Trans zamiast abstrakcji.
David Letellier dorastał we Francji na przełomie lat 80. i 90. Grał wtedy w amatorskich zespołach rockowych, a jego ulubieńcem był Trent Reznor i Nine Inch Nails. Elektroniką zainteresował się dopiero wtedy, kiedy jako architekt przeniósł się do pracy w Berlinie. Projektował między innymi filharmonię – i podobne połączenie piękna i funkcjonalności odnalazł w abstrakcyjnym sound designie. Jego debiutancki album „Stabil” ukazał się w 2006 roku nakładem Raster Noton i był zaskakująco przystępną wariacją na temat estetyki glitch. Z minimalowych loopów składały się również dwie jego kolejne płyty – „Automne Fold” i „Or”.
Tym większym zaskoczeniem dla wielbicieli tego rodzaju grania był krążek „Solens Arc”, który okazał się niespodziewanym zwrotem Letelliera w stronę techno. Odpowiedzialny był za to klub Berghain, w którym francuski producent doświadczył wyzwalającej mocy muzyki tanecznej. Techno w jego wykonaniu było jednak mocno abstrakcyjne, wpisujące wcześniejsze eksperymenty z dźwiękiem w bardziej zrytmizowaną formułę. Podsumowaniem tej ścieżki okazała się płyta „Hyper Opal Mantis” nagrana dla Stroboscopic Artefacts, łączące wizyjny sound design z odwołaniami do klasyki techno i trance’u z lat 90.
Eksperymenty te sprawiły, iż Letellier zaczął didżejować. I okazało się, iż świetnie mu idzie. Zasmakowawszy w mocnym i szybkim graniu, zaczął produkować takież nagrania, przeznaczając je jednak jedynie na EP-ki, z których część ukazała się już nakładem jego własnej wytwórni ARA. Podobnie rzecz się miała z albumem „ULTRACHROMA”, łączącym w finezyjny sposób IDM-owe zacięcie z rytmiką techno i wywiedzionymi z kosmische musik syntezatorowymi modulacjami. Dwa lata po tamtym wydawnictwie dostajemy nową płytę Francuza – „ZERO”.
Tym razem Letellier postanowił przenieść energię swych didżejskich setów na albumowy format. Zgodnie z obowiązującą przez cały czas modą, wszystkie dziesięć utworów z zestawu pulsuje w takt szybkiego bitu rodem z ekstatycznych rave’ów. Tym większe wrażenie robi jedyne nagranie, w które francuski producent wkręca plemienne breaki – „VOLI”. Poza tą zamaszystą rytmiką, niemal wszystkie kompozycje wypełniają rozwibrowane arpeggia – raz psychodeliczne („IPSO”), a kiedy indziej – industrialne („TARO”) lub trance’owe („OVAL”). Tylko dwie kompozycje to ukłon artysty w stronę dźwiękowej abstrakcji („SOLA” i „KOTE”).
Materiał z „ZERO” jest więc wręcz monolityczny – to wymodelowane na rave’ową modłę techno, stawiające nie na brzmieniową finezję, ale na hipnotyczną energię. Dla wielu fanów Kangding Raya może być więc rozczarowaniem. Czy dobiegającemu 50-tki producentowi wymyślnej elektroniki wypada tworzyć muzykę na całononocne imprezy napędzane speedem? Cóż: Letellier miał taki koncept i nikt nie może mu zabronić produkcji takich nagrań. Trzeba jednak uczciwie przyznać, iż utwory te mają potężną moc – a szczególnie „TARO” i finałowe „VOLI” i „OVAL”. Dokładnie taką muzykę chciał Francuz stworzyć – i w tym rozumieniu „ZERO” to ze wszech miar udana płyta.
ARA 2024