Kino w żałobie. Odszedł reżyser niezapomnianych dzieł. Zmagał się z poważną chorobą

zycie.news 6 godzin temu
Zdjęcie: Kondolencje, screen Youtube @SlowTVRelaxBackground


Nie żyje James Foley, wybitny reżyser i scenarzysta, który od lat inspirował twórców i widzów na całym świecie. Zmarł we śnie w wieku 71 lat po wieloletniej walce z rakiem mózgu. Informację o jego śmierci potwierdził przedstawiciel artysty w rozmowie z „The Hollywood Reporter”.

Jego dorobek to połączenie klasy, odwagi, psychologicznej głębi i niebanalnych wyborów reżyserskich. Foley był twórcą, który unikał powtórzeń i schematów, konsekwentnie podążając własną ścieżką.

„Najgorsze w branży filmowej jest to, iż zostajesz zaszufladkowany, a najlepsze – iż ja nie zostałem” – mówił James Foley w jednym z wywiadów.


„Zawsze podążałem za swoim nosem – na dobre, na złe, czasem na gorsze” – dodawał z ironią i pokorą, które tak bardzo go charakteryzowały.

Jego największym sukcesem artystycznym był film „Glengarry Glen Ross” z 1992 roku – ekranizacja sztuki Davida Mameta, w której wystąpili m.in. Al Pacino, Jack Lemmon, Alec Baldwin, Alan Arkin, Ed Harris i Kevin Spacey. Film uznawany jest za jeden z najważniejszych dramatów psychologicznych lat 90. i klasykę kina o świecie ludzi sukcesu i porażek.


Foley nie bał się przekraczać granic – pracował zarówno przy ambitnym kinie, jak i komercyjnych produkcjach. W jego portfolio znalazły się m.in.:

  • „Fear” (1996) – thriller z Reese Witherspoon i Markiem Wahlbergiem,

  • „Confidence” (2003) – stylowy film o przekrętach z Edwardem Burnsem i Dustinem Hoffmanem,

  • „Perfect Stranger” (2007) z Halle Berry i Bruce’em Willisem,

  • „The Corruptor” (1999) z Chow Yun-Fatem i Markiem Wahlbergiem.

W ostatnich latach największy rozgłos przyniosły mu dwie ostatnie części sagi „Pięćdziesiąt twarzy Greya” oraz praca przy fenomenalnym serialu politycznym „House of Cards”, gdzie jego wyczucie napięcia i niuansów władzy doskonale wkomponowało się w klimat produkcji.

Nie wszyscy wiedzą, iż James Foley był również utalentowanym reżyserem teledysków, szczególnie tych stworzonych dla Madonny. To on stoi za ikonicznymi klipami:

  • „Live to Tell”,

  • „Papa Don’t Preach”,

  • „True Blue”.

Każdy z nich to nie tylko obraz do muzyki – to mały film, opowieść, znak czasu. Foley miał dar tworzenia rzeczy, które zapadały w pamięć na długo.

James Foley zmarł 8 maja 2025 roku, we śnie, po długiej i ciężkiej walce z chorobą. Rak mózgu powoli odbierał mu siły, ale nie zdołał złamać jego niezależnego ducha. Foley nie przestał tworzyć, choć coraz rzadziej pojawiał się publicznie. Do samego końca pozostał wierny swoim wartościom: wolności twórczej, nieszablonowości i odwadze artystycznej.

Jego odejście zbiega się z inną wielką stratą dla kina – w styczniu świat pożegnał Davida Lyncha. Teraz żegna Jamesa Foleya – człowieka, który tworzył kino z charakterem i nie pozwalał zapomnieć, iż film może być sztuką myślenia i emocji jednocześnie.

Świat kina stracił dziś jednego z najbardziej autentycznych reżyserów swojego pokolenia. Ale jego obrazy, słowa i spojrzenie na człowieka zostaną z nami na długo.

Idź do oryginalnego materiału