Kiedy urodziła się druga wnuczka, zrobiło się nam ciasno w dwupokojowym mieszkaniu, więc zamieniliśmy je na trzypokojowe z dopłatą. Wtedy postanowiłam przepisać mieszkanie na syna. Myślałam: „Przecież i tak kiedyś będzie jego, załatwmy to od razu”. A teraz moja była synowa postanowiła się rozwieść i rości sobie prawo do tego mieszkania

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Po 15 latach małżeństwa mój syn wreszcie zrozumiał, kim naprawdę jest jego żona. Moja była synowa to kobieta trudna, wiecznie niezadowolona i kłótliwa. Przez wszystkie lata wspólnego życia krytykowała męża i wiecznie miała o coś pretensje. A mój syn to zupełne przeciwieństwo – cichy, spokojny, nigdy nie podniósł na nią głosu ani nie powiedział złego słowa. Krótko mówiąc, znosił jej wybuchy cierpliwie.

Nasze relacje z synową nie układały się od samego początku. Ona mnie nie lubiła, ja jej też nie. Nie prowadziliśmy jednak otwartych wojen, poza sytuacjami, gdy musiałam stanąć w obronie syna. Tak jakoś wspólnie funkcjonowaliśmy przez lata.

Mieszkaliśmy wszyscy w moim mieszkaniu, które odziedziczyłam po rodzicach. Ale kiedy urodziła się druga wnuczka, zrobiło się nam ciasno, więc zamieniliśmy je na większe z dopłatą. Wtedy uznałam, iż to dobry moment, by przepisać mieszkanie na syna – i tak przecież kiedyś będzie jego.

Nowe mieszkanie jednak szczęścia nam nie przyniosło. Po pewnym czasie między synem i synową zaczęły się nieporozumienia. Ona ciągle narzekała, iż syn za mało zarabia i nie zapewnia rodzinie godnego życia. Czepiała się o najdrobniejsze rzeczy. Pretensje były na porządku dziennym – o wszystko i o nic. Atmosfera w domu była napięta.

W końcu moja synowa oznajmiła, iż ma dość i chce rozwodu. Syn próbował jeszcze ratować małżeństwo, ale bez skutku. W końcu złożyli papiery rozwodowe. Przyznam szczerze – odetchnęłam z ulgą, gdy się o tym dowiedziałam. Było mi szkoda syna przez te wszystkie lata, a teraz liczyłam, iż w końcu pozbędziemy się tej kobiety i będziemy mogli spokojnie żyć. Ale ona nie zamierzała odpuścić tak łatwo.

W trakcie rozwodu zażądała swojej części mieszkania. Twierdziła, iż zostało kupione w trakcie małżeństwa, należy do mojego syna, a ona jest tam zameldowana z dziećmi. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. choćby przez myśl mi nie przeszło, iż ona mogłaby czegoś takiego zażądać! Przecież to mieszkanie jest kupione za moje pieniądze, a poprzednie było moje.

Synowa zaczęła proponować kompromisy. Według niej moglibyśmy sprzedać mieszkanie i zamienić je na dwa tańsze pod miastem: jej i dzieciom przypadłoby dwupokojowe, a mnie z synem – kawalerka. Inna „propozycja” była jeszcze bardziej bezczelna: ona zajęłaby dwie sypialnie w obecnym mieszkaniu i żyłaby tam, jakby nigdy nic, a my mielibyśmy mieszkać razem z nią w jednym lokalu, jak w komunie!

Syn nie chce się kłócić. Mówi: „Niech robi, co chce, byleby mieć spokój”. Ale ja nie zamierzam się poddać. Nie oddam jej ani metra kwadratowego! Ona na to nie zasługuje.

Nie wiem, co zrobić z tą zachłanną kobietą. Jak zakończyć tę sprawę, nie tracąc mieszkania? Jak sprawić, by wreszcie dała nam spokój? Dlaczego miałabym oddawać jej coś, co jest moją własnością?

Idź do oryginalnego materiału