Kim jest nowa gwiazda "Klanu"? Piękna Polka na co dzień mieszka w Hiszpanii

swiatseriali.interia.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Weronika Wierzbowska, która od niedawna wciela się w postać Roksi w "Klanie", na co dzień mieszka w Hiszpanii. Jest absolwentką Escuela de Actor Mario Bolaños en Madrid, gdzie uzyskała dyplom magistra aktorstwa. Jako nastolatka współtworzyła "Teleranek" w TVP i występowała w nim w charakterze dziennikarki. W rozmowie z nami opowiada m.in. o swoich wszechstronnych zainteresowaniach i... przyszłości u boku serialowego Jaśka (Paweł Grządziel).


Jolanta Majewska-Machaj: Ich znajomość zaczęła się nietypowo - od zaręczynowego pierścionka, który Jasiek Rafalski (Paweł Grządziel) wręczył przypadkowo spotkanej dziewczynie, czyli granej przez ciebie Roksi przy pierwszym spotkaniu. Czy z tego może zrodzić się miłość?
Weronika Wierzbowska: - Wykluczyć nie można. Zresztą od początku tej parze zdarzają się dziwne zbiegi okoliczności, nieprzewidziane spotkania, niezwykłe przypadki. Wpadają na siebie co i rusz, mają wspólnych znajomych. On ma złamane serce, rzuciła go narzeczona - to właśnie jej przeznaczony pierścionek wylądował na palcu Roksi. Jest przygnębiony, zrezygnowany i pewnie nie szuka szybkiego pocieszenia. Ona z kolei nie ma za sobą tak burzliwych doświadczeń, zupełnie nie zna jego historii, ale zainteresowana nim trochę jest. Bo w sumie Jasiek robi dobre wrażenie.Reklama


A przy tym jest wyśmienitą partią.
- Prawdopodobnie tak. Uparcie przekonuje ją o tym choćby Justyna (Alicja Ostolska), dziewczyna Antka (Tomasz Gregorczyk), kuzyna Jaśka. Że wykształcony, farmaceuta i pewnie kiedyś przejmie aptekę po babci (Barbara Bursztynowicz), więc będzie kasa i wygodne życie... Ale Roksi myśli innymi kategoriami, nie chodzi jej o wygodę, a o prawdziwą miłość, przyjaźń, zrozumienie. I coś mi mówi, iż w gruncie rzeczy Jaśkowi chodzi o to samo. Kto wie - może ten splot niezwykłych przypadków, które ich spotykają, to jednak znak, iż wspólny los jest im pisany, a oni jeszcze o tym nie wiedzą?
Za to Beata (Magdalena Wójcik), mama Jaśka, wie. I nie ukrywa, iż chętnie widziałaby w Roksi swoją synową?
- To też jest w tym wszystkim dziwne. Rzadko się zdarza, żeby matka chłopaka tak mocno się angażowała, a można powiedzieć, iż Beata wręcz pcha Roksi w ramiona Jaśka. Im bardziej się wysila, tym bardziej on się złości - nikt nie lubi, kiedy rodzice wtrącają się w życie dorosłych dzieci. Ale faktycznie, moja bohaterka i pani Rafalska złapały dobry kontakt, często się spotykają, bo Roksi uczy ją hiszpańskiego.
Ten hiszpański to przypuszczalnie ukłon scenarzystów w twoją stronę, bo z tym językiem, krajem i kulturą związany jest twój świat.


- To prawda. Mówię po biegle hiszpańsku, studiowałam w tamtejszej szkole teatralnej, Escuela de Actor Mario Bolaños en Madrid, uzyskując dyplom magistra aktorstwa. Dyrektorem tej szkoły jest bardzo znany w Hiszpanii aktor pochodzenia kolumbijskiego, Mario Bolaños, znany m.in. z kultowego w Hiszpanii serialu "Sin tetas no hay paraíso". Wcześniej, jeszcze przed studiami, podjęłam naukę w madryckiej placówce o nazwie Escuela de Tritón, która ma własny teatr i tam zdobywałam doświadczenie na scenie hiszpańskiej. W miejscu tym zaczynała swoją karierę m.in. Blanca Suárez, która zagrała u Pedro Almodovara i którą bardzo cenię, więc wybór nie był przypadkowy. Udało mi się uczestniczyć w paru innych ciekawych przedsięwzięciach, np. wystąpiłam w teledysku Manuela Carrasco "La reina del baile", hiszpańskiego wokalisty, który zdobył dużą popularność na Półwyspie Iberyjskim i w Ameryce Południowej, czyli w obszarze kultury latynoskiej, która mnie fascynuje. Mieszkam w Madrycie od kilku lat i czuję się tam wyśmienicie.
Jak to możliwe, iż mieszkasz tam, a grasz w serialu tu, bo "Klan" realizowany jest w Warszawie?
- Kiedy tylko dostałam propozycję zagrania Roksi, postanowiłam wrócić, bo... "Klanowi" się nie odmawia! Jestem wdzięczna produkcji, tak znacząca rola w serialu jest dla mnie szansą na rozwój i może otwierać wiele drzwi. "Klan" to niewątpliwie fenomen na naszym rynku, od lat ogląda się go w wielu polskich domach, niezmiennie ma milionową widownię! Tak iż nie zastanawiałam się długo, wsiadłam w samolot i zamieszkałam znów w moim rodzinnym domu pod Warszawą, skąd mam blisko do pracy. Jak realizowane są zdjęcia, to jestem na miejscu, a kiedy mamy przerwę, to latam do Madrytu, do swojego tamtejszego domu, znajomych, przyjaciół, bez których trudno mi dziś już żyć.
- Choć muszę powiedzieć, iż przyjaciół zdążyłam zdobyć też i tu, i to właśnie na planie "Klanu"! Panuje na nim przemiła atmosfera, wszyscy bez wyjątku są sobie życzliwi, i aktorzy i pracownicy techniczni, operatorzy, oświetleniowcy, charakteryzatorzy - czuję się wśród nich dosłownie jak w rodzinie. Najbardziej jesteśmy zżyci w gronie aktorów naszego, nazwijmy to - "młodzieżowego" wątku. Tworzymy zgraną paczkę i dobrze się dogadujemy. A jest nas już sporo - mam wrażenie, iż "Klan" się ostatnio mocno odmłodził...
Zmianę pokoleniową widać nie tylko na ekranie, ale i w gronie odbiorców...


- Coraz częściej słyszę, iż "Klan" oglądają młodzi ludzie. To, iż teraz, kiedy w nim gram, dostaję feedback od moich znajomych z różnych lat, choćby tych wczesnoszkolnych, jest oczywiste. Ale pisze do mnie w mediach społecznościowych mnóstwo osób, kompletnie nieznajomych, zainteresowanych serialem, postacią Roksi i jej otoczeniem. Komentują, komplementują, proszą o autografy - bezpośrednio albo w mailach do produkcji, ten pozytywny i tak szeroki odbiór jest niesamowity. Do tej pory myślałam, iż miłośnikami tego serialu są głównie ludzie starsi, przywiązani od blisko 30 lat do jego historii, tradycji. Okazuje się, iż wyrosło już nowe pokolenie, moich rówieśników, a i często osób młodszych ode mnie, które tworzy dziś kolejną generację fanów "Klanu". To oznacza, iż idziemy do przodu!
Skoro tak jest, to oznacza, iż niedługo młodzi bohaterowie będą przejmować wiodące role w tej familijnej opowieści. I znów, wracając do Jaśka, może tak być, iż on właśnie, jako najstarszy wnuk Lubiczów, stanie się kontynuatorem dynastii na następne lata, na przykład wraz z Roksi, o ile by się z nią ożenił...
- Piękna wizja, niestety, dość odległa, zwłaszcza iż Roksi, póki co, jest ledwie kandydatką na kandydatkę i to niepewną (uśmiech). Paweł, który uosabia Jaśka, straszy mnie, iż nad wszystkim dziewczynami jego bohatera ciąży fatum, ponieważ gwałtownie znikają z serialu. Oboje zastanawiamy się, jak zdjąć tę klątwę, bo chętnie byśmy to pociągnęli. Dobrze nam się razem pracuje.
Fantazjujmy zatem dalej - gdyby los jednak, zgodnie z waszym życzeniem, się odwrócił, i Roksi ostałaby się przy Jaśku, a on poprosiłby ją o rękę, to byłby ślub. A ślubu dawno w "Klanie" nie było...
- To fakt, nie było. A ślub - super sprawa, rodzinny zjazd, podniosła atmosfera. I suknia ślubna, w której czuję się znakomicie. Niedawno właśnie miałam okazję w niej wystąpić...
Na własnym ślubie?
- Nie, na wybiegu. Poza aktorstwem zajmuję też modelingiem.
Oraz szeregiem innych, ciekawych rzeczy. Na przykład śpiewasz. I to sopranem!
- Czasem sopranem, czasem innym rejestrem, zależy od potrzeby. Wraz z Wawrzyńcem Turowskim, moim przyjacielem ze szkoły i reżyserem, realizujemy filmiki z moimi wykonaniami, które wrzucam do sieci. Są to m. in. utwory z repertuaru Edith Piaf, covery przebojów Krzysztofa Krawczyka, Edyty Bartosiewicz i innych. Jeden z nich zdobył wyróżnienie na amerykańskim festiwalu filmowym w Elizabeth Town. Bywa, iż śpiewam na koncertach na żywo. Zajmuję się też pisaniem. Stworzyłam monodram pt. "Być jak Meryl", w nawiązaniu do mojej ukochanej aktorki, Meryl Streep. Wyreżyserował go Grzegorz Pawlak, gram ja i jeździmy z nim po różnych miejscach kraju, kiedy jestem w Polsce.


- A w Hiszpanii pracuję m.in. jako przewodnik turystyczny. Niedawno, na zlecenie madryckiego biura podróży, miałam przyjemność oprowadzać 350-osobową grupę przybyszów w USA i Meksyku po Rzymie. Przyjechali tu jako pielgrzymi, z okazji Roku Jubileuszowego. Zwiedzaliśmy Bazylikę Świętego Piotra w Watykanie, gdzie znajdują się Drzwi Święte (wł. Porta Santa), otwierane raz na 25 lat, właśnie z okazji jubileuszu. Byliśmy przy grobie papieża Franciszka. Podziwialiśmy zabytki Wiecznego Miasta, które robi wrażenie. Pobyt ten tak mnie zainspirował, iż postanowiłam się teraz uczyć włoskiego. No i jestem instruktorką narciarstwa...
Skąd tyle umiejętności i ścieżek działania w tak młodym wieku?
- Od dzieciństwa rozwijałam różne zainteresowania. Uczyłam się języków, chodziłam prywatnie na zajęcia wokalne i gry na pianinie. Należałam do ogniska teatralnego prowadzonego przez państwa Machulskich przy Teatrze Ochota. Jako nastolatka miałam okazję współtworzyć "Teleranek" w TVP i występować w nim w charakterze dziennikarki. Przeprowadziłam wtedy m.in. wywiad z Patrycją Markowską, wokalistką, która bardzo mi imponowała. Ale wtedy już byłam zdecydowana, jaką drogą chcę pójść, najbardziej pociągało mnie aktorstwo i w tym kierunku podążałam, oczywiście przy wsparciu rodziców.
Też są aktorami?
- Nie, to zupełnie inna bajka. Mama jest nauczycielką polskiego, tata działaczem sportowym i biznesmenem. Myślę, iż wolałby, żebym wybrała jakiś "poważny" zawód, została lekarzem czy prawnikiem, ale nigdy nie wpływał na moje decyzje i razem z mamą stał za mną murem, nie szczędził środków i sił, bym mogła spełniać swoje marzenia. Mama rozumiała moje wybory lepiej, sama artystyczna dusza, prowadzi kółko teatralne, obie lubimy śpiewy, tańce - szczególnie w rytmach latynoamerykańskich, obie kochamy Hiszpanię. choćby nasz pies (a adekwatnie suczka) ma hiszpańskie imię Bonita.
- Obie też, i z temperamentu i z wyglądu, przypominamy Hiszpanki - ciemna oprawa oczu, ciemna karnacja, włosy - żartujemy, iż może warto by było przeprowadzić jakiś test genów, a nuż miałyśmy jakiegoś przodka południowca (śmiech) Tak czy inaczej myślę sobie, iż jestem szczęściarą, mając takich rodziców, lepszych nie mogłabym sobie wyobrazić. Bez ich serca, pracy i zaangażowania nie byłabym w tym miejscu, w jakim jestem i nie osiągnęłabym tak wiele. I bardzo bym chciałabym im publicznie podziękować, jeżeli się kiedyś zdarzy okazja, iż będę odbierać jakąś nagrodę.
Najlepiej Oscara! I to nie żart - Penelope Cruz, w swych początkach w Hollywood aktorka wyłącznie hiszpańskojęzyczna, zdobyła potem upragnioną statuetkę i kilka nominacji...
- Ten scenariusz mi się bardzo podoba, kupuję go! (śmiech) Ale tak na serio, staram się mierzyć siły na zamiary, pracuję dużo i biorę to, co niesie mi los. Jednakże życie jest nieprzewidywalne i czasem daje to, o czym się choćby nam nie śniło. Zobaczymy, jak to się potoczy dalej...
Idź do oryginalnego materiału