„Klaus – obsesja miłości”. Recenzja Skiby

angora24.pl 6 miesięcy temu

Człowiekiem do bólu poskręcanym przez własny dramatyczny życiorys. Jego wydana przed laty biografia „Ja chcę miłości” do dziś szokuje otwartością wyznań i brutalnym oskarżeniem prawie całego świata sztuki o kłamstwa i oszustwo. Po ten właśnie tekst sięgnął cztery lata temu Kamil Maćkowiak, przygotowując swój kolejny monodram.

Powstał chyba najmocniejszy spektakl, podczas którego emocje na scenie sięgają zenitu, a na widowni rośnie coś na kształt zbiorowego przerażenia pomieszanego z zachwytem. Biografia niemieckiego skandalisty to wręcz idealny tekst dla Maćkowiaka, znanego z mistrzowskiego budowania emocjonalnych piramid. Spektakl okazał się tak fizycznie i psychicznie wyczerpujący dla aktora, iż powoli schodzi z repertuaru teatru. Niebawem kilka ostatnich przedstawień. Żegnamy się więc z przedstawieniem „Klaus – obsesja miłości”, które bulwersuje, ale nie przestaje też fascynować.

W historii o Klausie Kinskim mamy kilka ram czasowych. Słuchamy dramatycznie smutnych wyznań z czasów dzieciństwa, gdy młody bohater głodował, marzł i gryzły go pchły. Biedna rodzina, nędznie egzystująca w niemieckim wówczas Sopocie. Zapracowana matka, wykształcony, ale bezradny ojciec. Gdy tylko młody Kinski nauczył się biegać, kradł jedzenie. Jako szczyl powołany został do wojska, by bronić wielkich Niemiec i Hitlera, ale gwałtownie zdezerterował. Postrzelony przez Amerykanów trafił do obozu jenieckiego. Po wojnie grywał w teatrach, bo okazało się, iż ma talent. Ze szkoły teatralnej sam zrezygnował, bo uznał, iż niczego tam się nie nauczy. Dużo czyta i gra, aż staje się gwiazdą. Na jego spektakle przychodzą tłumy.

Nagle dzwonią wszyscy reżyserzy i chcą go mieć u siebie. Podczas spektakli Kinskiego są takie emocje, iż dochodzi do bójek między publicznością. Rezygnuje z grania w teatrze i staje się gwiazdą filmów. W tym także tych wybitnych. Kinski jest seksoholikiem i pragnie być podziwiany. Krzywdzi kobiety wokół siebie, a reżyserów i aktorów obraża. Gardzi też publicznością, która według niego zbyt mało wie i zbyt mało czuje. „We mnie jest wszystkiego za dużo” – mówi w pewnym momencie.

Oto dramat człowieka w potrzasku, który jest w stanie emocjonalnego zawieszenia między geniuszem a obłędem. Z niełatwej biografii aktora Maćkowiak robi na scenie teatralną perłę i petardę emocji. Nie wolno tego przegapić.

Idź do oryginalnego materiału