Pożegnalna trasa "End of the Road Tour" trwała od początku 2019 r. Rock'n'rollowy cyrk został wstrzymany przez pandemię, ale gwałtownie wrócił na swoje tory - imponujący objazd świata właśnie dobiegł końca.
Hardrockowa legenda z przytupem zakończyła swoją 50-letnią karierę, która przyniosła m.in. ponad 100 mln sprzedanych płyt, masę przebojów, nagrody i uwielbienie fanów na całym świecie zrzeszonych w Kiss Army.
"Za nami 250 koncertów w ramach 'End of the Road Tour', bo to długa droga. Trudno w to uwierzyć, ale mamy po 70 lat. Dotarliśmy do punktu, w którym zdaliśmy sobie sprawę, iż nie damy rady robić tego w nieskończoność. Jesteśmy wciąż na szczycie i to czas, by zrobić zwycięską rundę i rękami podniesionymi w geście triumfu, by podziękować za wszystko naszym fanom" - podkreślał w trakcie trasy Paul Stanley (wokal, gitara), który jest założycielem Kiss razem z Gene'em Simmonsem (bas, wokal).Reklama
Kiss zapowiada "nową erę"
Po ostatnim koncercie, który odbył się 2 grudnia, zespół zapowiedział, iż choć zakończyli pożegnalną trasę, to nie znikną ze sceny całkowicie. Teraz będą odbywały się występy Kiss w formie hologramów. Odpowiada za nie firma Industrial Light & Magic, która wcześniej stworzyła sceniczne hologramy zespołu ABBA. "Kiss może teraz grać jednocześnie w trzech różnych miastach na trzech kontynentach" - skomentował Per Sundin, szef przedsiębiorstwa.
"To co osiągnęliśmy, jest niesamowite, ale to za mało. Zespół zasługuje, by istnieć dalej, bo jest on potężniejszy od nas. Kiss stanie się nieśmiertelny" - dodał z kolei Stanley.