Pierwszy raz Wybawienie, czy też Uwolnienie (w zależności od tłumaczenia) oglądałem lat temu naście w telewizji, w trakcie ferii zimowych. Tego samego wieczoru bądź też kilka dni wcześniej widziałem po raz pierwszy Full Metal Jacket Stanleya Kubricka. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, iż Boorman, opowiadając o czterech facetach w łódkach, odnosi się też do wojny w Wietnamie. Zapamiętałem za to konkretne sceny, te odbywające się w ich połowach, które stały się wstrząsami filmowymi, przebijającymi „śmierć” Gandalfa w Drużynie Pierścienia czy finał Siedem. W filmie Kubricka była to śmierć szeregowego Pyle’a. A w Wybawieniu? Taka, która do dziś porusza i odrzuca.
Film o facetach w łódkach
Wybawienie, na podstawie książki Jamesa Dickeya, otwiera scena budowy zapory na rzece Cahulawasee, która ma – cytując jednego z bohaterów – „zgwałcić cały ten teren”. To właśnie tą rzeką chce spłynąć czwórka bohaterów (Lewis, Ed, Bobby i Drew), nim straci ona swój pierwotny kształt. Chwilę po cytowanych wyżej słowach, następuje wizualizacja rzeczonego „gwałtu” na ziemi, dzięki ładunków wybuchowych, co już zwiastuje kolejne wydarzenia. W końcu czwórka białych mężczyzn w średnim wieku rusza w Appalachy, z czego tylko jeden ma obycie w survivalu. Grany przez Burta Reynoldsa Lewis to twardy gość, w obcisłej kamizelce i cygarem w ustach, pełniący rolę samca alfa w tej małej grupce. To on poluje z łukiem, stanowi za przewodnika dla pozostałej trójki i staje w konkury z miejscowymi w sprawie znalezienia odpowiedniego miejsca do rozpoczęcia spływu. Z kolei Ed (Jon Voight) stara się uczyć od Lewisa, jeżdżąc z nim na różne wyprawy, ale ciągle pozostaje tylko czeladnikiem survivalowego mistrza. Bobby (Ned Beatty) i Drew (Ronny Cox) to żółtodzioby, które traktują całą wyprawę jako przygodę i wyrwanie się z wielkomiejskiej rzeczywistości. Rozgrywające się w lesie i na rzece wydarzenia wystawiają ich charaktery na ogromną próbę, ale o tym dalej.

Od samego początku czterej podróżnicy dostają sygnały, iż są intruzami. Począwszy od wizyty w górskiej wiosce, gdzie grający na gitarze Drew wdaje się w muzyczny pojedynek z chłopakiem wygrywającym melodię na banjo. Symboliczne starcie zwycięża miejscowy, nie podając po wszystkim ręki obcemu biznesmenowi. Dalej jest wspomniane wyżej samcze starcie w samochodach, w poszukiwaniu miejsca do rozpoczęcia spływu. Silniki ryczą, a Lewis nie odpuszcza, zapewniając, iż wie, gdzie jechać i przy odrobinie szczęścia udaje mu się znaleźć odpowiednią lokalizację. To wszystko jest jednak preludium do spływu w głąb jądra ciemności i konfrontacji z bezwzględną naturą oraz erupcją przemocy.
Gdy bohaterowie zaczynają spływ (z racji cięć budżetowych aktorzy musieli w większości scen sami manewrować na rwącej rzece), to mamy jasny podział, kto jest kim w tej grupie. Lewis – przywódca; Ed – jego zastępca, Drew – najspokojniejszy i starający się myśleć racjonalnie; Bobby – najbardziej niezdarny, nieprzygotowany do takiej wyprawy oraz pogardzany przez Lewisa, który określa go mianem „tłuściocha”. W świecie Wybawienia nie ma litości dla słabości czy jakiejkolwiek chwili zwątpienia, co ukazano na przykładzie postaci Bobby’ego. Gdy razem z Edem szybciej przybijają do brzegu, to trafiają na dwóch kłusowników, którzy są absolutnie obrzydliwymi postaci, czującymi się panami sytuacji. Mają broń, znają teren i mogą pokazać swoją dominację nad obcymi. Brutalnym i bezwzględnym uosobieniem tego jest scena gwałtu na Bobbym, odzierająca postać Neda Beatty’ego z jakiejkolwiek sprawczości, godności i podmiotowości. Wymuszenie na nim, żeby „kwiczał jak świnia” dopełnia obraz obrzydliwości i zwyrodnienia oprawców. Choć scena ta ma już ponad 50 lat, niezmiennie poraża swoją naturalnością oraz bestialstwem, a przy tym zadaje pytanie – to zwykły akt przemocy, czy prymitywna, wręcz zwierzęca odpowiedź na próbę zniszczenia ich rodzimej ziemi? Jednocześnie pozwala ona w pewien sposób zrozumieć żądzę zemsty bohaterów, wpisując się w nurt kina – nomen omen – zemsty, który w kolejnych latach doczeka się Życzenia śmierci czy Pluję na twój grób.
Do gwałtu dochodzi, mniej więcej, w połowie filmu i od tego momentu zmienia się dynamika relacji w grupie, a cała wyprawa staje się walką o przetrwanie. Drew chce oddać sprawę w ręce wymiaru sprawiedliwości, a pozostała trójka optuje za nieformalnym paktem i zakończeniem wszystkiego w miejscu, które lada dzień zostanie zalane wodą. Jak na ironię – o wszystkim decyduje demokratyczne głosowanie, które Drew przegrywa. Koniec z cywilizowanymi zasadami, teraz wygra tylko najsilniejszy. Druga połowa Wybawienia to konfrontacja z rzeką, własnymi słabościami i dążenie do wykrzywionej wizji sprawiedliwości, choćby jeżeli ma ona oznaczać okłamywanie policji oraz życie w stresie, iż prawda wyjdzie na jaw.

W jak Wybawienie, ale też Wietnam
Film Boormana był kręcony i miał premierę w trakcie amerykańskiej wojny w Wietnamie, więc analogie są oczywiste. Czwórka białych facetów w średnim wieku udaje się w obcy, dziki sobie teren, który błyskawicznie ich weryfikuje. choćby Lewisa – niezamężnego gościa, który, polując na ryby z łukiem, uchodzi za eksperta od sztuki przetrwania. Ed czy Drew widzą, iż bohater Reynoldsa pozuje, ale i oni i widz kupują tę pozę. Jest coś magnetycznego w jego postaci i rzucanych przez niego prawdach objawionych o życiu oraz świecie. To wszystko jednak do czasu, aż nie zostaje ranny. Z kolei Drew przegrywa walkę psychologiczną po bestialstwie, które spotkało Bobby’ego. Ten za to stara się podnieść, ale pewnych słabości nie przeskoczy.
No i jest Ed. Bohater Jona Voighta przechodzi największą drogę w Wybawieniu. Zaczyna niczym osoba numer dwa w stadzie, zaraz po Lewisie, żeby w końcu samemu obmyślić cały plan zemsty i zatuszowania prawdy. W przypominającej wietnamską dżunglę puszczy przykładny ojciec i mąż najpierw nie daje rady strzelić do sarny z łuku, żeby kilkanaście godzin później stoczyć prawdziwy bój na śmierć i życie. W postaci Eda widać pewne podobieństwa do Davida z Nędznych psów (co nie dziwi, bo Sam Peckinpah pierwotnie miał reżyserować Wybawienie). Obaj na początku są spokojnymi facetami, których podejście zmienia się i radykalizuje w obliczu działań miejscowych zbirów. W warstwie wizualnej przemianę Eda idealnie oddaje jego strój. Kupiony w mieście na wyjazd rwie się na strzępy, więc Voight przywdziewa na nagi tors jedynie zielony kapok, w którym wygląda niczym amerykański żołnierz po kilku miesiącach w Wietnamie.

Sama podróż bohaterów rzeką przywodzi na myśl późniejszy Czas apokalipsy Francisa Forda Coppoli, ukazanie powojennej/pospływowej traumy kojarzyć się może z Łowcą jeleni Michaela Cimino, a eskalacja przemocy i jej bezsens ze wspomnianym Full Metal Jacket czy Plutonem Olivera Stone’a. Wybawienie było z tym wszystkim pierwsze i najbardziej dosadne, bo w skali mikro oddało skalę makro wietnamskiego szaleństwa. Można też ten film czytać jako zapowiedź slasherów, w których grupka bohaterów mierzyła się z agresywnymi tubylcami, żeby wspomnieć Teksańską masakrę piłą mechaniczną, czy Wzgórza mają oczy.
Konteksty związane z Wietnamem, mroku kryjącym się w człowieku, czy dysputy o środowisku naturalnym działają na korzyść Wybawienia, ale choćby bez zwracania na nich uwagi jest to wybitny przedstawiciel kina survivalowego. Wspaniałe kreacje Reynoldsa i Voighta są ogromną siłą tego filmu, ale zdałyby się na nic, gdyby nie scenariusz Dickeya i reżyserska piecza Boormana. Brytyjczyk to spec od kina gatunkowego, który w Wybawieniu doskonale buduje napięcie i zwodzi widza, żeby zafundować mu emocjonalną bombkę w samą wątrobę, a w zakończeniu dać scenę, którą cytować będzie niejeden horror.
Korekta: Krzysztof Kurdziej
Tekst powstał w ramach patronatu medialnego nad Timeless Film Festival Warsaw, który odbywa się w Warszawie w dniach 7-14.04.2025 r.