Kanaan/Meller „Elysium”, Farna Records • CD ⸜ RECENZJA

highfidelitynews.pl 1 dzień temu

Album „Elysium” jest efektem współpracy Roberta Kanaana, związanego ze światem muzyki elektronicznej, oraz Macieja Mellera, gitarzysty ze świata prog-rocka.

Robert Kanaan – zaczynamy od niego, ponieważ na okładce to właśnie nazwisko widnieje jako pierwsze – jest kompozytorem, muzykiem i producentem. Recenzowaliśmy jego płyty wielokrotnie, po więcej informacji odsyłam więc, chociażby, do opisu płyty „Musica Futura” → TUTAJ. Znanym muzykiem jest również Maciej Meller. To gitarzysta, rozpoznawalny w świecie (nie tylko) polskiego prog-rocka, współtwórca zespołu Quidam, aktualnie działający w Riverside; o ostatniej płycie tego zespołu przeczytają państwo → TUTAJ.

Pod muzyką i produkcją albumu podpisali się obydwaj muzycy. Za bardzo udaną grafikę płyty odpowiada Michał Florczak. Producentem wykonawczym dla wydawcy, Farna Records, był Piotr Mazurowski.

Interesujące jest to, iż mastering powstał w studiu, w którym podstawą jest system audiofilski, złożony ze wzmacniacza lampowego Ars Sonum Filarmonia i kolumn podstawkowych Diapason Astera. Premiera płyty „Elysium” miała miejsce 14 listopada; dostępna jest na CD.

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”, Robert Kanaan, Maciej Meller

KANAAN/MELLER „Elysium”

Wydawca:

Farna Records FRCD01

Format: Compact Disc
Premiera: 14 listopada2025
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA

Jakość dźwięku: 9/10

Wyróżnienie: ˻ BIG RED BUTTON ˺

FARNARECORDS.com

PŁYTA „ELYSIUM” powstawała zdalnie, w dodatku bez pośpiechu, co – jak podkreślają to obydwaj muzycy – wyszło jej na dobre. Robert pisze:

Z mojej perspektywy album „Elysium” najbardziej porównałbym do żywego organizmu, który rośnie i dojrzewa z czasem. Pracując zdalnie z Maciejem doświadczaliśmy (na pewno ja) wzajemnej inspiracji. W tej pracy od początku była niesamowita harmonia i zupełny brak współzawodnictwa. Graliśmy zespołowo, czując, iż każdy chce jak najlepiej dla projektu.
Każdy też, mam wrażenie, podążał drogą, która dopiero po pewnym czasie ujawniła z większą wyrazistością swoiste „przesłanie” płyty. Nie da się tak całkiem arbitralnie założyć z góry kierunku artystycznego, bo muzyka jest żywa, pulsuje i rządzi się własnymi prawami. Można jednak spróbować określić zakres inspiracji i pewnego przesłania, z którym najbardziej będziemy się identyfikować.

Praca nad albumem przebiegała na zasadzie zdalnej, a muzycy przesyłali sobie nawzajem pliki, dodawali swoje nagrania w postaci plików WAV, według ustalonego tempa. Jak mówi dalej muzyk, „materiał wielośladowy poszerzał się o nowe ścieżki, które niekiedy zmieniały w niewielkim zakresie kontekst i miały wpływ na kształt ostatecznego miksu”.

Materiał był nagrywany cyfrowo w DAW z programem Cubase, w rozdzielczości 24 bitów, z częstotliwością próbkowania 44,1 kHz. Miks wykonany był in-the-box, podobnie jak mastering. Partie gitarowe – gitary elektryczne, gitary akustyczne oraz banjo – zostały dograne przez Macieja Mellera w Hidden Studio.

Za miks odpowiada Robert Kanaan, oprócz utworu Olympics – to robota Roberta Szydło, który wykonał też mastering. Przypomnijmy, iż Szydło jest basistą, kompozytorem, muzykiem sesyjnym, producentem muzycznym i realizatorem dźwięku. Był również wieloletnim członkiem zespołu Wolna Grupa Bukowina, a od wielu lat związany jest z formacją Mikromusic.

»«

Kilka prostych słów…

ROBERT KANAAN

WAŻNĄ ROLĘ w budowaniu rytmu były elektroniczne perkusje i sekwencery, głównie w celu uzyskania autentycznego brzmienia syntezatorowego. Chodziło o bardziej oczywiste elektroniczne brzmienia, a mniej naśladowania, w szczególności zestawu perkusyjnego. Była to jedna z wielu ważnych sugestii Macieja.

⸜ Zrzut z ekranu z sesją do płyty „Elysium” w programie Cubase • zdj. Robert Kanaan

W zakresie budowania nastroju na fortepianach skupiałem się na Vienna Symphonic Library – Synchron Pianos (Fazzioli), ale korzystałem także z innych bibliotek, jak Synthogy, czy IK Pianoverse. Każdy fortepian na albumie opowiada nieco inną „historię”, dlatego nie bałem się także eksperymentowania z brzmieniem fortepianów. choćby pod gęstą siecią przeróżnych efektów i programowania, fortepian pozostaje szkieletem brzmienia.

W zakresie brzmień orkiestrowych, przeważnie granych w tle, skupiłem się na bibliotekach Vienna Symphonic Library, EastWest oraz Spitfire Audio, sporadycznie korzystając z innych bibliotek. Ważnym aspektem doboru brzmień było uzyskanie maksymalnej spójności ze śladami Macieja, które same niosły ze sobą bogactwo dźwięków i ekspresji. Naszym wspólnym celem było uzyskanie pełnej harmonii i równowagi.

Po dodaniu śladów gitar do miksu niekiedy zmieniał się charakter i kontekst, co wymagało kolejnej wersji miksu. Po prostu gitary nie były dodatkiem, ale integralną spójną częścią całości. Harmonia, balans, równowaga, swoiste stopienie były naszym celem.

⸜ Maciej Meller przy swoim zestawie gitarowym • zdj. mat. pras.

Pomagały w tym narzędzia do obróbki dynamiki, na przykład procesory polskiej firmy PSP Audioware, Plugin Alliance, SSL, IK Multimedia, Klanghelm, TDR, w zakresie equalizacji – Izotope Ozone, DMG Equilibrium, czy dynamiczne equalizery Izotope’a, Plugin Alliance, czy Toneboosters. Panorama i obraz były wydobyte dzięki imagerom Izotope,a, a przestrzeń – poprzez użycie narzędzi typu reverb i delay, spośród których warto wymienić Reverberate firmy Liquidsonics, wspaniałe efekty Soundtoys, Valhalla, czy Uvi. Pewne elementy wymagały zastosowania efektu chorusa – i tu sprawdzały się procesory kolejnej polskiej firmy, d16.

⸜ Robert Kanaan przy swoim cyfrowym pianinie • zdj. Robert Kanaan

Wszystkie moje miksy powstały na pokładzie Cubase 10 i Cubase 14 Pro. Całość była następnie odsłuchana w Studio Farna Records na zestawie: wzmacniacz lampowy Ars Sonum Filarmonia – kolumny Diapason Astera. Tak sprawdzony materiał, po drobnych poprawkach (największym wyzwaniem był adekwatny balans między syntezatorami a gitarami) – trafił do studia masteringowego Roberta Szydło. Po odsłuchaniu i zaaprobowaniu finalnego mastera (44,1 kHz, 24 bity, PCM WAV) cykl produkcyjny zakończył się wykonaniem przez Roberta Szydło DDP dla płyt CDA oraz cyfrowego mastera do przyszłej płyty winylowej. »RK

»«

Wydanie

RECENZOWANA płyta ukazała się na krążku Compact Disc. To typowe wydanie „oszczędnościowe” – trzyczęściowy digipack bez książeczki. To przykre, iż tak dobra grafika i wspaniała muzyka muszą się pomieścić w tym ubóstwie. To problem rynku, nie muzyków, ani też wydawcy, którzy muszą się liczyć z kosztami. A te przemawiają przeciwko wydaniom „na bogato”.

Słuchacze przyzwyczaili się do tego, iż dostają muzykę adekwatnie za darmo, w streamingu. Wydanie piętnastu czy dwudziestu złotych więcej na płytę CD, ale wyglądającą tak, jak bym uważał, będzie więc dla wielu nie do przeskoczenia. Zresztą choćby te pięćdziesiąt złotych za wydanie, które otrzymujemy będzie dla wielu problematyczne. Takie czasy…

Dodam, iż do porównania z płytą CD miałem złotą wersję Master CD-R oraz pliki.

Dźwięk

˻ PROGRAM ˺ ① Olympics, ② Rush, ③Into the Dark, ④ Road to Elysium, ⑤ Hope, ⑥ It’s All Right Now, ⑦ Free Fall, ⑧ Towards Silence || Elysium extended: ⑨ Constant Run, ⑩ Shades, ⑪ Long Voyage, ⑫ Starry Night

ROBERT KANAAN należy do tej grupy muzyków, którzy potrafią sobie wyobrazić nie tylko strukturę, budowę, aranżację itd., ale i fizyczną reprezentację muzyki. Czyli to, jak brzmi. Większość, można choćby powiedzieć – przeważająca większość twórców nie jest na ten jej aspekt wrażliwa, ponieważ słyszą ją „w głowie”. I to jest w porządku, idea muzyki – bo o tym mówimy – jest rzeczą podstawową. Ale przecież dopiero muzyka zagrana, a więc moment, w którym energia mechaniczna zamieniana jest na akustyczną dopełnia ją, jest jej adekwatną reprezentacją. Ulotną, chyba iż zostanie zarejestrowana.

Podobnie jest z odtworzeniem muzyki z rejestracji. To jest ten sam aspekt, tyle iż przeniesiony o krok dalej. Z mechanicznego (winyl) lub elektronicznego (taśma analogowa, cyfra) zapisu powstają drgania powietrza, które interpretujemy jako dźwięk. I właśnie tego elementu większość twórców uprawiających muzykę nie rozumie, kompletnie nie czuje. A Robert Kanaan – tak. W czym pomogło mu, jak sądzę, porozumienie na tym poziomie z masterującym album Robertem Szydło.

⸜ Zrzut z ekranu z mikserem programu Cubase • zdj. Robert Kanaan

Dlatego też otwierająca płytę kompozycja pod tytułem ˻ 1 ˺ Olympics od razu wrzuca nas w sam środek tej intensywnej podróży. Bo to jest podróż, co słychać dzięki długim pasażom, przypominającym nieco Pink Floyd, a nieco Mike’a Oldfielda, iż gdzieś tę muzykę zakotwiczę, ale podróż intensywna. Dlatego też Elysium wydaje mi się jedną z ciekawszych płyt z muzyką elektroniczną tego roku. Jest gęsta znaczeniowo, nie ma tu dłużyzn, ani pieprzenia w bambus, jak mówił nasz przyjaciel Janusz, ma bardzo dobrą aranżację i wyjątkowo dojrzały dźwięk.

To dźwięk niski i gęsty. Jest tu głęboki i mięsisty bas, a nad całością unosi się duch opanowania. W tym sensie, iż przy masteringu szczególną uwagę zwrócono na to, aby nie było to jasne granie. Trochę to przycisnęło brzmienie w dół, to nie jest jakiś bardzo selektywny dźwięk, ale też pozwoliło na głośne granie, bez zmęczenia. A kiedy, jak w ˻ 2 ˺ Rush, mamy „floydowską” gitarę otwiera się przed nami głęboka panorama i dalekie plany. Z kolei celtycko-irlandzkie w duchu ˻ 3 ˺ Into the Dark, z gitarami akustyczną (Clannad) i elektryczną (Oldfield), przybliża plan do nas.

To nie jest ciągła nawalanka, choć od intensywnego wejścia płyta się zaczyna. Co dodatkowo podbija fortepianowe intro do ˻ 4 ˺ Road to Elysium. Może choćby nie fortepianowe, bo instrument ten przypomina brzmieniem pianino – zabieg ostatnimi czasy rozwijany przez wielu artystów, na przykład z wytwórni Deutsche Grammophon. Postawiona w tle gitara lekko otwiera przestrzeń w tył, a wchodzące w drugiej minucie, generowane elektronicznie, smyczki, tutaj w lewym kanale, przyjemnie to dopełniają.

To wszystko składa się na coś, co można by nazwać „ładną płytą”. Nie wiem, czy to określenie nie będzie obelgą, bo wielu muzyków stara się być przede wszystkim oryginalnymi, za wszelką cenę, a kategoria tego typu nie jest dla nich tożsama z „pięknem”. Jednak zaryzykuję: w muzyce Melera i Kanaana to pojęcia, jak mi się wydaje, tożsame.

A skoro jesteśmy przy gitarzyście – świetnie uzupełnia to, co proponuje zwykle Robert Kanaan. Tak naprawdę, to obaj uzupełniają się w sposób wyjątkowy. Dlatego mamy i intymność, posłuchajmy kontrabasu w ˻ 5 ˺ Hope, ale i oddech. W tym samym utworze zaraz potem wchodzi przestrzenna gitara na długim pogłosie i szeroko rozłożone bębny perkusji, a także tło syntezatora, a po chwili smyczki.

Dlatego to nie jest kolejna nudna płyta El-muzyki. Jakkolwiek byśmy na to nie patrzyli, duża część „produkcji muzycznej” tego typu jest po prostu i zwyczajnie nudna. Wtórna, wsobna, niepotrzebna. Redundantna, iż tak powiem. A z płytami Kanaana, także z tą, której kolorów użyczył Maciej Meller, jest inaczej. Choć mają one wspólną wrażliwość, przejawiającą się w przestrzeniach, oddechu, swobodzie w operowaniu pauzą, to jednak każda jest innym mikroświatem.

I choćby jeżeli utwory kojarzą się nam z innymi, bo przecież otwarcie ˻ 6 ˺ It’s All Right Now jako żywo odsyła do płyt Enyi, to nie jest to naśladownictwo, a korzystanie z podobnych rozwiązań formalnych, z brzmień, z nastrojów. Także wspomniani wcześniej wykonawcy przychodzą do głowy drogą asocjacji, a nie na zasadzie: „Patrz, to przecież X czy Y”.

⸜ Wykorzystana do porównania płyta Master CD-R

No i, powtarzam, to ciekawa muzycznie płyta. Nie nudzi się. Najpierw, kiedy tylko do mnie dotarła, wysłuchałem ją dwa razy pod rząd przez słuchawki, z odtwarzacza Shanling EC Smart, test → TUTAJ. Tanizna, można powiedzieć, ale ze słuchawkami Final ZE8000 Jibun Dummy Head pozwolił on poczuć magię tego krążka. To jest bardzo niski bas, który ładnie pulsuje również we ˻ 7 ˺ Free Fall, ale i ciepły środek pasma.

Wysokie tony wycofane i nie dostaniemy wysokiej selektywności. Wprawdzie, kiedy pod koniec trzeciej minuty tego utworu wchodzi syntezator z dźwiękiem przechodzącym między kanałami, a na początku czwartej minuty mamy mocne wejście dęciaków, to są one wyraźne. Ale raczej plamą dźwięku, a nie fakturą. Jak gdyby w torze była wtyczka „lampowa”, dająca taki właśnie, to jest „lampowy” dźwięk.

Podobnie jest w ˻ 8 ˺ Towards Silence, utworze kończącym podstawową wersję płyty. Jak sam tytuł wskazuje, to wyciszenie. Fortepian buduje nastrój pożegnania, melancholii. Także i on jest ciepły, niemalże welwetowy. Jego atak jest zaokrąglony i gęsty, co powtarza, wchodząca w 2:20 gitara. Ale akurat po jej wejściu prawa ręka fortepianu otrzymuje znacznie dłuższy pogłos, przez co otwiera dźwięk w tył, poszerza też panoramę.

Podsumowanie

I, PRAWDĘ mówiąc, tak bym tę płytę zakończył. Umiar jest cnotą, a tej współcześnie brakuje. Jak wielokrotnie wspominałem, nagrania jazzowe z lat 50. i rockowe z lat 80. trwające od 29 do 32 minut – czyli format 10” płyty LP – wyznaczyły „złoty środek”. I tak bym tej płyty słuchał, zaprogramowawszy pierwszych osiem utworów.

Ale też nie skreślam utworów dodatkowych. Nie tworzą one już spójnej opowieści, a są raczej czymś w rodzaju przypisów. Bo przecież i spokojnie, leniwie toczący się ˻ 9 ˺ Constant Run, i bardzo fajny, gitarowy ˻ 10 ˺ Shades są dobrymi kompozycjami, fajnie zaaranżowanymi, ładnymi. A i ˻ 11 ˺ Long Voyage, w którym bardzo ciekawie brzmi przetworzony głos (?), trochę jak spod wody, do którego super pasuje brzmienie kontrabasów i wiolonczel z tyłu, a potem fletu, bardzo mi się podobały. No i do tego bajkowy ˻ 12 ˺ Starry Night, który swobodnie mógłby się zmieścić w podstawowym składzie płyty – to wszystko jest na swoim miejscu.

Tyle iż to naddatek, jak trzecia kremówka, o której wiemy, iż bardzo nam będzie smakowała pożądamy jej, ale wiemy też, iż nas zemdli. A mimo to po nią sięgamy… Rozwiązaniem tego problemu byłaby publikacja tego typu płyty, zwartej, mającej dobrą narrację, jako osobnego krążka z drugim, n którym można zamieścić utwory dodatkowe. Tak to się zresztą kiedyś robiło.

Problemem są, z czym wracamy do tego, co mówiłem o wydaniu Elysium, finanse. To kosztowałoby więcej, a współcześnie muzycy nie mają tego komfortu. Duża ich część ogóle rezygnuje z fizycznych płyt na korzyść plików w streamingu. Co jest błędem, teraz jestem tego w stu procentach pewien, i jeżeli chodzi o kondycję finansową branży, i jeżeli chodzi o kreatywność (płyta wyznacza pewne ramy i strukturę), ale co wydaje się w tej chwili normą, a nie wyjątkiem. Dlatego wiara Roberta Kanaana w fizyczny wymiar jego muzyki zasługuje na ukłony.

Tym bardziej, iż to doskonała muzycznie płyta. Maciej Meller wprowadził do niej oddech, za pomocą którego wymyka się prostemu określeniu „muzyka elektroniczna”. A przy tym doskonale wpisał się w jej ducha. Bardzo, ale to bardzo mi się ta płyta podobała, tak muzycznie, jak i dźwiękowo. Dlatego, ode mnie, wyróżnienie ˻ BIG RED BUTTON˺. » WP

» Jakość dźwięku: 9/10

»«

JAK SŁUCHALIŚMY • Odsłuch został przeprowadzony w systemie referencyjnym „High Fidelity”. Płyty słuchane były na odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition. Sygnał przesyłany był do lampowego przedwzmacniacza liniowego Ayon Audio Spheris Evo i wreszcie do wzmacniacza mocy Soulution 710 oraz kolumn Harbeth M40.1. Okablowanie – Crystal Cable Absolute Dream, Siltech Triple Crown, z zasilaniem Siltech, Acoustic Revive i Acrolink.

FARNARECORDS.com

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”, Robert Kanaan, Maciej Meller

«●»

Idź do oryginalnego materiału