Kiedy po raz pierwszy zostałam zepchnięta z łóżka, pomyślałam, iż to przypadek — teraz żądam rozwodu.

polregion.pl 2 tygodni temu

Gdy po raz pierwszy zepchnął mnie z łóżka, uznałam to za przypadek – ale teraz składam pozew o rozwód.

W małym miasteczku pod Poznaniem, gdzie zimowe wiatry wyją niczym zły omen, moje życie – które miało być pełne szczęścia – zamieniło się w koszmar. Mam na imię Kinga, mam 27 lat i zaledwie miesiąc temu wyszłam za mąż za Bartosza. To, co stało się podczas naszej pierwszej wspólnej wigilii, było dla mnie ostatnią kroplą. Postanowiłam się rozwieść, a moje serce wali z bólu i determinacji.

**Bajka, która okazała się pułapką**

Gdy poznałam Bartosza, myślałam, iż znalazłam miłość życia. Był czarujący, opiekuńczy, z iskrą w oku. Spotykaliśmy się przez rok, a każdy dzień wypełniał śmiech i plany na przyszłość. Obiecywał rodzinę, ciepły dom, dzieci. Wierzyłam mu całym sercem. Ślub był skromny, ale pełen euforii – rodzina się cieszyła, a ja czułam się jak na szczycie świata. Już tydzień po ślubie zaczęłam jednak dostrzegać w Bartoszu dziwne zachowania, które początkowo zrzucałam na karb zmęczenia.

Pierwszy dzwonek alarmowy zadzwonił, gdy po imprezie z kumplami, pijany, odtrącił mnie, gdy próbowałam zabrać go do domu. Uznałam, iż to wyjątkowa sytuacja – przesadził z wódką. Ale potem takie „przypadki” zaczęły się powtarzać. Bartosz potrafił podnieść głos, gdy coś zrobiłam nie po jego myśli. Jego czułe słowa zastąpiła obojętność, a przytulenia – chłód. Mówiłam sobie, iż to okres próbny, iż się dopasowujemy. Ale pierwszy dzień Nowego Roku rozwiał wszystkie moje złudzenia.

**Koszmar pierwszego stycznia**

31 grudnia świętowaliśmy we dwoje. Przygotowałam uroczystą kolację, udekorowałam mieszkanie, marząc, iż to początek naszego wspólnego szczęścia. Bartosz był w świetnym nastroju, piliśmy szampana, śmialiśmy się. Ale gdy zbliżała się północ, pił coraz więcej, a jego euforia zmieniła się w agresję. Gdy zasugerowałam, żeby położyć się spać, warknął: „Nie psuj mi święta!” Wyszłam do sypialni, mając nadzieję, iż się uspokoi.

Rankiem, 1 stycznia, obudził mnie gwałtowny pchnięcie. Bartosz, z zaczerwienionymi od alkoholu oczami, dosłownie zrzucił mnie z łóżka. Uderzyłam o podłogę, ból przeszył całe ciało, ale jeszcze gorsze były jego słowa: „Przeszkadzasz mi spać, wstawaj i zrób coś pożytecznego!” Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. To nie był mój Bartosz, nie ten mężczyzna, za którego wyszłam. Spróbowałam coś powiedzieć, ale on tylko machnął ręką i odwrócił się do ściany.

**Prawda, która boli**

To nie był odosobniony incydent. W ciągu miesiąca małżeństwa zrozumiałam, iż Bartosz nigdy nie był tym, za kogo się podawał. Jego „przypadkowe” popchnięcia, chamskie uwagi, brak szacunku – to nie były chwilowe potknięcia, ale prawdziwe oblicze. Mógł upokorzyć mnie przy znajomych, nazywając „niezdarą”, gdy obiad mu nie smakował. Wymagał, bym podporządkowywała się jego zachciankom, ignorując moje potrzeby. A ja, dwudziestosiedmiolatka, czułam się jak staruszka uwięziona w klatce.

Mama, Halina, płakała, gdy opowiedziałam jej prawdę. Błagała: „Kingo, małżeństwo to ciężka praca, daj mu czas”. Ale jak znosić kogoś, kto cię nie szanuje? Jak budować dom z kimś, kto widzi w tobie sprzątaczkę? Próbowałam rozmawiać z Bartoszem, on tylko się śmiał: „Nie dramatyzuj, jesteś przewrażliwiona”. Jego obojętność dobijała mnie.

**Decyzja, która mnie wyzwoli**

Wczoraj podjęłam decyzję: składam pozew o rozwód. Boję się – w wieku 27 lat zostanę sama, z rozbitym sercem i rozwianymi marzeniami. Ale jeszcze bardziej przeraża mnie trwanie przy kimś, kto mnie niszczy. Nie chcę żyć w strachu, iż następne pchnięcie będzie mocniejsze. Nie chcę budzić się z myślą, iż popełniłam błąd.

Przyjaciółki mnie wspierają, choć niektóre, jak mama, mówią: „Zastanów się, może się zmieni?” Ale ja wiem: Bartosz się nie zmieni. Jego maska opadła i zobaczyłam prawdziwego człowieka. Zasługuję na więcej – na miłość, szacunek, bezpieczeństwo. choćby jeżeli zostanę sama, choćby jeżeli ludzie będą szeptać za moimi plecami – wybieram siebie.

**Krok w nieznane**

Rozwód to nie koniec, ale początek. Wierzę, iż znajdę siłę, by zacząć od nowa. Może wrócę do marzeń o projektowaniu, może wyjadę w podróż. Jestem młoda, mam czas. Mój ból to cena za wolność – i jestem gotowa ją zapłacić. Bartosz myślał, iż mnie złamie, ale się pomylił. Nie jestem jego ofiarą – jestem kobietą, która zna swoją wartość.

Ta historia to mój manifest godności. Wyszłam za mąż z miłości, ale odchodzę z determinacją. Może pierwszy stycznia był koszmarem, ale dał mi jasność. Nie pozwolę już nikomu strącić mnie – ani z łóżka, ani z mojego własnego życia. Wybieram siebie.

Idź do oryginalnego materiału