmią na żywo w dobrym pomieszczeniu, to trzeba sięgnąć po najnowszą wersję.

Jest też tak, iż wspomniana miękkość, charakterystyczna dla remasterów Damiana, nie wszystkim musi przypaść do gustu. Ja jestem jej fanem, to jest dla mnie wypoczynek, ale nie musi to być jedyne podejście do materiału muzycznego. W remasterze na SACD został on pokazany z oddechem, pełnią, niskim dołem i dużym wokalem. Nawet, jeżeli jest on obcięty od dołu w czasie nagrania, jak w ˻ 4 ˺ Balladzie o Jasiu i Małgosi. Przy podwojeniu głosu (tzw. double-tracking), tak dobrze słyszanym w ˻ 5 ˺ Pannach mego dziadka jego wolumen pozostało większy, a całość cieplejsza, co też jest bardzo przyjemne. Tak, na marginesie, podajanie wokali przez Wodeckiego jest cechą charakterystyczną jego nagrań. Często słychać zresztą więcej niż dwie ścieżki, nagrywane po kolei, a nie automatycznie dublowane.

Nie jest jednak tak, iż wszystko brzmi tak samo. Zupełnie inaczej zmiksowana ˻ 6 ˺ Dziewczyna z konwaliami zaskakuje dużym wokalem, agresywną perkusją i mocnym fortepianem. Damian tego nie zgasił i najwyraźniej tak to brzmi w nagraniu źródłowym z taśmy „master”. To również utwór, w którym wokal jest jaśniejszy, a sybilanty wyraźne, wręcz „wyskakujące”.

Bardzo mi się tak wersja podoba, jest dla mnie optymalna. Dzięki miękkości, pełni, nasyceniu i zachowaniu patyny nagrania z lat 70., to jest bez podkreślania wysokiej średnicy. Ale, jak mówię, ta z 2017 też ma swoje zalety i może się podobać.

˻ IIIIVV ˺ SBB SBB, Nowy horyzont (2), Pamięć (3)

Trzy pierwsze płyty zespołu SBB mają zbliżoną poligrafię i są traktowane jak trylogia. Pomaga w tym ponumerowanie ich od 1 do 3, przy czym dwie z nich otrzymały również tytuły własne.

˻ SBB ˺ Pierwsza z nich to koncert zawierający dwie suity, które – jak pisze wydawca – „wywróciły polską muzykę rockową do góry nogami”. Jak dalej czytamy, w 1974 roku zespół SBB, w składzie: Józef Skrzek na gitarze basowej, fortepianie, syntezatorach (Moog) oraz wokalu, Antymos Apostolis na gitarze elektrycznej oraz, na perkusji, Jerzy Piotrowski, był prawdziwą sensacją. Śląskie trio pod wodzą Józefa Skrzeka zdobywało pierwsze miejsce w wszelakich plebiscytach i wypełniało bez problemu każdą salę koncertową w Polsce:

W kwietniu zagrali dwa razy w warszawskiej Stodole, a fragmenty tych występów – zarejestrowane i zmontowane przez Ryszarda Poznakowskiego – ukazały się na debiutanckim LP zespołu, który błyskawicznie zniknął z rynku, osiągając na czarnym rynku kilkukrotne przebicie ceny. Rozbudowane formy, pełne psychodelicznych gitar Apostolisa Antymosa, nerwowego pulsu perkusji Jerzego Piotrowskiego i przesterowanego basu (a czasami – lirycznego fortepianu) lidera, do dziś robią niesamowite wrażenie.
⸜ MICHAŁ WILCZYŃSKI, SBB – SBB (CD), → KULTOWENAGRANIA.pl, dostęp: 9.07,2024.

Koncert o który mowa miał miejsce 18 i 19 kwietnia 1974 roku. Za dźwięk odpowiadali Ryszard Poznakowski oraz Fryderyk Babiński.

˻ Nowy horyzont ˺ Jest zgoda co do tego, iż Nowy horyzont to jedna z najbardziej progresywnych płyt w historii polskiego rocka. Wydawca pisze wręcz: „Pulsująca gitara basowa, rozpędzona perkusja i drapieżna gitara. Syntezatory, szumy, szmery”.

Jej geneza jest o tyle ciekawa, iż miała to być płyta wydana za granicą, podobnie, jak krążki zarejestrowane przez SBB z Czesławem Niemenem. W 1974 roku rozpoczęło rozmowy z niemieckim oddziałem CBS. Do współpracy nie doszło, ale nagrania przygotowane z myślą o tym zachodnim albumie stały się podstawą pierwszego studyjnego wydawnictwa grupy, jakie wydano w Polsce.

⸜ Grupa SBB miała to szczęście, iż jako jedyny polski zespół otrzymał wznowienia w Japonii na płytach SHM-CD

W materiałach prasowych wydawca pisze:

Materiał zebrany na Nowym horyzoncie pokazuje już nieco inne oblicze SBB niż to znane z koncertowego debiutu. SBB, znane dotąd z niezwykle energetycznych koncertów, łączących bluesowe korzenie grupy z fascynacją dokonaniami Mahavishnu Orchestra i Jimi Hendrix Experience, zamknęło swoje pomysły w bardziej zwartych, przemyślanych aranżacyjnie formach (Na pierwszy ogień, Błysk), uzupełniając program płyty psychodeliczną melodeklamacją (Ballada o pięciu głodnych) i rozbudowaną suitą z frenetycznymi popisami solowymi i cytatem z Chopina na koniec (Wolność z nami).
SBB «Nowy Horyzont» SACD, → POLSKIENAGRANIA.com.pl, dostęp: 10.07.2024.

Na płycie znalazły się cztery utwory, trzy na pierwszej stronie i jedna suita na drugiej. Zarejestrowano je w Studiu nr 14 Polskich Nagrań we wrześniu 1974 i w styczniu 1975 roku (łączniki fortepianowe i linie wokalne).

˻ Pamięć ˺ Michał Wilczyński, autor esejów do wszystkich trzech recenzowanych albumów SBB, w kziążeczce wersji, która ukazała się w 2020 roku w jego wydawnictwie GAD Records, pisze:

Jesienią 1975 roku SBB stworzyło w studiu Polskich Nagrań jeden z najpiękniejszych, pastelowych obrazów w historii polskiego rocka. 45 lat później wrośnięta w kamień „Pamięć” powraca w nowej, definitywnej wersji.

Esej rozpoczyna się jednak od informacji o tym, iż był to pierwszy zespół, który nagrywał w odnowionym studiu Polskich Nagrań, a konkretnie w Studiach nr 10 i 11. Znalazł się w nim 16-ścieżkowy magnetofon, dający znacznie szersze możliwości realizacyjne niż wcześniejsze ośmiościeżkowe. Ważniejsza była jednak inna zmiana – technikę lampową zastąpiła tranzystorowa.

⸜ Zgodnie z ruchem wskazówkek zegara: z tyłu oryginalne wydanie LP z czerwoną wyklejką, poniżej wersja SACD, obok wydanie DAD Records i wreszcie mini LP Klubu Płytowego Yesterday

Jacek Złotkowki, wieloletni realizator dźwięku Polskich Nagrań, reżyser nagrania płyty Pamięć, mówił:

W 1975 roku wraz ze zmianą dyrekcji nastąpiła również zmiana sprzętu i technikę lampową zastąpiła tranzystorowa. Pojawiła się także okazja do zrealizowania adaptacji akustycznej z prawdziwego zdarzenia, bo do tej pory było to robione chałupniczo. Zatrudniliśmy najlepszego ówcześnie specjalistę od akustyki wnętrz, czyli dr Witolda Straszewicza. Do studia został zakupiony magnetofon 16-śladowy firmy Studer oraz wspaniała konsoleta Rupert Neve. Przeszliśmy też całkowicie na system Dolby A.
⸜ POTR LENARTOWICZ, Kolejna szansa, czyli 60 lat Polskich Nagrań, „Estrada i Studio”, 1.11.2016, → ESTRADAISTUDIO.pl, dostęp: 9.07.2024.

Jak dodaje, konsoleta ta została zakupiona w wersji kwadrofonicznej. Ponieważ jednak technika quadro nie przyjęła się na masową skalę, Polskie Nagrania nigdy nie realizowały takich nagrań. Jedynie takie powstało na zamówienie zjednoczenia Unitra, dla celów promocyjnych.

Przed przystąpieniem do rejestracji płyty Pamięć muzycy ograli ten materiał na koncertach, także w sopockim Non Stopie. Korzystając z okazji zarejestrowali w Radiu Gdańsk ponad dwie godziny materiału. Na „definitywnej” reedycji GAD Records dołożono dwa z nich, Toczy się koło historii oraz FOS.

Ich trzeci album również miał być koncertowy, jednak do nagrania nie doszło – dlatego też Pamięć zarejestrowano w studiu. Miało to miejsce od 15 do 31 października 1975 roku. Powstały wówczas trzy długie suity o bogatszych aranżacjach niż wcześniej. Skrzek zagrał w nich również na pianinie Fender Rhodes oraz organach Hammonda. I jeszcze raz Marek Wilczyński:

Trzeci album w dorobku legendarnego tria zwiastował odejście od szalonych improwizacji i przesterowanych gitar na rzecz muzyki przemyślanej, obfitującej w interesujące rozwiązania harmoniczne i brzmieniowe. SBB z koncertowej sensacji przerodziło się w dojrzały, progresywny zespół, proponujący rozbudowane utwory, pełne ciekawych zmian nastroju i tempa wszystkie trzy utwory z Pamięci to dźwiękowe obrazy przygotowane z pomocą interesującej palety barw. Wśród nich Z których krwi krew moja, jeden z najważniejszych utworów w dorobku SBB.
⸜ Tamże.

Wszystkie trzy płyty SBB były kilka razy wznawiane, i to w bardzo dobry sposób. Pierwszy remaster z myślą o płytach CD przeprowadziły Polskie Nagrania w 1997 roku. Zmieniono wówczas okładkę, a krążki były tłoczone na Węgrzech. W 2004 do sklepów trafiła jedna z czterech najważniejszych reedycji SBB. W ramach, utworzonego przez PN Klubu Płytowego Yesterday przygotowano repliki okładek mini LP czyli takie, jakie ukazują się w Japonii. Seria nosiła nazwę „Klub płytowy”, a płyty nosiły numery 5, 6 i 7. Krążki wytłoczono w Polsce, w świeżo wówczas otwartej firmie Vegart. Za dźwięk była odpowiedzialna pani Magdalena Gleinert, którą znamy z bardzo udanych reedycji płyt z serii „Polish Jazz”. Remaster wykonała w studiu Polskich Nagrań.

Druga kluczowa reedycja pochodzi z 2014 roku. To wtedy w Japonii, w wydawnictwie Belle Records, wydano nie mniej niż pięć albumów tego zespołu, w tym Nowy horyzont oraz Pamięć. Za remaster z dostarczonych plików cyfrowych odpowiadał Kazunori Ohara, krążki wydano wytłoczono w technologii SHM-CD (Super High Material Compact Disc), a w replice oryginalnej płyty znalazł się esej na temat zespołu w języku japońskim. To wspaniała reedycja, do której można było również dokupić, opcjonalnie, box przygotowany przez Tower Records.

I jest wreszcie reedycja GAD Records, z dwoma albumami, płytami pierwszą (2021) i trzecią (2020). Szef wydawnictwa napisał bardzo fajny, obszerny esej, który w nieco krótszej formie, znalazł się również w najnowszej reedycji, na SACD. Z jakiegoś tajemniczego powodu nie poinformowano, kto remasterował ten materiał. Na osłodę dostaliśmy dodatkowe utwory – aż cztery na pierwszej i trzy na trzeciej płycie. Współproducentem wydawnictwa był Łukasz Hernik, odpowiedzialny także za oprawę graficzną. Wersja na płytach SACD jest czwartą z tych najważniejszych.

Dźwięk

SBB Wersja Karoliny Gleinert z 2004 roku pokazuje koncert w dość ciepły, bliski sposób. Spora kompresja nie przełożyła się na jazgotliwość. To fajnie uchwycone barwy, ciepły dźwięk, a kiedy trzeba, jak w mocniejszych fragmentach – na przykład w intro do ˻ 3 ˺ Wizji – jest naprawdę mocna, ciepła, ale i z nerwem. Ciekawe, ale połączono tu w całość ˻ 2 ˺ Odlot i, wspomniane, Wizje. W wersji GAD Records z 2021 roku już tego nie ma.

Ten, niepodpisany przez nikogo, remaster ma niższą kompresję i nie jest tak ciepły, jak wersja zaproponowana w 2004 roku. Daje to bardziej zdystansowany dźwięk, to jedno, ale i bardziej otwarty, to drugie. Obydwa spojrzenia są interesujące i na tyle inne, iż warto wypróbować samemu, które jest tym „naszym”.

Najnowsza wersja, czyli Damiana Lipińskiego, jest gdzieś pośrodku. Ma mocny dźwięk, jest gęsta, ale też całkiem otwarta. Dobrze z nią słychać lekki podsprzęg, z którym Skrzek zapowiada zespół. Mówię o sprzęgnięciu na granicy słyszalności, który nie rozwija się w coś mocniejszego, ale jednak jest gdzieś pod spodem.

Podobnie jak z pozostałymi płytami z tej grupy, tak i w tym przypadku mówimy o niskim, dosyconym brzmieniu. Inaczej jednak niż wcześniej, wygładzenie ataku nie jest tak wyraźne. Gitara Apostolisa potrafi przyłożyć, a perkusja Piotrowskiego, ustawiona na osi odsłuchu, ma otwartą górę. Ale najładniej słychać tu instrumenty klawiszowe, przede wszystkim Mooga. W Odlocie jest on w prawym kanale i w tej wersji robi duże wrażenie swoją masą i gęstością. Bo to przecież swego rodzaju wizytówka Damiana – dopalony, niski dolny zakres.

Autor remasteru nie starał się rozszerzać panoramy ponad miarę, nie zapominając, iż większość dźwięków na tym krążku jest niemal monofoniczna. Ale kiedy w Wizjach słyszymy gitarę, to przechodzi ona między kanałami skrajnie z lewej na prawą stronę i z powrotem, co brzmi znakomicie. Jest gęsta, ale i drapieżna, mocna, ale nie przesadzona. Kiedy dołączają do niej pozostałe instrumenty, są pokazane znacznie dalej i raczej z pogłosem z sali koncertowej niż nadanym przez realizatora. Czyli nie są selektywne.

Nowy horyzont (2) • SBB ma ten szczególny status w polskiej muzyce, iż jej płyty zostały wznowione w Japonii, czyli na hermetycznym i bardzo wysmakowanym fonograficznie rynku. W dodatku ukazały się w wyjątkowej wersji na krążkach SHM-CD, co nie spotkało żadnego innego polskiego wykonawcę. Otrzymały też osobny remaster, już Japonii. Jest on niezbyt selektywny, ale tak brzmią też winylowe oryginały. Jest za to gęsty. To rzecz, której notorycznie brakuje mi w nowych wydaniach polskiej muzyki. Poza tymi z serii „Polskie Nagrania Catalogue Selections”.

Damian Lipiński poszedł jeszcze dalej w nasyceniu niż Japończycy. To wciąż świetny dźwięk, ładna barwa, szeroka panorama stereofoniczna, ale też jeszcze trochę mniejsza selektywność. Kompresja na płycie SACD wydaje się niższa, bo średni poziom głośności jest niższy, ale subiektywnie to wersja z Japonii mocniej „napiera” do przodu, ma lepiej zaznaczony rytm. A to dlatego, ż mocniej podkreślono w niej niższą część środka pasma i wyższy bas. W najnowszym wydaniu na SACD są one lekko wycofane, przez co mocniej słychać to, co na samym dole. Na krążku SHM-CD bas nie schodzi aż tak nisko, ale wydaje się klarowniejszy.

Dlatego tak trudno mi się zdecydować, co podoba mi się bardziej – bo to rzecz gustu. Obydwie wersje są fajne, obydwie nie są w stanie przeskoczyć ograniczeń masteru. Na SACD dostaniemy niższy i gęstszy dźwięk o wyraźnie nasyconym basie. SHM-CD da z kolei wyraźniejszy atak i lepszą klarowność środka pasma.

Pamięć (3) • Trzeci album SBB przynosi podobne barwy, choć góra pasma wydaje się na nim wyraźniejsza. Ustawiona na osi perkusja nie ma wyraźnej „wagi”, to raczej rozsypane i zebrane później razem dźwięki. Jest jednak wyraźniejsza niż na obydwu poprzednich albumach. Piano Fendera powoduje jednak, iż całość ma większą moc na dole pasma, niezależnie od tego, o jakim remasterze mówimy. To wersja japońska na płycie SHM-CD. Polski remaster GAD Records z 2020 roku jest mniej nasycony, a bardziej otwarty. Nie mamy tu tak wyraźnego nacisku Fendera na dole pasma, a całość jest wyraźnie lżejsza. Jest jednak płynna i jakaś taka „zebrana” w sobie. Wokal Skrzeka jest na niej dość daleko w miksie, ale i on ma otwarte brzmienie. Sybilanty są szczęśliwie wygaszone, a mimo to wiemy, iż to otwarte granie. To, co mi w nim zabrakło, to „grawitacji”, nacisku na dole pasma.

⸜ Zgodnie z ruchem wskazówek zegara: z tyłu japońska wersja wydawnictwa Belle Records, poniżej wersja SACD oraz wydanie GAD Records

Wersja A.D. 2024, czyli na płycie SACD, pozostało inna. Nie ma tak dociśniętego basu, jak wersja z Japonii, ale też ma wyraźnie bardziej kremową górę niż obydwie wyżej wspomniane. Jest bardzo płynna i ciągła. Blachy perkusji otwierające ˻ 1 ˺ W kołysce dłoni twych (ojcu) mają z nią większy oddech, jakby otwarto mocniej fader efektu z pogłosem. Tak nie jest, to przecież nie remiks, a remaster, a jednak wrażenie pozostaje. Dlatego też wydaje mi się to „złoty środek”.

Płyty SBB nie są specjalnie dobrymi realizacjami, bo brakuje w nich selektywności i rozdzielczości. I tego nie da się poprawić. Można jednak próbować otworzyć brzmienie lekko ograniczając przy tym niską średnicę, jak a wersji GAD Records, albo też odwrotnie, dopalić wyższy bas, nasycając całość dźwiękiem, jak na płycie z Belle Records. Obydwa ujęcia wydają mi się uprawomocnione.

Podsumowanie

Piątka płyt z ˻ SERII 5 ˺ to petarda muzyczna. Klenczon i Wodecki są tu wspaniali w swojej wrażliwości muzycznej. SBB to z kolei historia polskiego rocka progresywnego w pigułce. Ciekawe, ale to właśnie dwie pierwsze płyty, w szczególności debiut Zbigniewa Wodeckiego, są lepsze brzmieniowo. Co najnowsze wersje SACD podkreśliły, wydobywając piękne barwy i mocny dół.

Krążki SBB mają niezbyt wysoką selektywność i niską dynamikę. Trudno sobie z tym poradzić, choć można to zrobić na różne sposoby. Dlatego każda z trzech najważniejszych wersji tym materiałem, ta z Klubu płytowego, ta z Japonii, a także wersje GAD Records są ciekawe. Tym razem nie jest więc tak, iż automatyczne musimy mieć wydanie na SACD i zapomnieć o tamtych. Ale jeżeli chcemy wiedzieć więcej, jeżeli chcemy zobaczyć, jak jeszcze inaczej można popatrzeć na ten materiał, zakup będzie konieczny.

Dostaniemy wówczas najbardziej gładki, najniżej ustawiony dźwięk ze wszystkich dotychczasowych, nie wyłączając winylowych oryginałów. Można się w tym dźwięku wygodnie „ułożyć”, ponieważ nie uwiera, a jest ciekawy. Ja kupiłem wszystkie płyty (na marginesie, nie polecam przesyłek z EMPIK-u – prawie wszystkie pudełka były uszkodzone) i uważam, iż to wspaniała muzyka.

»«
JAK SŁUCHALIŚMY • Odsłuch został przeprowadzony w systemie referencyjnym „High Fidelity”. Płyty odtwarzane były na odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, a płyty LP na gramofonie Transrotor Zet 3 z przedwzmacniaczem RCM Audio. Sygnał przesyłany był do lampowego przedwzmacniacza liniowego Ayon Audio Spheris III i wreszcie do wzmacniacza mocy Soulution 710 oraz kolumn Harbeth M40.1. Okablowanie – Crystal Cable Absolute Dream, Siltech Triple Crown, z zasilaniem Siltech, Acoustic Revive i Acrolink.

POLSKIENAGRANIA.com.pl

tekst WOJCIECH PACUŁA

zdjęcia „High Fidelity”

«●»

Idź do oryginalnego materiału