Są książki, które czytamy i odkładamy bez większego poruszenia.
I są takie, które – choć powstały w innej epoce – trafiają w mechanizmy, które działają tu i teraz.
Dla mnie jedną z nich jest „Limes inferior” Janusza Zajdla.
Książka wydana 43 lata temu. W 1982 roku, gdy internet był jeszcze eksperymentem akademickim, a o telefonach nikt choćby nie marzył.
A jednak to, co Zajdel opisał, wygląda dziś… podejrzanie znajomo.
Argoland – czyli nasze współczesne podwórko?
W książce nie ma brutalnej władzy. Nie ma batów, kajdan, strachu.
Wręcz przeciwnie – ludzie żyją wygodnie, dostają punkty, podpowiedzi i gotowe rozwiązania.
System robi za nich wszystko tak delikatnie, tak troskliwie, iż choćby nie zauważają, kiedy przestają decydować sami.
Gdybym nie wiedział, iż to powieść science fiction, pomyślałbym, iż Zajdel opisał TikToka. Albo YouTube’a z jego „następnym filmem, który na pewno Ci się spodoba”. Albo aplikację sklepową, która za każdy zakup daje punkty i „spersonalizowane oferty”.
Bo dziś wygląda to podobnie:
nic siłą, wszystko wygodą.
Bez zakazów, za to z rekomendacjami.
Bez przymusu – ale z ciągłym „system podpowiedział Ci nową treść”.
To nie jest spisek.
To jest mechanizm, który działa tak skutecznie, iż człowiek z przyjemnością oddaje mu swój czas, uwagę, a czasem i zdrowy rozsądek.
Jako informatyk widzę to z dwóch stron: podziwiam elegancję rozwiązań technicznych – i jednocześnie niepokoję się, jak dobrze one działają.
Bo im lepszy kod, tym mniej widoczny dla użytkownika.
A im mniej widoczny, tym trudniej się mu przyjrzeć.
I gdyby to był tylko problem dorosłych, którzy świadomie wybierają wygodę.
Ale dzieci?
Dzieci nie mają choćby szansy na wybór.
A dzieci? Dzieci to już w ogóle przepadają bez reszty
Jako ojciec trójki dzieci widzę to codziennie.
Gdyby mogły, trzymałyby telefon tak, jak kiedyś trzymały swoją ulubioną książkę z bajkami – tyle iż książkę czytało się do końca i odkładało.
Telefon nigdy się nie kończy.
Zawsze jest „jeszcze jeden filmik”.
Zawsze jest „jeszcze jedna gra”.
Zawsze jest coś, co system przygotował specjalnie dla Ciebie.
Współczesne aplikacje to Argoland w wersji dla najmłodszych:
wszystko miłe, kolorowe, przyjazne… i niesamowicie wciągające.
Trudno mieć pretensje do dziecka, iż chce więcej, skoro system został zbudowany po to, żeby chciało.
Znam mechanizmy, które za tym stoją – wskaźniki utrzymania użytkownika, wskaźnik zaangażowania, testy porównawcze A/B.
To nie jest przypadek. To jest inżynieria.
I działa dokładnie tak, jak zaprojektowano.
AI – czyli moment, gdy system zaczyna się uczyć
A teraz dochodzi jeszcze jeden element: sztuczna inteligencja.
Algorytmy, które kiedyś działały według sztywnych reguł, dziś uczą się na naszych danych.
Obserwują, co klikamy, jak długo patrzymy, kiedy rezygnujemy.
I dostosowują się.
ChatGPT pisze za nas maile.
Rekomendacje wybierają za nas muzykę, filmy, artykuły.
AI podpowiada, co kupić, gdzie pojechać, co przeczytać.
I znowu – jako informatyk wiem, iż to fascynująca technologia.
Ale widzę też, iż granica między „pomocą” a „zastąpieniem” robi się coraz cieńsza.
Zajdel pisał o systemie, który myśli za ludzi.
My żyjemy w czasach, gdy system uczy się myśleć jak ludzie.
I robi to coraz lepiej – bo ma dostęp do miliardów przykładów naszych wyborów.
To nie jest już science fiction. To jest codzienność.
Najbardziej niebezpieczne nie jest to, co krzyczy
Zajdel pokazał coś, co moim zdaniem warto dziś zapamiętać:
najgroźniejsze są systemy, które nie dają nam żadnego powodu, by się im sprzeciwiać.
Bo po co?
Skoro jest wygodnie.
Skoro jest szybko.
Skoro „załatwia za mnie”.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy ta wygoda zastępuje nam refleksję.
Kiedy nasze dzieci przestają rozumieć, iż świat nie mieści się tylko w 6-calowym ekranie.
I kiedy AI zaczyna nie tyle pomagać w wyborach, co wybierać za nas tak subtelnie, iż choćby tego nie zauważamy.
Kilka pytań, które warto sobie zadawać
Nie jestem przeciwnikiem technologii – byłoby to absurdalne w moim zawodzie.
Przeciwnie – ułatwia nam życie, czasem choćby ratuje.
Ale im bardziej działa „po cichu”, tym bardziej warto się jej przyglądać.
Może więc od czasu do czasu warto zapytać:
Czy to ja decyduję, czy decyduje za mnie aplikacja?
Czy moje dziecko wybiera samo, czy wybierają za nie podpowiedzi?
Czy gdyby algorytm przestał działać na tydzień, wiedziałbym jeszcze, co naprawdę lubię?
Czy AI mi pomaga – czy powoli przejmuje moje myślenie?
To nie jest felieton antytechnologiczny.
To felieton pro-świadomościowy.
Napisany przez kogoś, kto tę technologię rozumie – i właśnie dlatego wie, iż warto o niej rozmawiać.
Na koniec…
„Limes inferior” to nie tylko fantastyka.
To ostrzeżenie przed światem, który potrafi przyjść do nas nie z hukiem, ale na palcach.
Nie z zakazami, ale z udogodnieniami.
Nie z siłą, ale z wygodą.
Zajdel przewidział coś, czego wielu futurystów nie dostrzegło: iż najbardziej skuteczna kontrola to ta, której nie czujemy.
Że prawdziwe zagrożenie nie przyjdzie w postaci buntu maszyn – ale w postaci systemów tak wygodnych, iż sami oddamy im kontrolę.
I właśnie dlatego warto o tym mówić – zwłaszcza jako dorośli, rodzice i ci, którzy te systemy tworzą.
Jako rodzic chcę, żeby moje dzieci miały dostęp do technologii – ale żeby to one miały nad nią kontrolę, a nie odwrotnie.
W końcu technologia ma nam służyć.
A nie przejmować stery, kiedy my akurat jesteśmy zajęci scrollowaniem.














